[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pijany!
– Przepraszam! – reflektuje się. – Nie chciałem! Po prostu… Nie tak miało być…
– zawodzi. – To Emilian! Ja nie chciałem nikomu zaszkodzić. Uwierz!
– Akurat! Teraz nie zrzucaj winy na innych! Co ci w ogóle strzeliło do głowy?!
Chłopaku! Ty to widziałeś? To, jak z pierwszej strony biło czerwone słowo
„kazirodztwo” obok zdjęcia Artysty, który szeroko otwiera usta do mikrofonu?!
Tomasz! To jest kryminał! Tomasz! Kryminał!
– Byłem wściekły. Ty z Marcelem, z Artystą źle wyszło, poszedłem z tego
wszystkiego do Emiliana…
– A on napisał, opublikowali i jest afera roku, a może dekady. Rozpętała się
medialna burza i już nic jej nie zatrzyma! A w dodatku Marcel z Artystą myśleli,
a może nadal myślą, że to wszystko moja wina! Tak że zapraszam cię do wyjścia.
Teraz już naprawdę nie mamy o czym rozmawiać, nie chcę cię oglądać. Nigdy więcej!
Przenigdy!
– Przepraszam! Po prostu wszystko wymknęło się spod kontroli…
– Mnie to już nie obchodzi, idź i ich o tym poinformuj. O ile starczy ci odwagi. –
Uśmiecham się cierpko.
On tymczasem mówi dalej, z jednego tematu płynnie przechodzi w drugi, głośno
myśli, że może w Miasteczku trzeba było zostać, pobrać się, gotowy plan na życie
wykorzystać, spokój mieć, a teraz to się już wszystko spieprzyło. Na amen.
– Pewnie! I byś zadręczył niespełnionymi marzeniami siebie, mnie i wszystkich
wokoło. Wtedy to dopiero do jakiejś tragedii by dojść mogło. A, jak widać, został
tylko kurz w kątach. Po nas. To było po prostu nieporozumienie.
– Jak to?!
– Czasu się już nie cofnie, więc nie ma co na ten temat gdybać, jątrzyć rany. Dość
zrobiłam dla nas, dla naszych relacji, a ty z tym brukowcem…
– Powinnaś mnie przekląć, a zawsze byłaś, czekałaś… Dlatego ja tak do ciebie
tu…
Zaraz się popłacze, zaraz tu mi się pijackie łzy poleją. Na razie twarz ukrył
w dłoniach.
– Tak chciałem coś osiągnąć, chciałem… – znowu zaczyna.
– Byle nie po trupach do celu – wzdycham.
– Tak bardzo chciałem być wyjątkowy – on dalej swoje.
– Mhm.
– A teraz wszystko okazuje się pomyłką i mówisz, że my też.
Świt. Resztki alkoholu w mojej głowie. I on. I jego rozterki. I ta cała afera.
– Nie powiedziałam tak, ja się na tych pomyłkach dużo nauczyłam, takie widać
było przeznaczenie. Taka karma. Umówmy się, że tak miało być, i już do tego nie
wracajmy.
– Zazdroszczę ci takiego podejścia.
– Długo nad tym pracowałam.
– Ja nie potrafię. Gdzieś się pogubiłem. W tym, co można, a czego nie. Myślałem,
że jestem gotowy, że wiem, czego chcę. A teraz nie wiem nic. Ja sobie, życie sobie…
Artysta i Marcel już mnie pewnie na zawsze znienawidzą, ty też, w pracy słabo,
z pieniędzmi też… – mówi cicho.
– Ach tak! – wykrzykuję z triumfem. Więc przede mną innych ostrzega, ale po
pieniądze do mnie przychodzi.
– To nie tak jak myślisz! Po prostu wszystko jak domino. Nawet Stanisława nie
potrafiłem utrzymać, obraził się, do Kurortu wyjechał.
– Tylko co ja mam z tym zrobić? Przychodzisz i żalisz się jak najlepszej
przyjaciółce. Po tym wszystkim! Co to za historie?!
– Smutne historie, Polunia…
– Przestań jęczeć. Kładź się na kanapie, prześpij się, jutro na pewno będzie lepiej.
Pojedziesz do Stasia. Kupię ci bilet. Byle jak najdalej od Emiliana.
Trzeba jak najszybciej rozwiązać sprawę, zachować do niej jak największy
dystans, pozbyć się kłopotu. Niech jedzie. Kocha, nie kocha, niech się tamten martwi.
Teatr odstawi, skruszonego, przez los poturbowanego zagra, i chłopiec mu wybaczy
zapewne. I będą żyli długo i szczęśliwie.
Patrzę, jak śpi. Zawsze lubiłam, gdy spał, miałam wtedy nad nim pełną kontrolę,
władzę. Raz nawet chciałam mu podciąć gardło nożem. Poderżnąć. Na spaniu. Pani
zabiła pana. Zbrodnia niesłychana. Jednak bałam się, że nóż niewystarczająco ostry,
że sobie nie poradzę, że ciało, tkanki stawią opór, on się obudzi i że to się źle skończy,
ale dla mnie. No i ta krew. Patrzę. Śpiące ciało. Śmierć pełznie po moich plecach od
karku w dół krzyża.
O jajecznicę prosi. Pyta, czy mam pożyczyć lakier.
Lastryko,
jarzeniówki,
łamana
angielszczyzna,
ruchome
schody
stojące
nieruchomo, ludzie z bagażami. Ktoś kogoś ciągle potrąca. Wsadzam go do wagonu.
Bez żalu. Wsadziłam przeszłość do pociągu, moja trauma odjechała w siną dal, teraz
można odetchnąć. Skończyło się. Bez fajerwerków. Rozeszło się po kościach. Wiele
płaczu o nic.
===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkh9THpPbwRlCGENbEIpTChSO1QmR2pdaipdLQNzHw==
Dziękuję za wszystko:
Rodzicom, Kubie, Michałowi, Justynie. A także całej ekipie „enter the [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl