[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do rondla. Katja zdusiła w sobie jęk rezygnacji, czyniąc nadludzkie wysiłki, by do
pozbawionej firanek kuchni wprowadzić choć odrobinę domowej przytulności.
- Co robisz w święta?
Podskoczyła.
- W święta? Mój Boże, znów są święta? Nie mam pojęcia. A jak ty obchodzisz gwiazdkę?
- Przez ostatnie lata byłem za granicą. A jeszcze wcześniej jezdziłem do siostry, która
traktowała mnie jak intruza w swoim uporządkowanym świecie. A ty.
- Różnie bywa - odrzekła wymijająco. - Raz byłam u siebie, na wsi, ale niezbyt mile to
wspominam.
- Sama?
- Nie, miałam ze sobą dzieła zebrane Steinbecka. Steinbeck nie zdołał jednak zabić
wszystkich wspomnień.
Przyglądał się jej w zamyśleniu.
70
- A poza tym... spędzałaś święta samotnie w mieszkaniu?
- Tak - odrzekła, schylając głowę. - Gwiazdka to głupi wynalazek, stworzona przez ludzi,
którzy uwielbiają kandyzowane aniołki. Nie lubię gwiazdki.
Jonasz pracowicie rozpakowywał paczkę herbatników.
- Nie chciałabyś spędzić Wigilii ze mną? Tutaj?
Odwróciła się do niego plecami, by nie mógł zajrzeć jej w twarz.
- To by się chyba nie udało - odparła zduszonym głosem. - Jestem słabym pocieszeniem
dla kawalera. Pamiętasz, co napisałam? Nie mam ci nic do zaofiarowania.
Jonasz wiedział doskonale, że nie miała na myśli podarków świątecznych.
- Mylisz się - stwierdził z niezwykłą powagą. - Dałaś mi już bardzo wiele.
- Naprawdę? - spytała z niedowierzaniem. I nagle zmieniła ton. - Nie wierzę, ty chcesz
wyłącznie seksu. A tego nie mogę ci dać.
- Kto powiedział, że ja chcę wyłącznie seksu? - spytał z irytacją.
- Takie przynajmniej sprawiasz wrażenie.
Kawa wykipiała na oczach Jonasza i tylko jego stłumione przekleństwa rozładowały
napiętą atmosferę.
Zjedli improwizowany posiłek, zajęci beztroską paplaniną, potem zmierzyli firanki i
omówili kwestię pozostałych mebli. Dopiero kiedy Katja z przerażeniem spojrzała na
zegarek, Jonasz wrócił do przerwanego tematu.
- Czemu boisz się seksu, Katju?
- Jonasz! - powiedziała z wyrzutem. - Wszystko musisz popsuć! A było tak miło!
Tak, było miło. Na jej twarzy pojawił się rumieniec, oczy błyszczały jak gwiazdy, niewiele
w niej zostało uporządkowanej Katji Francke. Teraz w jej spojrzeniu pojawił się cień.
- Nie możesz zostać na noc? - spytał.
Wybiegła do przedpokoju.
- To wykluczone! - krzyknęła ostro.
Jonasz ruszył za nią powoli.
71
- Odstąpię ci pokój i łóżko, możesz czuć się bezpiecznie. Jak chcesz, zamknij drzwi na
klucz, choć to zupełnie zbędne.
- Dlaczego chcesz, żebym została?
- Po pierwsze, znakomicie czuję się w twoim towarzystwie i wprost uwielbiam twoje
docinki. A po drugie, boję się o ciebie. Dobrze wiesz dlaczego.
- Mam samochód! I policjanta, który mnie pilnuje.
- To nie wystarczy. No, ale jeśli nie chcesz zostać...
Rozglądała się bezradnie wokół.
- Nie o to chodzi. Wcale nie mam ochoty już iść, bo... bardzo mi ciebie brakowało przez
te parę dni Różnimy się bardzo, ale nadajemy na tej samej długości fali, prawda?
Skinął głową.
Uczyniła niecierpliwy gest.
- Gdybyś tylko nie był tak bardzo...
- Pochłonięty myślami o seksie? Nie jestem, Katju.
- Nie, nie jesteś nachalny. Przynajmniej nie za bardzo - poprawiła się szybko. - Chodzi mi
o ciebie!
Czekał.
- Co to znaczy, Katju? - spytał łagodnie.
- Spójrz na siebie! - prychnęła gwałtownie. - Stoisz, leniwie oparty o drzwi. I jesteś taki...
taki... pociągający! Och, muszę już iść - zakończyła z zażenowaniem.
- Katju - powiedział cicho, nie ruszając się z miejsca.
Zaczęła płakać.
- Jesteś gorylem, mówię rzeczy, których... Wcale tak nie myślę, w ogóle mnie nie
interesujesz. I... Gdzie, do diaska, są moje rękawiczki?
- Tutaj - odrzekł spokojnie, podnosząc je z podłogi - To twoja paczka?
Katja otrząsnęła się i otworzyła szeroko oczy.
72
- Tak! Korona Aucji i świece na jutrzejsze święto! Miałam zostawić je w biurze,
dziewczęta potrzebują ich wcześnie rano. Muszę tam teraz wpaść.
- Jadę z tobą.
- Nie! - zaprotestowała. - Nie, proszę, nie rób tego! Dam sobie radę.
Jonasz zrozumiał, że nie była w stanie znieść jego obecności ani chwili dłużej, więc nie
nalegał.
- Nie powinnaś ty być Aucją? - zdziwił się.
Katja odrzekła spiesznie, naciągając rękawiczki, jakby chciała już mieć to wszystko za
sobą:
- Byłam w zeszłym roku i teraz znów mnie poproszono, jak wszystkie długonogie
blondynki. Odmówiłam. Mam złe doświadczenia. %7łonaci urzędnicy dodają wódki do
grzanego wina, potem pojawiają się ich rozhisteryzowane żony i mają do nas pretensje.
%7łałosne przedstawienie.
- Więc wyśpisz się rano? To mi oszczędzi wyrzutów sumienia. Odprowadzę cię do windy.
- Nie, Jonasz, żadnych wind! Do widzenia, dziękuję za cudowny wieczór!
- Kiedy się zobaczymy?
Zatrzymała się w drzwiach.
- Znajdz sobie jakąś miłą, seksowną dziewczynę i zapomnij o brzydkiej Katji. Ona
wybiera się do domu lizać rany i wracać do równowagi.
- A więc ją troszkę naruszyłem?
- Troszkę? Prawdziwe trzęsienie ziemi!
Drzwi zatrzasnęły się i Jonasz został sam. Powoli wszedł do pokoju, w którym królowała
jedynie sofa obita jasną skórą. W pustych ścianach wciąż rozbrzmiewało echo.
Jonasz uśmiechnął się do siebie. Przepełniała go radość. Chwycił miarkę i rąbnął nią w
oparcie sofy. Miarka pękła na pół.
To nic. Musiał jakoś dać upust uczuciom.
73
ROZDZIAA XI
Dyrektor Svantesson siedział w hotelu w Rio de Janeiro z drinkiem w dłoni i rozkoszował
się widokiem na ogromny posąg Chrystusa. Jednak nie sprawy natury duchowej
zaprzątały jego myśli.
Uratowany, myślał z ulgą i triumfem. Uratowany w ostatniej chwili! Przeżył kilka trudnych
dni, ale w końcu w genialny sposób wystrychnął ich na dudka. Wszystkich!
Zaniósł się rechotliwym śmiechem.
Niewielu mężczyzn mogło dorównać mu inteligencją. Kissinger, może Einstein, choć to
właściwie zaspany naukowiec, a tacy się nie liczą. Trzeba żyć pełnią życia, zarabiać
pieniądze, działać szybko, a myśleć jeszcze szybciej. Jak on, dyrektor Svantesson!
Tylko jeden człowiek wiedział, gdzie się teraz znajduje. Pilot, Jonasz Callenberg. A
znając Berrę i Stickana mógł być pewien, że nie ma już nikogo, kto by znał jego miejsce
pobytu. Berra i Stickan lubili zabijać. Mieli swoje nawyki...
Tak, w genialny sposób zatarł wszelkie ślady.
Wymacał w kieszeni klucz do hotelowego sejfu. W bezpiecznym schowku w recepcji
spoczywała cała jego fortuna. Dość pieniędzy, by biały człowiek mógł opływać w tym
kraju we wszelkie zbytki.
Jedynie konieczność nagłego opuszczenia firmy mąciła nieco jego znakomite [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl