[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odrobina nie była drogowskazem w świecie naszych namiętności?
- Dobrze pan gada - rzekła, ale patrzyła na mnie jak na kogoś, po kim nie spodziewała
się usłyszeć podobnych mądrości.
Poszliśmy kawałek Zwiętokrzyską.
- I jak? - zagadnąłem Dziewucha. - Zdobyłaś dla mnie jakieś informacje?
- Nic szczególnego. Fałszerze nie ogłaszają się w gazetach i nie znajdzie ich pan w
książce telefonicznej. W artystycznym światku trochę ucichło na ten temat. Uważam, że to
zasługa tej nagrody Ministerstwa Kultury i Sztuki. Każdy, kto ma w tej sprawie coś do
powiedzenia, siedzi cicho i kombinuje, jak tu złapać fałszerza? Nazwałam to nawet
syndromem wysokiej nagrody.
Odniosłem wrażenie, że Dziewuch była dzisiaj jakby mniej rozmowna. Czy to nie był
właśnie syndrom owych sześćdziesięciu tysięcy złotych nagrody?
- Wysoka nagroda z pewnością potrafi otworzyć niejedne milczące usta, ale może też
utrudnić oficjalne śledztwo - powątpiewałem. - Jeśli ktoś ma nadzieję złapać Komę na własną
rękę, nie ujawni policji ważnych dla sprawy faktów.
Dziewuch nie skomentowała tego. Być może sama pragnęła odzyskać obrazy
Wyspiańskiego i zgarnąć wysoką nagrodę, ale zaraz zrozumiałem, że jej milczenie miało inną
przyczynę. Za moimi plecami ktoś stał.
Odwróciłem się i ujrzałem Samsona.
- A ty co tu robisz?! - zezłościła się natychmiast Dziewuch. - Zostawiłeś sklep
otwarty?! Czy wiesz, że teraz jest najwięcej klientów?
- Zostawiłem karteczkę - warknął. - Napisałem: Zaraz wracam. Poszedłem po
dziewczynę, która zadaje się z podejrzanymi osobnikami". Kto to jest?
To pełne oskarżenia pytanie odnosiło się do mnie.
-A co cię to obchodzi? - walczyła z nim dziewczyna. - Zapamiętaj, nie jestem twoja! I
nigdy nie będę! Jesteśmy wyłącznie wspólnikami.
- Zadajesz się ze starszymi od siebie - mówił pełen nienawiści, patrząc cały czas na
mnie. - Aldona! Przecież on mógłby być twoim ojcem!
- Bo jest! - rzuciła dla świętego spokoju.
- Czy to prawda? - zapytał mnie uważnie ów Samson. Kłamać nie lubiłem, ale czasami
drobnymi kłamstwami ratowało się skórę swoich znajomych. Postanowiłem i ja skłamać, tak
jak mnie o to wcześniej prosiła Dziewuch, dla jej własnego dobra. Poza tym chłopak wydał
mi się zbyt natarczywy, co trochę mnie denerwowało.
- Tak, jestem ojcem Aldony - przytaknąłem.
Przez chwilę kąciki ust Samsona wykrzywił ledwo widoczny uśmiech rozbawienia.
Czyżbym w jego oczach był niezdolny do posiadania dzieci i wnuków? Czy starokawalerstwo
miałem wypisane na czole?
- Poważnie? - Samson stał przed Hortexem" i drapał się po głowie. - To pan jest jej
ojcem? Miło mi pana poznać. Co za spotkanie. Czy mogę przy okazji o coś pana prosić?
- Słucham.
- Chciałbym się ożenić z Aldoną. Dlatego chciałbym prosić o jej rękę.
- Czyś ty zwariował?! - zdenerwowała się Dziewuch. - Ja nie chcę męża! Absolutnie.
Ciebie nie chcę!
- To jak? - popatrzył na mnie Samson.
- Czego ode mnie chcesz? - broniłem się. - Spytaj najpierw Aldonę. To ona musi cię
pokochać. Nie ja.
- Ona się droczy, proszę pana. To kobieca specjalność.
- Nie droczę się! - tupnęła nogą. - Ja po prostu cię nie chcę. Rozumiesz, idioto? Czy
wszyscy mężczyzni muszą być takimi tępakami?!
- Sprawa jest prosta - wtrąciłem stanowczo, aby zakończyć to przedstawienie
rozgrywające się na Zwiętokrzyskiej na oczach całej Warszawy. - Dziewczyna cię nie chce.
Tak mi przykro. Ale to ułatwia sprawę. Musisz znalezć sobie taką, która cię zechce.
- Proszę pana! O czym pan mówi? Znamy się z Aldoną ponad rok. Nigdy nie znałem
tak długo żadnej dziewczyny. Nie chce pan chyba starej panny w rodzinie? Jest pan jej ojcem,
niech pan jej to wytłumaczy!
- Tato - błagała mnie Dziewuch - powiedz temu łysielcowi, że go nie chcę. Sama sobie
znajdę męża. Co ja gadam?! Nigdy nie wyjdę za mąż!
- Widzi pan! Aldona ma zadatki na starą pannę.
- Zamilcz, idioto! Idz do sklepu. Tato, powiedz mu, aby dał mi spokój!
Już miałem zamiar powiedzieć coś w stylu groznego ojczulka, gdy jakaś wewnętrzna
siła kazała mi zerknąć w bok. Na schodkach prowadzących na deptak stała Regina Skalska.
Pracowała dosłownie o krok od miejsca, w którym rozgrywała się ta niecodzienna farsa. I nie
wiem, jak długo podsłuchiwała naszą zwariowaną rozmowę, ale nie kryła swojej wściekłości.
Musiała słyszeć, jak Dziewuch nazwała mnie ojcem! A przecież nie tak dawno zapewniałem
Reginę, że jestem starym kawalerem i nie posiadam nieślubnych dzieci. W ten oto sposób
musiałem wyjść na kłamcę.
- Tomasz - wyszeptała pełna oburzenia i kompletnie zaskoczona Regina. - Tomasz... ty
mnie oszukałeś. Ty masz córkę! Och, ty podły kłamco! Jak mogłeś mi to zrobić?
Dziewuch i Samson zamilkli i patrzyli na Reginę nie mniej zaskoczeni ode mnie.
Chciałem coś powiedzieć, ale Regina, ściskając pod pachą jakieś zakupy ze sklepu
odzieżowego, odwróciła się na pięcie i znikła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]