[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za godzinę do hotelu Marquis. W recepcji odbierzesz kopertę
zaadresowaną do Doris. Włóż jakąś seksowną suknię.
Co takiego? Nie zwlekaj!
Gib przerwał połączenie, uśmiechnął się i wsunął do ust kolejną garść
chipsów. Helen wciąż stała przy telefonie i mówiła, do głuchej słuchawki.
Uhm... Dobrze. Masz okropny głos... Zaraz przyjadę. Po drodze
wstąpię do apteki... Oczywiście. Nie ma sprawy... Na razie.
Wróciła do stołu, by sprzątnąć swój talerz. Harry z trudem zachowywał
powagę. Ugryzł kawałek chleba.
Allison zachorowała powiedziała Helen. Muszę do niej zajrzeć,
kochanie.
Nie ma sprawy. Wstał z krzesła. Jeśli chcesz, mogę cię odwiezć.
Nie! To znaczy... dziękuję. Dam sobie radę.
Zrobię to z dużą przyjemnością. Ostatnio tak rzadko bywaliśmy
razem. Wezmę płaszcz.
Harry! Jadę tylko do Allison! Zaraz wrócę.
Jasne. Oczywiście. Po prostu próbowałem być miły. Helen czuła się
wprost okropnie. Pogładziła męża po policzku.
Doceniam to.
Harry mruknął coś pod nosem i odwrócił głowę. Helen w duchu
miotała gromy na Borysa, Smona i wszystkich szpiegów świata.. Poszła do
sypialni, by się przebrać.
Harry ze złośliwym uśmiechem wszedł do kuchni i sięgnął po
słuchawkę.
Siedzący za konsoletą Gib przesunął potencjometr i krzywił się
niemiłosiernie słuchał francuskiej paplaniny.
Nie, nie. Doucement. Rób to powoli. Bardzo powoli... Czułym
amantem był Jean-Claude Dercle, ekspert od spraw bankowości,
zwerbowany do Omegi z uniwersytetu w Lyonie. Teraz stał w szklanej
kabinie i przed mikrofonem odgrywał rolę Charlesa Boyera.
Tak, tak. O to właśnie chodzi, cheri... Zadzwonił telefon. Gib
podniósł słuchawkę.
Jean-Claude już skończył? spytał Harry.
Jeszcze chwilę. Harry, wlazłeś w to już po same uszy, a jeszcze
próbujesz brnąć dalej. Zupełnie ci odbiło, skoro chcesz wykorzystać pokój
w naszym hotelu.
Nie stać mnie na to, by wynająć podobny gdzie indziej.
Och, tak! Tak! Ochhhhhhhh! Jean-Claude wyraznie wczuł się
w rolę.
Stop! zawołał Gib. Jean, trzymaj się tekstu. Cofnął taśmę
i skasował kilka ostatnich sekund.
Harry? rzucił do słuchawki. Nagranie będzie gotowe za dwadzieścia
minut. Muszę kończyć.
Coś seksownego... Nie, nie to. Może to? Jezus, Maria! Co za ziemiste
kolory. Rzygać się chce od ziemistych kolorów! Nie mam co na siebie
włożyć!
Helen z furią przetrząsała szafę. W samym kącie błysnął kawałek
czerni. Czerń jest seksy! Rzuciła się w tamtą stronę. Boże! A cóż to
takiego? Długie szyfonowe rękawy, falbana przy szyi, druga nad
kolanami... W takim stroju nikt by za nią nie spojrzał, nawet gdyby
przeszła samym środkiem Soledad. Która godzina? Zaczęła się przebierać,
gdy nagle pomyślała o reakcji Harry ego. W takiej kreacji do apteki?
Schowała ciasno zwiniętą sukienkę do torby i przycisnęła z wierzchu parą
butów na wysokich obcasach. Mogła się przebrać w garażu.
Marquis oferował swym gościom luksus i całkowitą dyskrecję od
parteru do ostatniego piętra. Gdy Helen zaparkowała accorda wśród
lśniących limuzyn, co najmniej sześciu członków Kongresu uprawiało
geboomsemachen w hotelowych pokojach, i to bynajmniej nie z żonami.
Jeden z nich, przewodniczący opozycji senackiej, leżał grzecznie
w łóżeczku i czekał, by sroga mamusia zmieniła mu pieluchę.
W takim miejscu obecność samotnej kobiety w czarnej sukni nie
budziła niczyjego zdziwienia. Jedynie recepcjonista z zainteresowaniem
zerknął w jej stronę. Pb pierwsze dlatego, że wyglądała jak nauczycielka
podczas pierwszego w życiu wypadu w miasto , po drugie gdyż
dzwigała ogromną wypchaną torbę, zupełnie nie pasującą do jej stroju,
i po trzecie gdyż kilka razy omal nie zwichnęła nogi, paradując
w wysokich obcasach.
Helen stanęła przed kontuarem.
Ma pan może jakąś wiadomość dla Doris? Starała się mówić
głębokim, nastrojowym głosem.
Mężczyzna uniósł brwi. Niedorzeczne imię. Doris?
Tak, Doris. Setny raz przeklęła w duchu zidiociałego Borysa.
Zaraz sprawdzę.
Obrzucił ją przeciągłym spojrzeniem, w którym niechęć mieszała się
z fascynacją. Po chwili wręczył jej podłużną kopertę.
Dziękuję powiedziała Helen.
To ja dziękuję odparł recepcjonista.
Odeszła kilka kroków. W kopercie był klucz z numerem pokoju,
niewielki przedmiot prawdopodobnie mikrofon przeznaczony do
podsłuchu oraz świstek papieru z nabazgranym numerem telefonu. Helen
podeszła do najbliższego aparatu i przekopała pół torby, nim znalazła
dwudziestopięciocentówkę. Wystukała numer podany na kartce. Ktoś
odebrał.
Słuchaj odezwał się mechaniczny głos Borysa. Od tej chwili jesteś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]