[ Pobierz całość w formacie PDF ]
malował ślepiec, stanowi prawdziwą przyczynę powodzenia i uznania.
Niestety, on sam nigdy nie będzie w stanie ocenić ich wartości... Tak kończy się część
druga.
I to już wszystko?
Nie. Jest jeszcze część trzecia. Znów akcja rozwija się jakby na opak. Wokół kilku
obrazów niewidomego malarza toczy się dyskusja. Jest to jednak dziwna dyskusja: każdy z
uczestników twierdzi, że omawiane w danej chwili dzieło przedstawia zupełnie co innego.
Wszyscy zgadzają się jednak, iż obrazy mają wysoką wartość artystyczną, i wszyscy...
wątpią, aby malarz był rzeczywiście ślepcem w chwili, gdy je malował. Bohater powieści
dla udowodnienia, że nie mają racji, podejmuje się namalować nowy obraz w obecności
ekspertów. Eksperyment oczekiwany jest z wielkim zainteresowaniem. Stanowi też świetny
chwyt reklamowy dla impresariów malarza. Rezygnacja oznacza w tych warunkach
krok samobójczy. A jednak malarz nie stawia się przed komisją. On również dokonuje
eksperymentu. Chce sprawdzić, czy obrazy będą nadal budzić podziw, niezależnie od tego,
kto był ich twórcą. Przecież swą nieobecnością da dowód, iż jako ślepiec nie potrafi
malować.
W ten sposób również jednak nie jest w stanie dojść prawdy. Zaczyna bowiem podejrzewać,
iż wszystko, co słyszy, jest fikcją, jest grą zainscenizowaną w tym celu, aby nie
załamał się, tracąc jako ślepiec wszelkie nadzieje. Nie ujawnia jednak tych wątpliwości
i
nie przerywa pracy. Dlaczego? Sam nie wie. Może choćby tylko dlatego, że kobieta,
którą
kocha i która, jak przypuszcza, jest właśnie inicjatorką tej fikcji, nie powinna
zwątpić,
że jest on szczęśliwy. I tak się kończy powieść.
Dziwna to książka... westchnął Alberdi.
Mówił pan jednak, iż jest to pewnego rodzaju wyznanie wiary. Nie bardzo rozumiem,
co to wszystko, o czym pan opowiadał, ma wspólnego z życiem wiecznym, wiarą i religią?
Streściłem tylko akcję. To jakby zewnętrzna warstwa... W istocie wszystko obraca się
wokół problemu nieśmiertelności. Stąd i tytuł książki. Ta nieśmiertelność pojmowana jest
chyba symbolicznie. Bohater nie ceni sobie ani bogactwa, ani sławy w sensie, że tak się
wyrażę, doczesnym. On marzy o nieśmiertelności poprzez utrwalenie swych dzieł nie tylko
w pamięci ludzkiej, ale w ludzkim wzruszeniu. Bohater wciąż znajduje się na progu
nieśmiertelności
i nie może go przekroczyć. Wydaje mu się, że już jest poza nim, a pózniej
okazuje się, że to złudzenie, że to fikcja. Ciągle też musi płacić jakąś cenę, coraz
zresztą
wyższą, za tę nieśmiertelność. W końcu nawet płaci świadomością własnego istnienia,
jeśli
przyjmiemy tezę, że kontynuowanie twórczości jest właśnie owym istnieniem, owym ciągiem
prób osiągnięcia nieśmiertelności. Czy mnie ksiądz rozumie?
Alberdi milczał. Kiwał z lekka kilka razy głową, ale było to tylko odruchowe wtórowanie
własnym myślom, bo po chwili powiedział niepewnie:
Muszę koniecznie sam przeczytać... Zdaje się, że jednak pan ma rację... A ja... Cóż za
naiwność!... westchnął z goryczą. Nie rozumiałem, o czym mówił... Ciekawe jednak,
kiedy on to napisał? wrócił nagle do zwykłego rzeczowego tonu.
Doktor Dali twierdzi, że Próg nieśmiertelności jest spośród wydanych dotąd dzieł
Bragi najmłodszym, najpózniej napisanym. Być może skończył on tę książkę tuż przed
śmiercią. Bo przypuszczenie, iż ostatnie książki Bragi są wytworem maszyny piszącej w
jego stylu, wydaje mi się zbyt fantastyczne.
Doktor Dali mówiła o tym. Ale z tego, co mi pan opowiadał przed chwilą, wnioskuję,
że to wykluczone. Zaczynam raczej wierzyć, iż Jose żyje, a w jego grobie spoczywają
zwłoki jakiegoś innego człowieka.
Spojrzałem na zegar. Komisja lada chwila mogła przyjechać, a ja nie zdążyłem dotąd
wiele zdziałać. Należało się spieszyć.
Czy ksiądz pozwoli, że zadam mu jeszcze kilka pytań? Chodzi mi przede wszystkim o
młodego Bragę. Alberdi poruszył się niespokojnie.
Słucham pana.
Co ksiądz sądzi o Mariu? Czy on rzeczywiście cierpi na jakieś zaburzenia psychiczne?
A cóż pan wie na ten temat? odparł patrząc na mnie podejrzliwie.
Pańska siostra i szwagier mówili, że Mario nie czuje się najlepiej powiedziałem
37
wymijająco, usiłując ukryć zmieszanie. Już zresztą sam fakt kilkakrotnej ucieczki...
Poza
tym nerwowość, jakieś urazy, halucynacje...
Ksiądz patrzył na mnie badawczo.
Czy o tych halucynacjach słyszał pan od mojej siostry i szwagra, czy też od doktor
Dali? Niech pan sobie przypomni. To bardzo ważne!
Znów zamiast ja jemu, on mnie zadawał pytania.
Mogę księdza zapewnić, iż nie słyszałem tego od pani Dolores ani też jej męża.
Chciałbym jednak dowiedzieć się, czy ksiądz nie zauważył u Maria jakichś zaburzeń
psychicznych.
Moim zdaniem, nic nie wskazuje, aby był nienormalny. Owszem, jest trochę
niezrównoważony
psychicznie, ale to nie choroba. Bo to, co pan nazywa halucynacjami określił
oględnie może mieć bardzo naturalne wytłumaczenie. Jeśli zaś potwierdzi się
przypuszczenie,
że Jose żyje...
No tak... rozpocząłem i urwałem. Ktoś zapukał do drzwi zakrystii. Ksiądz wstał i
otworzył. Na progu stała stara Indianka.
Przyjechali panowie. Pytają o waszą wielebność.
Już idziemy! odrzekł krótko Alberdi i skinął w moim kierunku głową. Wstałem
więc również, ale nim wyszliśmy z zakrystii, chwyciłem księdza za rękaw.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]