[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uniesieniem, że jest teraz jedną z nich.
ROZDZIAA 17
Kiedy Ophlie wróciła nad ranem do domu, luksus mieszkania, kolory, ciepło, lodówka
pełna jedzenia, wanna, gorąca woda wydały jej się niezwykle cenne. Przeleżała godzinę w ciepłej
wodzie, myśląc o tym, co widziała, co robiła, do czego się zobowiązała. Nigdy jeszcze nie czuła
się tak szczęśliwa i tak zaangażowana. W porównaniu z tym, czego bała się najbardziej - śmierci
na ulicach - inne sprawy nie wyglądały już tak zle.
Ani widmo przeszłości, ani wyrzuty sumienia, że namówiła syna, by poleciał z ojcem, ani
jej bezmierny ból. Narażała się na niebezpieczeństwo na ulicach, poradziła sobie i teraz wszystko
inne wydawało się łatwiejsze. Położyła się do łóżka koło Pip, która tej nocy znowu wylądowała
w jej sypialni, i poczuła ogromną wdzięczność za to, że ma córkę i że nie jest sama. Zasnęła
mocno, trzymając Pip w objęciach i obudziła się dopiero na dzwięk budzika. Przez moment nie
miała pojęcia, gdzie jest. Znili jej się bezdomni na ulicach. Wiedziała, że do końca życia nie
zapomni ich twarzy.
- Która godzina? - spytała, wyłączając budzik i kładąc się z powrotem.
- sma. O dziewiątej mam mecz, mamo.
- Och... Dobrze.
%7łycie toczyło się dalej. Może jednak to, na co się zgodziła, nie jest całkiem rozsądne? Co
stałoby się z Pip, gdyby coś jej się przydarzyło? Z drugiej strony po tej pierwszej nocy
niebezpieczeństwo nie wydawało jej się już tak duże. Drużyna pracowała skutecznie, starając się
unikać ryzyka. Oczywiście ryzyko istniało zawsze, ale wszyscy byli mądrymi ludzmi, wiedzieli,
co robią. Niemniej wciąż się trochę bała. Była odpowiedzialna za Pip i o tym nie mogła
zapomnieć.
Wstała, ubrała się i zeszła na dół, żeby przygotować śniadanie.
- Jak było w nocy, mamo? Co robiłaś?
- Ciekawe rzeczy. Pracowałam na ulicach z drużyną wyjazdową. Przekazała Pip
złagodzoną wersję swojej nocnej działalności.
- Czy to jest niebezpieczne? - Córka spojrzała na nią z niepokojem. Dopiła sok i zabrała
się do jajecznicy.
- Do pewnego stopnia. - Ophlie nie chciała jej okłamywać. - Ale ludzie, którzy to robią,
są bardzo ostrożni. Nie widziałam nikogo, kto by nam zagrażał. Oczywiście na ulicy mogą się
zdarzyć różne rzeczy. - Nie mogła zaprzeczyć, że pewne ryzyko istnieje.
- I znowu tam pojedziesz?
- Chciałabym. A ty co o tym myślisz?
- Podoba ci się ta praca?
- Bardzo. Ci biedni ludzie potrzebują pomocy.
- Więc rób to mamo, tylko bądz ostrożna. Nie chcę, żeby ci się coś stało.
- Ja też nie. Może pojadę jeszcze parę razy i zobaczę, jak to wygląda. Jeśli będzie zbyt
ryzykowne, zrezygnuję.
- Dobrze. Aha - dodała Pip przez ramię, idąc na górę po plecak. - Powiedziałam Mattowi,
że może przyjechać na mecz, jeśli zechce. Powiedział, że chce.
- Jest dość wcześnie, nie wiadomo, czy zdąży. - Ophlie wolała, żeby córka nie była
rozczarowana, jeśli Matt nie przyjedzie. - Może Andrea też się wybierze. Będziesz miała
kibiców.
- Mam nadzieję, że dobrze zagram - powiedziała Pip, wkładając bluzę. Była gotowa do
wyjścia. Ophlie wpuściła psa na tylne siedzenie. Po paru minutach jechały na boisko do gry w
polo, w parku Golden Gate, gdzie odbywały się mecze. Nadal było mglisto pogoda, ale
wyglądało na to, że wkrótce się rozpogodzi. Pip trochę za głośno nastawiła radio. Ophlie
przypomniało się wszystko, co widziała poprzedniej nocy - biedaków śpiących na kartonach i
betonie, przykrytych szmatami. W świetle dnia wydawało się to zupełnie niewiarygodne.
Wysiadając z samochodu, dostrzegła ze zdumieniem Matta. Pip krzyknęła z radości i rzuciła się
na niego. Matt miał na sobie podniszczony kożuch, dżinsy i sportowe buty. Wyglądał sportowo i
ojcowsko. Pip pobiegła na boisko.
- Jesteś naprawdę wiernym przyjacielem. Musiałeś wyjechać z domu o świcie - zauważyła
Ophlie.
- Wcale nie, koło ósmej. Pomyślałem, że będzie fajnie.
Nie wspomniał, że przed rozwodem jezdził na każdy mecz Roberta, a pózniej także na
mecze w Auckland. W Nowej Zelandii Robert nauczył się też grać w rugby.
- Pip cieszyła się na twój przyjazd. Dziękuję, że jej nie zawiodłeś.
- Nie opuściłbym meczu za żadne skarby. Byłem kiedyś trenerem.
- Nie mów Pip, bo zatrudni cię w swojej drużynie.
Roześmieli się oboje. Pip grała bardzo dobrze i właśnie strzeliła gola, gdy nadeszła
Andrea z Williamem w wózku. Ophlie przedstawiła jej Matta i rozmawiali przez chwilę w
trójkę. Usiłowała nie zastanawiać się, co myśli Andrea. Po jakimś czasie William zaczął płakać i
przyjaciółka musiała wrócić do domu. Ophlie wiedziała, że odezwie się do niej jeszcze tego
samego dnia. Miała to jak w banku. Zignorowała znaczące spojrzenia Andrei przy pożegnaniu.
- To chrzestna matka Pip i moja najstarsza przyjaciółka - wyjaśniła Mattowi po jej
odejściu.
- Pip mówiła mi o niej i o dziecku. Jeśli dobrze ją zrozumiałem, twoja przyjaciółka
podjęła bardzo odważną decyzję.
- Myślała, że inaczej nigdy nie będzie miała dzieci. Jest zakochana w małym.
- Jest rozkoszny - potwierdził Matt, a potem wrócili do obserwowania gry. Oboje byli
bardzo dumni, że drużyna Pip wygrała. Dziewczynka zeszła z boiska z szerokim uśmiechem
zwycięstwa i z przyjemnością wysłuchała ich pochwał.
Matt zaprosił je na lunch i poszli, zgodnie z sugestią Pip, na naleśniki. Pózniej Matt
pojechał do domu. Chciał zająć się portretem Pip i szepnął jej to na ucho, kiedy się żegnali. Pip
puściła do niego oko.
Kiedy wchodziły do domu, dzwonił telefon i Ophlie natychmiast zgadła kto to.
- No, no, no... Teraz przyjeżdża na mecze Pip? Coś przede mną ukrywasz.
- Może się w niej zakochał i zostanie kiedyś moim zięciem - odparła ze śmiechem. -
Niczego przed tobą nie ukrywam.
- Chyba zwariowałaś. To najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziałam w ciągu
ostatnich paru lat. Aap go, jeżeli nie jest gejem. Myślisz, że jest? - zatroskała się nagle Andrea.
- %7łe czym jest? - Ophlie nie bardzo ją zrozumiała. W ogóle się nad tym nie zastanawiała
i niewiele jato obchodziło. Są przecież przyjaciółmi.
- Gejem.
- Chyba nie. Nie pytałam. Na litość boską, miał żonę i dwoje dzieci. A poza tym co to za
różnica?
- Mógł pózniej zmienić orientację seksualną - stwierdziła praktycznie Andrea. - Ale nie
sądzę. Uważam, że jesteś głupia, nie łapiąc go, póki masz okazję. Tacy faceci znikają z rynku,
nim zdążysz kichnąć.
- Ani nie kicham, ani nie myślę, że Matt jest na rynku. Podobnie jak i ja nie jestem.
Myślę, że chce być sam.
- Może jest w depresji. Bierze coś? Powinnaś mu doradzić, choć pózniej miałabyś na
głowie skutki uboczne. Niektóre leki antydepresyjne tłumią popęd płciowy. Ale zawsze jest
viagra - dodała Andrea optymistycznie.
Ophlie przewróciła oczami.
- Na pewno mu to zasugeruję. Będzie zachwycony. Nie potrzebuje viagry, żeby pójść z
nami na kolację. I nie sądzę, by był w depresji. Został bardzo skrzywdzony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl