[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że nie ma swych szklanych domów, ma natomiast swą Nawłoć, z której w przeciwieństwie
31
E. I w a n i c k i, Zmowa obojętnych, Aódz 1969.
39
do poprzednika nie zamierza uciekać. Ku jego rozpaczy wygania go z jej dóbr ognisty
miecz wspólnego gniewu hrabiów Tarnowskich, Wielihoreckiego, Boguchwała Boncz-
Bujnowicza i ich poplecznika, dyrektora banku Farbona, którzy rozejrzyj się, czytelniku!
są rozsiani po kraju niby stare, zmurszałe domy, które w końcu muszą runąć, aby ustąpić
miejsca nowoczesnym wieżowcom . Do tych ostatnich zdaje się bez najmniejszych
skrupułów zaliczać bohater-narrator samego siebie, co mu nie przeszkadza obijać się z
zachwytem wśród tych zmurszałości, dawać się im obwozić po kurortach i przyjęciach i
pozwalać się protegować, a po wykluczeniu z klanu tęsknić, zabiegać o ponowne względy,
nie spać.
Nawłoć przegrywa u Iwanickiego na rzecz Michorowa. Kiedy spiskująca polska
arystokracja wespół wciąga podstępnie bohatera w sidła związku narzeczeńskiego z piękną
Krystyną Tarnocką, która była chłodna jak jej białe ciało , ten rejteruje do swej Elżbiety,
dziewczęcia prostego i uczciwego, choć z nizin i choć, na domiar nieszczęścia, z ojcem
skończonym alkoholikiem. Nie rozumiemy w zasadzie, dlaczego arystokracja zawzięła się na
prostego dysponenta kredytów z banku dyrektora Farbona, a tym bardziej dlaczego ugania się
za nim właśnie w takiej zespołowej formie urocza hrabianka i tym bardziej, dlaczego
przez dysponenta trafia na łoże śmierci Amalia Tarnocka z Suchodolskich, ale nie
powinniśmy się przejmować tymi niejasnościami, albowiem cała anegdota Sosen Wielkich
tak pasuje do współczesnej polskiej nawet prowincjonalnej rzeczywistości, jak machina
latająca %7łeromskiego do nowoczesnego lotniska japońskiego. Książka ta przypomina majaki,
sen; jeśli powiemy, że jest to zły sen, to jednak z innych powodów.
Choćby z powodu sylwetki, profilu współczesnego Baryki, odnoszącego się z rezerwą do
środowiska pańsko-snobistycznego, ale równocześnie zapatrzonego w to marzenie całą duszą.
Nie wierzmy mu, gdy głosi: Należą do tego środowiska przegrani politycy, właściciele
majątków, folwarków, handlarze i wszyscy ci, którzy bogactwo utożsamiali z siłą i władzą.
Stworzyli grupę obojętnych. Obojętnych na wszystko, co dotyczy spraw ogólnych,
społecznych, narodowych . Ta obojętność, która jest rezultatem urobionego przez przeszłość
poglądu, działania siły bezwładu, wyuczonych za młodu przekonań zwana reakcją bądz
opozycją jest chyba mniej grozna od innej, która jest obojętnością bez motywów i racji, z
przypadku, z bierności fizycznej i światopoglądowej we współczesnym świecie. Trawestując
zdanie Iwanickiego można by rzec: należą do tego środowiska młodzi, wstępujący w życie
autorzy, właściciele talentów twórczych, niekiedy handlarze swych własnych utworów.
Stworzyli grupę obojętnych. Obojętnych na wszystko, co dotyczy spraw ogólnych,
społecznych, narodowych.
40
EPOPEJA POLSKIEGO OSADNICTWA
Motyw pionierskiej podróży na ziemie odzyskane i pierwszych lat osadnictwa przewija się
coraz częściej we współczesnej naszej prozie szczególnie tej powstającej na zachodzie i
północy Polski fascynując twórców urodą niecodziennego problemu, bogactwem złożonych
procesów integracyjnych, socjologicznych, psychologicznych. Temat to chyba równie
obiecujący, jak obiecana była kiedyś dla spragnionych korzystnych warunków bytu
imigrantów owa daleka, nie znana ziemia; zapewne z tego względu pisarze, którzy brali na
warsztat wątek narodzin nowej społeczności, skłonni byli pozostawiać go w surowym,
nieznacznie tylko sfabularyzowanym kształcie. Ponieważ fakty same w sobie są pasjonujące,
niech przemówi opowieść faktów (np. Kwartał bohaterów Zdzisława Morawskiego),
ewentualnie okraszona barwną, prawie sensacyjną anegdotą i jędrnymi charakterami (Ziemia
obiecana Dionizego Sidorskiego).
Już w pierwszych opowiadaniach Zygmunta Trziszki obserwowało się odmienną,
oryginalną tendencję; dla młodego autora, podejmującego problematykę lat pionierskich,
przygoda pisarska zaczynała się tam, gdzie dla innych wydawała się kończyć. Dokument,
kronika traktowane tu były jako punkt wyjścia do własnych konstrukcji ideowych bądz
artystycznych
Bardziej niż egzotyka historycznych wydarzeń pasjonowała Trziszkę specyficzna sytuacja
egzystencjalna osadników, stawiających niepewne kroki na obcym, podminowanym jeszcze
w dosłownym tego słowa znaczeniu gruncie; mocniej niż dynamika naturalnego biegu
wypadków, niż sensacyjny schemat incydentów frapował wyobraznię prozaika swoisty
fenomen zetknięcia się na jednym obszarze żywiołów obyczajowych z różnych stron Polski i
spoza kraju, zbiegnięcie się w jednym ognisku odrębnych asymilujących się bądz
wpadających w konflikt kultur.
Trudno dziś w pogodzonej i zintegrowanej masie ludności, zamieszkującej zachodnie
krańce Polski, wykryć wyrazniejsze echa pęknięć, relikty antagonizmów, jakie przecież tu
dominowały w tuż powojennych stosunkach międzyludzkich; Trziszka wydaje się jednak
większą wagę przywiązywać do owych konfliktów, starć aniżeli do czynników właściwej
asymilacji. Uznaje pisarz przeciwieństwa między poszczególnymi plemionami, które dzieliły
się poniemiecką rolą, za właściwe katalizatory procesów historycznych, wyzwalające energię
i inwencję. Niemal całą swą twórczość, legitymującą się do tej pory czterema pozycjami
wydawniczymi, poświęca zielonogórski autor pobrzeżom obyczajowym, społecznym,
psychicznym, które podobnie jak przełomowe momenty dziejów dostarczają człowiekowi
szczególnej okazji do intensyfikacji działalności, mobilizacji sił. Bez względu na to, czy
bohaterem tej prozy staje się grupa społeczna jak w debiutanckim Wielkim świniobiciu32,
czy jedynie zespół rodzinny o dużych tradycjach genealogicznych jak w wielu
opowiadaniach Domu nadodrzańskiego33, czy wreszcie pojedyncza postać jak w
Romansoidzie34, za zasadniczą osnowę literacką obiera Trziszka z reguły wątek trudności
dostosowania się ludzi do ludzi.
Jeśli narrator pierwszych opowiadań rysuje z zaangażowaniem niezwykłą, niekiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]