X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kazał zanieść się z powrotem do swego srebrno-czarnego pałacu.
Pałał nienawiścią do Króla-Imperatora. Przeklinał istotę, która tak bardzo go upokorzyła, znieważyła
i
pokrzyżowała wszystkie plany. Król Huon był głupcem we dostrzegającym potencjalnego zagrożenia
ze strony Zamku Brass. Taki głupiec nie powinien sprawować władzy, nie powinien nawet dowodzić
niewolnikami, a co dopiero przeszkadzać baronowi Meliadusowi, Wielkiemu Konstablowi Zakonu
Wilka.
Nie miał zamiaru słuchać głupich rozkazów Króla Huona, chciał robić to, co uważał za słuszne, a
gdyby
Król-Imperator sprzeciwiał się, gotów był stawić mu czoło.
Niedługo potem opuścił swój pałac i wyruszył konno na czele dwudziestoosobowego oddziału
dobranych starannie ludzi, gotowych udać się z nim wszędzie  nawet do Yelu.
ROZDZIAA XIV
UGORY YELU
Skrzydłolot hrabiny Flany, muskając kadłubem czubki wysokich sosen, opadał powoli ku ziemi, o
włos
unikając połamania skrzydeł o gałęzie brzóz, aż w końcu osiadł na wyschniętym wrzosowisku za
lasem.
Dzień był chłodny i po wrzosowisku hulał porywisty wiatr, przenikający cienkie stroje ludzi.
Dygocząc z zimna wysiedli z latającej maszyny i rozejrzeli się uważnie dokoła. W zasięgu wzroku
nie
było żywej duszy.
D'Averc sięgnął za połę kaftana i wyciągnął płat cienkiej skóry, na którym narysowana była
schematyczna mapa.
 Musimy posuwać się w tym kierunku  wskazał.  Ale przedtem powinniśmy wciągnąć
skrzydłolot do lasu i ukryć go.
 Nie możemy go tu zostawić? Szansę na to, że ktoś odnajdzie go w ciągu tego dnia, są znikome 
zaoponował Hawkmoon.
Ale wyraz twarzy d'Averca był niezwykle poważny.
 Nie chciałbym, by hrabinę Flanę spotkała jakaś krzywda, Dorianie. Gdyby odnaleziono tu
maszynę,
wszystko skrupiłoby się na niej. Chodz.
Ciągnęli i popychali metalowe ptaszysko, aż zawlekli je między sosny i dokładnie zamaskowali
gałęziami. Służyło im znakomicie, dopóki nie wyczerpało się paliwo. Nie spodziewali się nawet, że
zdołają pokonać w powietrzu całą drogę do Yelu.
Ale teraz musieli ruszać na piechotę.
Cztery dni wędrowali przez lasy, przecinali wrzosowiska, wkraczając na coraz mniej żyzne obszary,
w
miarę jak zbliżali się do granic Yelu.
Wreszcie któregoś dnia Hawkmoon zatrzymał się.
 Spójrz, d'Avercu. Góry Yelu  pokazał.
Istotnie, na horyzoncie widać było purpurowe szczyty sięgające chmur, a przed nimi, aż do podnóża
gór,
rozciągała się pagórkowata kraina nagich, żółtobrunatnych skał.
�w dziki krajobraz, jakiego książę nigdy dotychczas nie widział, odznaczał się jednak swoistym
pięknem.
 A więc są jeszcze w Granbretanie miejsca nie porażające całkowicie ludzkich oczu  westchnął.
 Owszem, to piękna kraina  przyznał d'Averc  lecz zarazem odstraszająca. Musimy gdzieś tu
odszukać Mygana. Sądząc po mapie, Llandar leży o wiele mil stąd, pośród gór.
 Zatem pospieszmy się  rzekł Hawkmoon, poprawiając miecz u pasa.  Pospieszmy się. Mamy
niewielką przewagę nad Meliadusem, nie można jednak wykluczyć, że już wyruszył w stronę Yelu z
gorącym pragnieniem pojmania Mygana.
D'Averc stanął na jednej nodze i z żałosną miną zaczął masować stopę.
 To prawda, ale obawiam się, że w tych butach nie zdołam pokonać dystansu. Wybrałem je z
próżności, z powodu ich wyglądu, a me dla solidnej roboty. Teraz widzę, że popełniłem błąd.
Hawkmoon klepnął go w ramię.
 Słyszałem, że w tych okolicach można spotkać dzikie kuce. Miejmy nadzieję, że trafimy na takie,
które dadzą się oswoić.
Nie natknęli się jednak na kuce, pod stopami mieli żółty skalisty grunt, na niebie natomiast zaczęły
pojawiać się plamy fioletowej radiacji. Hawkmoon z d'Avercem pojęli teraz przyczyny, dla których
ludzie z Granbretanu odnosili się z taką podejrzliwością do całego tego regionu, czuło się tu bowiem
coś
nienaturalnego, zarówno na ziemi, jak i na niebie.
W końcu dotarli do podnóża gór.
Z bliska zauważyli, że te również zbudowane są z żółtawych, chociaż poprzetykanych
ciemnoczerwonymi i zielonymi pasmami skał o szklistym, odstraszającym wyglądzie. Kiedy zaczęli
wspinać się na poszarpane granie, zaczęły przed nimi umykać dziwacznie wyglądające zwierzęta, a z
ukrycia śledziły ich niezwykłe, człekopodobne stwory o kosmatych ciałach zwieńczonych
pozbawioną
całkowicie włosów głową, mierzące zaledwie niecałe trzydzieści centymetrów wzrostu.
 Te istoty były kiedyś ludzmi  stwierdził d'Averc.  Ich przodkowie zamieszkiwali te ziemie. A
to,
co widzimy, jest wynikiem Tragicznego Millenium.
 Skąd o tym wiesz?  zapytał Hawkmoon.
 Czytałem w książkach. Ze wszystkich rejonów Granbretanu właśnie tu, w Yelu, najbardziej
odczuwalne były skutki Tragicznego Millenium. Dlatego teraz jest to bezludna kraina, ludzie nigdy
już
nie będą chcieli tu wrócić.
 Z wyjątkiem Tozera... oraz tego starca, Mygana z Llandaru.
 Owszem, o ile Tozer mówił prawdę. Możliwe, że zostaliśmy wyprowadzeni w pole,
Hawkmoonie.
 Przecież Meliadus zdobył te same informacje.
 To może świadczyć tylko o tym, że Tozer jest konsekwentnym kłamcą.
Tuż przed zapadnięciem zmroku ze znajdujących się wyżej jaskiń wyszły górskie stworzenia i
zaatakowały dwóch podróżników.
Ich ciała okrywało natłuszczone futro, miały ptasie dzioby i kocie pazury. Wielkie oczy płonęły
dzikim
blaskiem, otwarte dzióbska obnażały kły i dobywał się spomiędzy nich przerażający syk. O ile
zdążyli
zauważyć w narastających ciemnościach, stanęły przed nimi trzy samice i sześć samców.
Hawkmoon dobył miecza, poprawił sępią maskę, jakby był to zwyczajny hełm, i zaparł się plecami o
skalną ścianę.
D'Averc zajął pozycję u jego boku, a wówczas bestie zaatakowały.
Książę zamierzył się na pierwszą, wycinając długą, krwawą szramę w poprzek jej piersi, i
stworzenie
odskoczyło z wrzaskiem.
Druga padła z ręki d'Averca z przebitym sercem. Hawkmoonowi udało się rozciąć gardziel trzeciej,
ale
czwarta zdołała zacisnąć pazury na jego lewym ramieniu. Naprężył mięśnie, próbując odwrócić
trzymany sztylet czubkiem do góry i urazić zwierzę w łapę, jednocześnie mierząc ostrzem miecza w
następne stworzenie, które starało się dosięgnąć go z drugiej strony.
Zakrztusił się, z trudem opanowując nudności, od zwierząt bowiem bił potworny fetor. Wreszcie
udało
mu się wykręcić dłoń i zanurzyć ostrze w łapie bestii, a ta odskoczyła z warknięciem.
Hawkmoon pchnąwszy błyskawicznie w jedno z płonących ślepi sztyletem, wypuścił go z dłoni,, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.