[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ogromny tłum krzykiem domagał się widoku Jego Zwiątobliwości. Niczym nasiona rozrzucone
przez wiatr, wszędzie na ustach pojawiało się imię: Paweł IV. Tak pono miał się nazywać nowy
papie\. Ale kto nim jest? Który z kardynałów będzie Pawłem IV? Alvarez de Toledo - dało się
odczytać na wargach zgromadzonych ludzi.
Nagle zapadła cisza pełna wzruszenia, szacunku i niecierpliwości. Jego Zwiątobliwość
ukazał się w oknie. Mateusz Kolumb śmiał się jak nigdy dotąd. Dopiero gdy minął moment
pierwszego uniesienia, anatom otworzył oczy i ujrzał wyraznie twarz Pawła IV. Serce przewróciło
mu się w piersi. Stał jak skamieniały ze śmiechem zastygłym na ustach. Z okna pozdrawiał tłum
nie kto inny, tylko sam kardynał Caraffa.
Mateusz Kolumb przez chwilę miał wra\enie, \e nowy papie\ patrzy wprost na niego.
II
Jeszcze tej samej nocy Mateusz Kolumb spakował wszystkie swoje rzeczy. Nie było na co
czekać; na druk swojej ksią\ki na pewno nie mógł liczyć, a co gorsza, jego dawny wróg i sędzia nie
zawaha się teraz przed wykonaniem wyroku, który dotąd pozostawał jak gdyby w zawieszeniu.
Anatom wiedział o chorobliwej wręcz nienawiści, jaką czuł wobec niego Caraffa.
Jednak nie wszystko było jeszcze stracone. Anatom trzezwo rozwa\ył swoje szanse i podjął
błyskawiczną decyzję. W Wenecji wcią\ na niego czekało wymarzone schronienie. Mateusz
Kolumb nie zapomniał o celu, który kierował całym jego \yciem. Teraz nic ju\ nie mogło
przeszkodzić, by Mona Sofia poddała się jego woli. Anatom miał klucz, który otworzyłby mu serce
ka\dej kobiety. Dla Mateusza Kolumba istniała tylko jedna kobieta, której pragnął - Mona Sofia.
Poza tym Mateusz Kolumb był teraz bogatym człowiekiem; dysponował fortuną, której do
końca \ycia nie potrafiłby wydać. W końcu nie było tak trudno wyrwać się ze szponów Caraffy. W
ciągu dwóch minut anatom zadecydował o całej swojej przyszłości: ju\ zaraz wyruszy do Wenecji,
pójdzie do bordello del Fauno Rosso, zapłaci dziesięć dukatów za godzinę miłości z Moną Sofią,
po czym ta ucieknie z nim na drugi brzeg Morza Zródziemnego, a jeśli będzie trzeba - do świe\o
odkrytych krajów w Nowym Zwiecie po drugiej stronie Atlantyku.
Mona Sofia, bez reszty zakochana w anatomie, stanie się oczywiście najwierniejszą \oną i
najbardziej oddaną z wszystkich kobiet.
Jeszcze tej samej nocy Mateusz Kolumb spakował kilka swoich ubrań i wszystkie
pieniądze, które zarobił w Watykanie. Z foggią nasuniętą na czoło, jak uciekający złodziej zaczął
się przeciskać przez tłum, który zewsząd napływał na plac Zwiętego Piotra. Po chwili zniknął w
rzymskich uliczkach.
Za jego plecami Watykan kipiał jednym wielkim świętem.
Część piąta
Czarna msza
I
Gwałtowny rozwój wydarzeń od dnia rozpoczęcia procesu, zdumiewająca kariera anatoma,
który został wyniesiony na niebotyczne wy\yny, gdzie zajął miejsce po prawicy papie\a Pawła III,
a pózniej spadł jak meteor i musiał uciekać przed kardynałem Caraffą - wszystko to spowodowało,
\e Mateusz Kolumb całkiem zapomniał o rozpaczliwym liście, jaki ze swego więzienia w celi
uniwersytetu napisał był do Ines de Torremolinos. Prawdę mówiąc, anatom w ogóle zapomniał o
swojej dawnej protektorce. Myślał wyłącznie o Monie Sofii. Myślał o niej jako o swoim
nieuniknionym losie; musiał w końcu nadejść dzień - okazało się, \e nadszedł on wcześniej, ni\
przewidywał anatom - kiedy opuści Watykan i uda się do Wenecji, do burdelu przy ulicy Bocciari
opodal Trójcy Zwiętej, gdzie spotka się wreszcie ze swoim przeznaczeniem. Myśl ta nie
przejmowała go jakimś szczególnym niepokojem lub niecierpliwością; była to jakby pełna
rezygnacji świadomość, z jaką człowiek uznaje pewność własnej śmierci i mimo to nie \yje w
ustawicznej trwodze. Niemniej jednak przez cały okres swego pobytu w Watykanie Mateusz
Kolumb ani razu nie wspomniał o dalekim istnieniu Ines de Torremolinos.
Zrządzeniem losu i dzięki usłu\ności messera Vittoria list ów dotarł do Florencji.
II
W pewien kwietniowy poranek 1558 roku do drzwi skromnego domku przy opactwie
zapukał posłaniec. Odkąd Mateusz Kolumb wyjechał z Florencji, Ines nie miała ju\ \adnych
wiadomości od anatoma. A jednak od tamtego dnia ka\da jej myśl jemu była poświęcona.
Wszystko jej przypominało o Mateuszu Kolumbie. Za ka\dym razem, gdy przybywał posłaniec,
była przekonana, \e przynosi upragniony list. Tyle ju\ było tych rozczarowań, \e w końcu
postanowiła w ogóle nie brać pod uwagę takiej ewentualności. Teraz te\ nie chciała nawet spojrzeć
na podpis, który wyzierał spod takowej pieczęci na sznurku owijającym rulon. Poszła z listem do
niewielkiego scriptoricenc, gdzie w kominku buzował ogień, a opodal niego bawiły się
dziewczynki. Ines usiadła przy pulpicie i dopiero wtedy odwa\yła się przeczytać podpis. Serce w
niej zamarło. Usiłowała zachować spokój, a przynajmniej stworzyć takie pozory. Aagodnie
nakazała dziewczynkom, by poszły się bawić do sypialni. Nim zerwała pieczęć z rulonu,
przycisnęła list do piersi i wzniosła do Boga modlitwę. Tyle miesięcy czekała na tę chwilę, tyle
prze\yła bolesnych rozczarowań! Mimo to teraz, gdy mogła do serca przytulić ów papier, który on,
Mateusz Kolumb, trzymał kiedyś w swych rękach, dręczyła ją jakaś nieokreślona obawa. Coś jej
mówiło, \e w liście tym nie będzie nic dobrego. Złamała pieczęć i rozwinęła list.
Musiała chwycić się pulpitu, \eby nie upaść, kiedy przeczytała: Zapewne nie będę ju\ \yć,
gdy list ten dotrze do Florencji... Oczy zaszły jej łzami, płacz wstrząsnął piersią, lecz czytała dalej:
Jeśli uwa\asz, \e jest to świętokradztwo - bo przecie\ przysiągłem milczenie - przerwij
[ Pobierz całość w formacie PDF ]