[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cia był ogromny, starała się nie dać tego po sobie poznać.
Przez cały czas czuła jego bliskość. Jego nagi tors był dosłownie na wyciągnięcie
ręki. Cały spocony i pokryty krwią. Jego włosy były mokre od deszczu. Przetarł twarz
ręcznikiem, ale pod lewym okiem wciąż miał czarny ślad. Nawet w takim stanie spra-
wiał, że serce Antonelli biło mocniej.
Bez słowa podał jej bandaże, żeby zabezpieczyła trzy większe rany - jedną na le-
wym ramieniu i po jednej pod każdym z kolan. W pewnej chwili zdała sobie sprawę, że
Cristiano przygląda jej się w dziwny sposób.
Gdy się pochyliła, żeby zabandażować kolana, zauważyła, jak jego spojrzenie po-
wędrowało w dół jej dekoltu. Mimo przeszywającego bólu poczuła uderzenie gorącego
podniecenia. A jeszcze przed chwilą czuła się zmarznięta i obolała.
Oczy Cristiana przez chwilę zrobiły się mgliste. Wstrzymała oddech, gdy wycią-
gnął do niej rękę. Czyżby chciał mnie pocałować? - przemknęło jej przez głowę.
Delikatnie odgarnął jej włosy z czoła.
- Dlaczego myślałaś, że chciałem cię uderzyć? - zapytał miękko.
Antonella zesztywniała z wrażenia. Widziała, że Cristiano to zauważył, ale nie była
w stanie nad tym zapanować. Spróbowała się roześmiać. Ale zabrzmiało to sztucznie.
Nie chciała pozwolić mu zbliżyć się do siebie tak bardzo. Ile jeszcze razy rozpłaczę
się przy tym mężczyznie, którego powinnam przecież nienawidzić? - pomyślała z iryta-
cją.
- Przepraszam - odparła po chwili. - Po prostu byłam przerażona sytuacją.
Cristiano nie dał tak łatwo za wygraną.
- Czy któryś z twoich kochanków cię bił? To dlatego myślałaś, że podniosę na cie-
bie rękę?
- Oczywiście, że nie.
Zawstydziła ją własna reakcja na historię tragicznej śmierci jego żony. Normalnie
umiała zapanować nad swoimi emocjami, ale tym razem zupełnie dała się im ponieść.
Poczuła się przerażona, zraniona i zła w związku z jego oskarżeniami. Gdy przyszedł za
nią do sypialni, naprawdę się obawiała, że będzie chciał jej zrobić krzywdę.
R
L
T
- Odwróć się, żebym mogła spojrzeć na tę ranę na plecach - powiedziała poważnie.
Nie mogła dłużej znieść jego przenikliwego spojrzenia i świadomości, że może od-
kryć jej tajemnicę. Nie miała już siły, żeby trzymać go na dystans, i obawiała się, że w
momencie słabości powie mu o sobie zbyt wiele.
Ale przecież jemu wcale na niej nie zależało. Jego żona zginęła od bomby, którą
podłożyli żołnierze Monteverde. Dlaczego miałby współczuć komukolwiek z tego kraju?
Jednak z drugiej strony, ściągając ją z łóżka w ostatniej chwili, uratował jej życie.
Dlaczego? Przecież mógł ją tam zostawić, mógł w ogóle jej nie szukać po tym, jak
wyszła z głównej sypialni. A jednak to zrobił. Czuła, jak łączy się w niej wdzięczność z
nienawiścią.
Miała nadzieję, że nie będzie na nią dalej naciskał. Nie będzie zadawał więcej py-
tań.
W odpowiedzi Cristiano podał jej tylko kolejny ręcznik i posłusznie się odwrócił.
Antonella spojrzała przerażona na jego zakrwawione plecy. Krew kapała z rany. Długa
rana niemal łączyła ramiona. Stanęła na palcach, żeby się lepiej przyjrzeć, i delikatnie
zaczęła przecierać brzegi, jednocześnie próbując zatamować krwawienie. Jednak gdy
tylko przestawała uciskać, krew znów zaczynała się sączyć.
- Będzie trzeba to porządnie zabandażować. Bardzo cię boli?
- Jak cholera - odparł krótko.
Zaskoczyło ją nie to, że cierpiał, ale że był gotowy się do tego przyznać.
- Tak mi przykro, Cristiano.
- Bywało gorzej, principessa.
Wypłukała dokładnie ręcznik i dalej delikatnie oczyszczała ranę.
- Chodziło mi o to, że to przeze mnie to wszystko.
- To nie twoja wina, że drzewo zwaliło się na dom.
- Ale gdybym została z tobą w głównej sypialni...
- To już nie ma znaczenia, Antonello. Stało się i musimy sobie jakoś z tym pora-
dzić.
- Zawsze zachowujesz taki stoicki spokój? - zapytała z przekorą, ale Cristiano na-
gle spoważniał.
R
L
T
- Nie, nie zawsze.
Nie zapytała, co chciał przez to powiedzieć. Nie musiała. Zrozumiała, jak głęboką
ranę pozostawiła w nim śmierć żony. Czy ona kiedykolwiek się zagoi? Czy jeszcze bę-
dzie umiał kochać?
- Chyba udało mi się ją oczyścić, ale będę potrzebowała ją teraz zdezynfekować -
powiedziała.
- Oczywiście.
Antonella wzięła małą butelkę.
- Gotowy?
- Tak.
Cristiano nie wydał z siebie najmniejszego dzwięku, gdy odkażała ranę. Zacisnął
tylko kurczowo pięści.
- Myślę, że tyle wystarczy. Będzie trzeba to teraz mocno ucisnąć bandażem.
Przyłożyła opatrunek do rany i zabandażowała mu plecy, jak mogła najlepiej. Gdy
skończyła, odetchnęła z ulgą.
Cristiano odwrócił się do niej. Z pasem białego bandaża przez środek piersi wyda-
wał się bardziej ludzki niż kiedykolwiek wcześniej. Gdzie się podział ten bezczelny ksią-
żę z wczorajszego wieczora?
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Naturalnie - odparła.
- To było długie popołudnie, a domyślam się, że nie przywykłaś do opatrywania
ran, principessa.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz - odparła gorzko.
- Byłaś wolontariuszką w szpitalu? - zapytał zaskoczony.
- Nie, zapomnij, że to powiedziałam. - Spuściła oczy, żeby uniknąć jego spojrzenia.
Nigdy jej nie przyszło do głowy, żeby pomagać w szpitalu, bo nie mogła znieść
widoku bólu. Nie potrafiła spokojnie patrzeć na cierpienie innych.
Cristiano wyciągnął rękę i zaczął ją gładzić po ramieniu.
- Jesteś interesującą kobietą.
- Raczej nie.
R
L
T
- Ależ tak. Jesteś przecież księżniczką z rodu Romanellich i choć, jak sądzę, jesteś
przyzwyczajona do przyjemności i luksusu, masz też zupełnie inne oblicze. Bardzo ta-
jemnicze.
Antonella gwałtownie się odsunęła.
- Nie ma we mnie nic tajemniczego. Tak jak powiedziałeś, jestem rozpuszczoną
księżniczką, ale jak się słusznie domyślasz, sporo widziałam.
- W Rzymie czy w Mediolanie? Na pokazach mody? A może któryś z kochanków
zagroził, że rzuci się z klifów Santorini, jeżeli go opuścisz?
Cristiano przysunął się do niej, a ona próbując się odsunąć, natrafiła plecami na
ścianę. Cristiano oparł dłonie po obu stronach jej głowy, tak że znów była w potrzasku.
- Tak bardzo chciałbym się dowiedzieć, co sprawia, że mężczyzni tak za tobą sza-
leją, Antonello - szeptał jej do ucha.
Chciała odpowiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. Wiedziała, że nie
może na to pozwolić, ale nie miała siły się bronić i przymknęła oczy.
Jego wargi musnęły jej usta. Sama nie wiedziała, jak to się stało, ale chwilę pózniej
obejmowała go już ciasno ramionami, pogrążona w namiętnym pocałunku.
Czuła, że przestała panować nad sytuacją, a jednocześnie chciała wciąż więcej. Ale
przecież to książę Monterosso. To nie do pomyślenia, co się teraz dzieje. Próbowała my-
śleć racjonalnie, jednocześnie nie mogąc się oderwać od jego słodkich ust. Wiedziała, że
jeszcze chwila i nie będzie już w stanie nad sobą zapanować.
Czuła, że chce jeszcze więcej, że chce wiedzieć, jakie to uczucie być z mężczyzną.
I to właśnie z tym mężczyzną.
- Cristiano, proszę, nie - powiedziała cicho, wbrew własnym pragnieniom.
Odsunął się od niej zdumiony.
- Nie mogę - próbowała tłumaczyć, mając świadomość, że nie zrozumie, o co jej
chodzi.
Westchnął zrezygnowany.
Wielu mężczyzn próbowało ją uwieść, ale żaden tak szybko nie rezygnował. Jed-
nak Cristiano zrobił krok w tył. Antonella poczuła jednocześnie ulgę i ogromną tęsknotę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]