[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niepokoju i coraz bardziej niknącej nadziei, kilku
najlepszych pacyentów podziękowało mu za
starania, a drudzy dali do zrozumienia, iż gotowi
są także kogo innego zawezwać.
Wśród utrapień tych ciężkich, jedna tylko po-
zostawała mu pociecha: oto Wincenty Castelnau
bawił ciągle w Londynie, rozłąka więc między nim
a Vilną stanowczą widać była.
Do cierpień za to zazdrości, do tortur moral-
nych, inne jeszcze przyłączyły się męczarnie. Oto
129/141
śmiały, cyniczny Iredale, stał się naraz tak wrażli-
wym, tak nerwowym, jak rozpłakana hysteryczka.
Nie znosił ciszy, lękał się ciemności, bał się sam
jeden pozostać w pokoju; cień, rzucany przez
krzesło na posadzkę, wprawiał go w drżenie ner-
wowe, krzyk jakiś na ulicy, kazał mu w nocy bled-
nąc z przerażenia i zrywać się z obłędem prawie
z posłania. Sny straszne, przerażające, mary i up-
iory, zakłócały mu każdą chwilę spoczynku, aby
zaś tylko zamknął powieki, przed oczyma jego
stawała blada postać niewieścia, w szaty grobowe
przybrana, a odsłaniając śmiertelny całun, ukazy-
wała mu, spazmem konwulsyi wykrzywione, rysy
Gertrudy Castelnau. Mara ta tak była czasem
wyrazną, tak realną, iż przekonany, że rozbud-
zonym widzi ją wzrokiem, patrzał, którędy wyszła,
szukał śladu nogi jej na posadzce. Ztąd też noc
stała się dla niego torturą, a dzień był o tyle tylko
znośnym, o ile ogłuszał go wirem swym i hałasem.
 To są skutki chloralu; nie zażyję go więcej,
 wmawiał sam w siebie.
I wstrzymywał się dzień jeden; nadchodziła
jednak noc, pełna niewysłowionych męczarni, ag-
onia istna moralnej, do życia zbudzonej istoty;
Iredale zaś, zrozpaczony, ponownie za środki
usypiające chwytał. Na samo wspomnienie Well-
boroughu, dreszcz go przejmował; raz pragnął
130/141
tam pojechać, drugi raz zabobonnego na myśl tę
doznawał strachu. Posyłając też wykaz zapotrze-
bowanych lekarstw, nie pisywał nawet do Marka,
nie wspominał mu imienia Vilny, jak gdyby bal się
szyderczego na ważkich jego ustach uśmiechu i
tych słów pamiętnych:
 Ej, czy tylko gra za świeczkę starczy?
A jednak wierzył w przywiązanie Vilny; to jed-
no w chwilach najcięższych sił mu dodawało.
Wierzył, że do niego napisze, że, powróciwszy, da
się przebłagać i przejednać.
W dniu, który miss Lascelles przeznaczyła na
ostateczną z Markiem Barnays rozmowę, Klemens
Iredale, skończywszy wizyty u chorych, powrócił,
jak zwykle, około wpół do piątej do siebie.
Znużony fizycznie, zgnębiony moralnie, pobiegł
jednak najwpierw do biurka, na którem mu listy
składano. A może będzie choć parę słów od niej?
Ani litery! Złamany, opadł z jękiem głuchym
na krze sło. W tejże chwili dzwonek frontowy
ozwał się głośno. Doktor drgnął, wyprostował się i
szybko przygładził włosy. W przedpokoju głos jak-
iś męzki pytał o niego, równocześnie zaś służący
stanął na progu:
 Dwóch panów pragnie się widzieć z panem
doktorem,  zameldował.
131/141
 Dobrze; zaraz przyjdę.
Pamiętając, iż od rana nic nie miał w ustach,
nalał kieliszek wina i wypił go duszkiem, poczem,
wszedłszy do gabinetu konsultacyjnego, powitał
ukłonem nieznajomych.
 Czem panom mogę służyć?  zapytał,
pewny, że tu o poradę chodzi.
 Przepraszam najmocniej,  wyrzekł wyso-
ki, silnie zbudowany mężczyzna, zbliżając się ku
niemu,  nie przyszliśmy tu w roli pacyentów.
Potężna jego prawica spoczęła równocześnie z
siłą na ramieniu gospodarza domu.
 Doktorze Iredale,  wyrzekł uroczyście, 
racz się uważać za mego więznia. Aresztuję pana.
Na dzwięk słów tych, straszna zmiana zaszła
w rysach lekarza. Nie poruszył się nawet; szklane
jego oczy przesuwały się tylko kolejno od jednego
do drugiego z przybyłych.
 Jakiem prawem i na jakiej zasadzie aresztu-
jesz pan?  zapytał w końcu.
 Jestem komisarzem policyi, mam zaś
polecenie uwięzić pana, jako oskarżonego o
morderstwo, o otrucie pani Ca stelnau. Rozkaz
aresztowania przyszedł telegraficznie z Wellbor-
132/141
oughu, gdzie pułkownik Castelnau złożył pod
przysięgą ważne przeciw panu zeznania.
W miarę słów tych, doktor Iredale odzyskał
część panowania nad sobą.
 Ależ to potworne!  zawołał.  Jakto ?
pozbawiacie mnie panowie wolności, na zasadzie
błahego podejrzenia jedynie?
 Niestety, sir, mamy dowody. Wspólnik
pański, Marek Barnays, złożył piśmienne poświad-
czenie pańskiej winy w ręce miss Vilny Lascelles.
 Vilny Lascelles!  wykrzyknął doktor z taką
dziką siłą rozpaczy, iż na ryk ten przerażający
wszyscy domownicy zaczęli się zbiegać na górę,
chcąc wiedzieć, zkąd tak nieludzki głos wyszedł;
zaczem jednak służba drzwi dosięgła, Seweryn
Gray runął bez zmysłów u stóp komisarza policyi.
Zamknięty samotnie w celi więziennej, mnie-
many Klemens Iredale oczekiwał na termin swej
sprawy, wślad za którą mogły go tylko czekać
stryczek lub galery. Dziś cała gorzka prawda nie
obcą już mu była; wiedział, iż Vilna Lascelles od
chwili popełnienia morderstwa podejrzewała go
ciągle, że, stawiając go na równi z Markiem Bar-
nays, jednaką z obydwoma odegrała komedyą, by
133/141
posiąść dowody, które teraz straszną w ręku jej
broń stanowiły.
 Ach,  wołał nieraz rozpaczliwie,  gdyby
nie ona, gdyby nie ta ślepa namiętność, byłbym
może uczciwym pozostał człowiekiem! A dziś,
jakaż gorzka spotyka mnie za nią. nagroda!
Sala sądowa, kurytarze, dziedziniec nawet,
przepełnione były tłumem ciekawych, którzy, cis-
nąc się i tłocząc, chcieli na żywych, zbrodniczych
dokumentach, tajniki duszy ludzkiej studyować.
Do chwili wejścia, Seweryn Gray starał się w
zachowaniu Przynajmniej, pozory godności ra-
tować. Raz jednak wprowadzony do izby
posiedzeń, ujrzawszy się wobec oczu tysięcy, po
słyszawszy szmer głuchy, powtarzający jego
nazwisko, utracił panowanie nad sobą, obecność
zaś Vilny Lascelles dala mu dopiero pojąć całą
grozę poniżenia i upokorzeń, jakie przejść będzie
musiał. Krwawy rumieniec wstydu oblał mu lica,
zeszedłszy zaś z nich, ołowianą nieledwie po-
zostawił bladość. Czując, iż nogi chwieją się pod
nim, a ręce drżą, jak u zgrzybiałego starca,
chwycił za brzeg ławy, i uspokojony dopiero nieco,
podniósł głowę, by okiem powieść dokoła. Tłumy
nic go nie obchodziły; ale tam, opodal, stała ona,
134/141
Vilna Lascelles, a obok, jakby wobec całego świata
już jawną roztaczając nad nią opiekę, górował nad
innymi wyniosłą postacią człowiek, którego na-
jbardziej na ziemi nienawidził  Wincenty Castel-
nau. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl