[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Maleńka osada Kirkjubeur przycupnęła nad brzegiem morza. Z wody wyłaniało się kilka
wysp, skąpanych w złotym świetle zachodzącego słońca. Prosty, pobielony wapnem kościół
stał tuż przy kamienistej plaży. Za nim ciągnęły się kamienne mury katedry, rozpoczętej w
trzynastym wieku i nigdy nie ukończonej. Przez jej otwarte sklepienie widać było niebo,
wysoko w górę wznosiły się łuki okien.
Marya szła za resztą, nieuważnie słuchała szczebiotania siostry i odpowiedzi Robba.
Grethe zajęła się planowaniem wesela, Magnus też był ożywiony.
W końcu postanowili wracać.
Pojedzcie jednym samochodem poprosiła Marya. Tak tu spokojnie, chciałabym
jeszcze chwilę zostać.
Nie czekając na odpowiedz, odwróciła się i ruszyła w stronę katedry. Z ulgą usłyszała, że
głosy się oddalają, zadzwięczał klakson i samochód odjechał. Pomachała w ich stronę.
Czerwonobiała krowa pasła się na trawie przed katedrą. Szerokie na prawie półtora metra
mury były pokryte niebieskozielonymi porostami. Weszła do środka. Dorodne pędy
arcydzięgla pięły się w załamaniach ścian, a kamienne mury były poprzetykane zielonymi
kępkami zielska. Panujący tu przenikliwy chłód i trwająca od stuleci cisza nie przyniosły jej
ukojenia.
Otuliła się szczelniej szalem, wyszła na zewnątrz. Między kamieniami dzika kaczka
nawoływała młode, delikatne fale marszczyły spokojną i pżowo-złotą toń wody.
Usiadła, opierając się o białą ścianę kościoła, na policzkach czuła ciepło ostatnich
promieni słońca; gdy zamknęła oczy, złote światło przeświecało przez powieki. Nic nie
zakłócało ciszy, słyszała własny oddech.
Nagle ogarnął ją długo tłumiony niepokój. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że znów
stała się bezbronna. To tego się bała od pierwszej chwili, gdy poznała Craiga, i dlatego przed
nim uciekała. Uciekała, bo wiedziała, że miłość ma swoją cenę.
Kochała Craiga, kochała go całym sercem. Jeżeli coś było w stanie go ochronić i sprawić,
by powrócił do niej, to była to tylko siła miłości.
Czas mijał. Gdy wreszcie otworzyła oczy, słońce schowało się już za urwiste brzegi
wyspy, trawa stała się chłodna i wilgotna. Marya poczuła się bardzo zmęczona, ale czuła, że
wygrała coś bardzo cennego. Miała pewność, że ta miłość jest czymś najważniejszym w
życiu, czymś dużo bardziej istotnym niż ciosy, które mogą ją spotkać.
Za drewnianymi zabudowaniami trzasnęły drzwiczki samochodu. Uświadomiła sobie, że
to właśnie odgłos jadącego auta przywrócił ją do rzeczywistości. Skrzywiła się z niechęcią,
nie chciała, by ktoś zakłócił tę chwilę i jej z takim trudem osiągnięty spokój.
Wychodzącego zza rogu mężczyznę powitała nieprzyjazną miną. Craig zatrzymał się,
uniósł brwi.
Dokładnie tak samo wyglądałaś w Toronto, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy.
Szok, niedowierzanie i lęk przemknęły jej po twarzy i ustąpiły miejsca gwałtownemu
uczuciu szczęścia. Wyprostowała się, mocno oparła o ścianę, serce biło jak szalone.
Czy to sen? wyszeptała. Czy jesteś naprawdę? Podszedł bliżej, zatrzymał się i
przykucnął na trawie tuż obok niej. Był ubrany w sportowe spodnie i ciemnozieloną bluzę z
długim rękawem. Pod oczami miał ciemne kręgi.
Zciąłeś włosy.
Już o tym zapomniałem. Uśmiechnął się. Cześć, rudowłosa.
Był tu naprawdę, jej modlitwy zostały wysłuchane. Przepełniła ją pomieszana z
wdzięcznością radość. Uśmiechnęła się do niego.
Witaj w domu, Craig.
Dom jest tam, gdzie ty jesteś. Oparł dłonie o mur po obu stronach jej głowy, pochylił
się i pocałował ją. Jej zimne od wieczornego chłodu wargi były miękkie, wilgotne,
nienasycone... Koniuszkiem palca przeciągnął po linii jej ust. Tak czekałem na tę chwilę,
czasami myślę, że minęły lata... Maryo, wyjdziesz za mnie?
Tak.
Wzruszyła ją czułość w jego oczach.
Kobieta, której wystarczy tylko kilka słów.
To chyba dobre słowo?
Najlepsze... chyba zasłużyliśmy na pocałunek. Tym razem całował ją mocniej,
namiętniej, obudziły się wspomnienia... Przeciągnął wzrokiem po jej twarzy tak, jakby do
niego należała. To się jej spodobało.
Teraz chyba powinienem powiedzieć, że jesteś piękniejsza, niż pamiętam. Jesteś
piękna. Ale też jesteś blada jak upiór i o wiele za szczupła.
Przesunęła palcami po jego policzkach, musnęła drobne zmarszczki w kącikach oczu.
Jesteś zmęczony.
Tak. W Toronto mieli dwie godziny opóznienia, a na lotnisku w Londynie był alarm
bombowy i straciłem połączenie.
Przypadkiem usłyszałam rozmowę Robba z Kathrin i wiedziałam, że masz przyjechać...
Już sobie myślałam, że leżysz gdzieś w jakichś chaszczach pobity przez drwali.
Jest wielu, którzy chętnie by to zrobili odrzekł spokojnie. Ale schodzę im z drogi.
Mam jeszcze parę spraw, przed których zakończeniem nikt mnie nie powstrzyma, Maryo.
Uśmiech znów rozjaśnił jej twarz, była niemal pewna, że to ją miał na myśli, mówiąc o
nie zakończonych sprawach.
Więc w końcu jak się tu dostałeś?
Wyczarterowałem samolot.
Och, Craig, jak to cudownie znów cię widzieć! Tak mi przykro, że kazałam ci
wyjechać. Dopiero gdy odjechałeś, zrozumiałam, jaki naprawdę jesteś. Może to musiało tak
być. Kiedy byłeś tuż obok mnie, na wyciągnięcie ręki, to było zbyt blisko spojrzała spod
rzęs i za bardzo mnie rozpraszałeś. Wyrządziłam ci krzywdę, porównując cię z Tonym.
Przepraszam cię.
Wybaczam ci. Jeśli tu w ogóle jest coś do wybaczenia. Wszystko działo się zbyt
szybko, a ja tak się bałem, że mogę cię utracić.
Wiem od Robba, czym się zajmujesz. Znów powinnam cię przeprosić, że sama nigdy
cię o to nie zapytałam. Czy ta sprawa zakończyła się tak, jak chciałeś?
W końcu tak. Ale nie było to łatwe i wszystko mogło potoczyć się inaczej. Odgarnął
jej włosy z czoła. Czy masz coś przeciwko temu, czym się zajmuję?
Tylko wtedy, jeśli to jest dla ciebie niebezpieczne.
%7ładne zagrożenie nie da się porównać z tym, że mógłbym ciebie utracić. Jeszcze nigdy
w życiu nie bałem się tak jak tej nocy, gdy w Vagar wsiadałem do samolotu, którym
oddalałem się od ciebie.
Kazałam ci wyjechać, bo bałam się, że znów zostanę skrzywdzona, że porzucisz mnie i
zostanę sama. Więc odepchnęłam cię pierwsza. Ciągle była zasępiona. Teraz wiem, że nie
jesteś taki jak Tony. Wiedziałam już wtedy, ale nie chciałam tego przyznać. Ty nigdy byś nie
porzucił mnie tak jak on.
Nie.
Dopiero słysząc Robba zdałam sobie sprawę, jak pełne niebezpieczeństw jest życie. A
jeśli kogoś kochasz, stajesz się bezbronny. Dokończyła z przekonaniem:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]