[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siedzenia i nakłaniała woznicę do szybszej jazdy. Znam panią,
Camillo. Nie należy pani do płochliwych. A po wszystkim śmiałaby
się pani do rozpuku... Jak on.
- Zmiał się?
-I to jak! Jeszcze nie spotkałem człowieka, który potrafiłby tak
cieszyć się życiem. Nigdy się przy nim nie nudzę. Gdyby poznała go
pani lepiej, byłaby pani zaskoczona. Nawet jeśli okaże się, że jest
spadkobiercą Dewhursta, pozostaniemy przyjaciółmi. Martwi mnie
tylko Eversley. On mnie nie znosi.
- Eversley! - wykrzyknęła Camilla. - Clare, czy on mógł
ponacinać uprząż tamtego dnia?
66
- Eversley? - zdziwił się Lilliheun.
- Tak! Długo się zastanawiałam, kto byłby na tyle podły. Teraz
pan twierdzi, że lord Eversley pana nienawidzi.
- No, tak, ale jest dżentelmenem i w dodatku moim kuzynem.
Może i lubi mnie ośmieszać, ale nie sądzę, że posunąłby się do
morderstwa. Nie, nie ma sensu rozważać takiej możliwości. Jestem
pewien, iż tamten wypadek nie był zamachem na moje życie. Raczej
któryś ze stajennych niechcący przejechał nożem po skórze, gdy
zaprzęgał konie.
Camilla przytaknęła i uścisnęła ramię Lilliheuna. Był
wspaniałym człowiekiem, niezdolnym do popełnienia przestępstwa i
nie podejrzewał o to nikogo ze swoich znajomych. Dlaczego nie
potrafiła go pokochać i ciągłe odrzucała oświadczyny?
Przecież pisarka nie musi spędzać życia w samotności. Pani
Radcliffe i madame d'Arblay stanowiły dobitny przykład, że mężatki
mogły osiągać sukcesy w literaturze. Lilliheun w dodatku na pewno
wspierałby ją w każdym przedsięwzięciu.
Nie, powiedziała sobie zdecydowanie, zabierając dłoń z jego
ramienia. On stanie się takim samym mężczyzną jak wszyscy, a ja
zwykłą kurą domową. Będzie oczekiwał, żebym zajmowała się
domem i wychowaniem dzieci, a pisanie zejdzie na drugi plan. Nie,
takie rozwiązanie nie byłoby korzystne dla żadnego z nas.
67
- Camillo, proszę spojrzeć na prawo - wdarł się w jej rozważania
głos Clare'a. - Widzi ich pani? Właśnie skręcają. Zatrzymam się tu i
poczekamy na nich.
- Och, Neiland i Locksley. I to Locksley powozi!
- Właśnie. Pewnie dlatego Neiland jest taki blady -zachichotał
Lilliheun. - Ja chyba bym się bał tu z nim przyjechać. Za duży ruch.
Kilka dobrych minut upłynęło, zanim dotarła do nich bryczka
Neilanda. Im bardziej się zbliżali, tym bardziej rozbrajający wydawał
się Camilli skoncentrowany Fate ze zmarszczonym czołem i
przygryzioną wargą. Niesforne loki miał schowane pod czapką, na
szyi elegancko zawiązany fular, a miedziane guziki surduta błyszczały
w słońcu.
- Niech pan zatrzyma konie, Locksley - polecił Neiland. - Nie
chce pan porozmawiać z moją kuzynką i Lilliheunem?
- Nie zauważył was - wyjaśnił Neiland, gdy stanęli obok. - Nic
mu nie mówiłem wcześniej, żeby się zbytnio nie denerwował.
Pierwszy raz powozi sam w ruchu ulicznym.
-Jesteś odważniejszy, niż sądziłem, Neilandzie -uśmiechnął się
Lilliheun i spojrzał na Fate'a. Poważną twarz kapitana rozjaśnił
uśmiech.
- Dzień dobry, panno Quinn! - zawołał Fate.
Przełożył lejce do lewej dłoni, a prawą dotknął kapelusza. Konie
wzięły ten ruch za polecenie do dalszej jazdy, więc musiał czym
68
Anula
ous
l
a
and
c
s
prędzej je powstrzymać. Neiland w ostatniej chwili chwycił za
siedzenie, żeby nie upaść.
- Przepraszam. Cały i zdrowy? - upewnił się Fate. Neiland
kiwnął głową.
- Nie zamieniłabyś się ze mną miejscami, kuzynko? Mam do
przekazania Lilliheunowi ważną wiadomość od Ojca.
- Co? Próbujesz pozbyć się kobiety, którą zamierzam poślubić? -
spytał wyniośle Lilliheun.
-Daj spokój! Cammy potrafi powozić równie dobrze jak ja.
Spokojnie dopilnuje, żeby nic się nie stało. Zresztą na tak zatłoczonej
ulicy nie da się rozwinąć dużej szybkości. - Neiland zszedł na dół i
pomógł kuzynce wspiąć się na siedzenie obok Fate'a. - No, dobrze,
zbierajcie się już. Objedzcie park dookoła i wróćcie. Locksley,
powierzam panu tę dziewczynę, odpowiada pan za nią swoim życiem.
Fate przytaknął i ruszyli.
- Dobrze pan sobie radzi - pochwaliła go Camilla. -I jeśli mogę
coś dodać, to wygląda pan bardzo elegancko.
Fate zerknął na nią z ukosa i uśmiechnął się. -Wcale nie
chciałem go zakładać, ale ten mały się uparł.
- Lokaj?
- Właśnie. Musiał mi go zawiązać, bo ja nie mam zielonego
pojęcia o takich sprawach. Ale spisał się na medal, prawda?
- Tak. Co pan robi? - spytała, gdy konie nagle stanęły.
69
Anula
ous
l
a
and
c
s [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl