[ Pobierz całość w formacie PDF ]

białe wino, a whisky, którą rzadko pijał, chyba że mieli gości ze Wschodniego
Wybrzeża.
- Do Astrid Bonner, tej nowej klientki, którą poznałam w sklepie. Jest urocza,
na pewno ją polubisz.
- Co to za jedna?
- Przecież ci mówiłam. To ta wdowa z ceglanego pałacu
na rogu.
- Ach, racja - starał się uśmiechnąć, lecz bez powodzenia. - Spotkałaś Greena?
Kiwnęła głową.
- Myślałam, że to glina. Mało nie wylazłam ze skóry.
- Ja też. Zabawnie jest tak żyć, prawda?
Pominęła milczeniem tę uwagę i usiadła.
- Mógłbyś dla mnie też zrobić?
- Szkocką z wodą?
- Czemu nie? - tego popołudnia wypiła już dwie.
- Proszę bardzo. A zatem idziemy zwiedzać posiadłości wdówki? - rzucił
obojętnie, wrzucając lód do jej szklanki.
Strona 41
Steel Danielle - Teraz i Na Zawsze
- Sam zobaczysz. Ach, łan... namówiłam ją, żeby poszła z nami na balet. Chyba
nie masz nic przeciwko temu?
lan pociągnął łyk whisky, potem drugi, apotem spojrzał jej w oczy. Jessie nie
spodobało się to, co zobaczyła.
- Kochana, to wszystko w ogóle niewiele mnie obchodzi.
Po kolacji próbowali się kochać, lecz po raz pierwszy, odkąd się poznali, lan
nie mógł. Widocznie to także niewiele go obchodziło. Jessie miała uczucie, że to
początek końca.
Rozdział XI
- Jesteś gotowy? - Jessica posłyszała hałas w pokoju lana. Właśnie kończyła się
czesać. Miała na sobie białe jedwabne spodnie i turkusowy sweter i wciąż nie
była pewna, czy dobrze wygłąda. Dom Astrid nieomal obligował do tego, żeby się
wystroić, łan zaś jak zwykle zaszył się w pracowni.
- lan! Ubrałeś się już? - Krzątanie ustało i usłyszała kroki.
- Mniej więcej - uśmiechnął się do niej, stając w drzwiach sypialni. Miał na
sobie nowy granatowy blezer od Cardina, kremową koszulę, bordowy krawat i beżowe
gabardynowe spodnie, które przywiozła mu z Francji. Jego nogi wydawały się w
nich jeszcze zgrabniejsze i dłuższe.
- Panie Cłarke, wygląda pan oszałamiająco.
- Pani także - ukłonił się szarmancko i objął ją ramieniem, kiedy do niego
podeszła. - A może byśmy tak zostali w domu?... - w jego oczach pojawił się
psotny błysk.
- Nie dotykaj nmie, lubieżniku! Astrid byłaby niepocieszona, gdybyśmy nie
przyszli. Obiecuję, że ją polubisz.
- Obiecanki, cacanki!... - Podał jej żakiet wiszący na krześle w holu. Szedł na
tę kolację, aby jej sprawić przyjemność. Myśli miał zajęte czym innym.
Poszli pieszo. Był to jeden z pierwszych chłodnych jesiennych wieczorów. Jesień
w San Francisco różni się bardzo od nowojorskiej. Jest łagodna, subtelna i
umiarkowana. Po części właśnie dlatego się tu sprowadzili i od razu pokochali to
miasto.
Jessie nacisnęła dzwonek. Odpowiedziała im cisza.
- Może uznała, że jednak nie chce nas widzieć - podsunął lan.
- Och, przestań. Najchętniej siedziałbyś tylko nad tą twoją książką... -
uśmiechnęła się z triumfem, słysząc kroki.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Astrid w długiej do ziemi czarnej sukni z
dzianiny, ozdobionej sznurem pereł. Włosy miała luzno spięte na karku, a oczy
jej błyszczały, kiedy
wprowadzała ich do środka. łan był oszołomiony. Zgodził się na tę kolację, by
nie drażnić Jessie. Spodziewał się typowej wdowy w średnim wieku, a nie zjawiska
w czerni o kibici drezdeńskiej lalki, łabędziej szyi i... taki ej twarzy. Ta
twarz od razu chwyciła go za serce, podobnie jak spojrzenie. To nie była wdowa.
To była kobieta.
Astrid przywitała się serdecznie z Jessie, łan zaś przez chwilę stal z tylu,
niezdecydowany, czy ma pożerać wzrokiem intrygującą nieznajomą, czy też
wykwintne wnętrze, w jakim nagle się znalazł.
- A to jest właśnie łan - usłyszał.
Wyciągnął rękę, czując się jak mały chłopiec przedstawiany przez matkę.
"Przywitaj się z panią".
- Miło mi panią poznać.
Cieszył się, że ma na sobie blezer od Cardina i krawat. Kolacja nie należała do
zwyczajnych, a ta kobieta z pewnością była snobką. W takim otoczeniu... Na
dodatek wdowa... Nowobogacka, uznał zrazu - coś jednak podpowiadało mu, że się
myli. Nie miała przesadnie wyskubanych brwi ani oczu śniętej ryby jak snobka.
Wyglądała jak ktoś.
Astrid zaśmiała się radośnie i poprowadziła ich do biblioteki, a łan i Jessica
wymienili spojrzenia, mijając delikatne szkice i akwaforty rozwieszone wzdłuż
schodów. Picasso, Renoir, znowu Renoir, Manet, Klimt, Goya, Cassatt... lana
korciło, by zagwizdać z podziwu, Jessica zaś miała na twarzy wypisaną
satysfakcję osoby, która prowadzi wyprawę niedowiarków do nawiedzonego domu w
sąsiedztwie. Komentarze musieli zachować do chwili, gdy znajdą się w domu, lecz
naraz ogarnął ich psotny nastrój. Mijając męża w drzwiach biblioteki, Jessie
uszczypnęła go lekko w pośladek.
W bibliotece czekały przystawki i smakowity pasztet. Biorąc z rąk gospodyni
plaster pasztetu na cienkim toście, Lan roześmiał się.
- Pani Bonner, nie wiem, jak to powiedzieć... Czuję się jak smarkacz, ale jestem
Strona 42
Steel Danielle - Teraz i Na Zawsze
oczarowany pani domem. I jego gospodynią - uśmiechnął się tym niewinnym
uśmiechem, który Jessie tak lubiła.
Astrid mu zawtórowała.
- To prześliczny komplement, ale proszę nie mówić do mnie "pani Bonner". W
przeciwieństwie do pana czuję się wtedy, jakbym byla starsza od Matuzalema. A
więc albo "Astrid" - łobuzersko uniosła palec - albo wyrzucę pana za drzwi.
Tylko nie "ciociu Astrid", Boże uchowaj!
Zaśmiali się wszyscy troje. Astrid zrzuciła buty i usadowiła się wygodnie na
ogromnym fotelu, podwijając pod siebie nogi.
- Cieszę się, że dom się wam podoba - powiedziała.
- Bywa kłopotliwy, to prawda, zwłaszcza teraz, kiedy nie ma Toma. Czasami mam
wrażenie, że do niego nie dorosłam, jakby w rzeczywistości należał do mojej
matki, a ja bym dbała tylko o niego pod jej nieobecność. Zmieszne, prawda?
łan zastanawiał się, czy Astrid mówi szczerze, czy też wie o tym, że ten dom
pasuje do niej jak ulał. Wyobrażał sobie Toma, jak buduje go dla niej od
podstaw, począwszy od ścian,
a skończywszy na obrazach i widoku z okna.
- Ten dom jest jakby stworzony dla ciebie - rzekł patrząc jej prosto w oczy.
- Pod pewnymi względami tak, pod innymi nie. Ludzi czasem przeraża taki styl
życia. Obfitość dóbr, które stwarzają... stwarzają coś, co można by nazwać aurą
dostatku. Częściowo to zasługa Toma, a częściowo... o, tych rzeczy- gestem
objęła fortunę w dziełach sztuki. - Trochę wniosłam ja - przyznała. - Jeśli
żyjesz wśród takich przedmiotów, ludzie czegoś od ciebie oczekują. Spodziewają
się, że jesteś kimś, kim nie jesteś, a nie przyglądają ci się na tyle długo, by
zobaczyć, jaki jesteś naprawdę. Mówiłam już Jessie, że najchętniej zamieniłabym
ten dom na wasz klejnocik. Ale...
- Astrid uśmiechnęła się jak kot przeciągający się leniwie na słońcu - to nie
jest złe miejsce do mieszkania.
- Powiedziałbym - podchwycił lan - że to diabelnie dobre miejsce do mieszkania,
pani... Astrid. - Jego niezręczność została skwitowana śmiechem. - Kiedy my
włączamy suszarkę, wysiada nam pralka, a hydraulik raz o mały włos nie utopii
się w piwnicy. Nasz klejnocik, jak widać, ma kilka wad.
- Mimo wszystko wygiąda zachęcająco.
Jasne było, że nic takiego nie zdarza się w domu Astrid, toteż Jessie
uśmiechnęła się szeroko wspomniawszy, jak ostatnio wybiło wszystkie
bezpieczniki, a lan ogłosił strajk. Spędzili wieczór przy świecach, dopóki łan
nie nabrał ochoty do pracy i nie stwierdził, że maszyna do pisania też
potrzebuje prądu. Chyba odgadł, o czym akurat myślała, bo zrobił skruszoną minę.
- Cóż, dzieci? Macie ochotę pozwiedzać? - przerwała ich rozmyślania Astrid. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl