[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Może twoje tajemnice wcale nie są takie
straszne  powiedział jej wtedy.  Każdy po-
trzebuje kogoś, z kim mógłby porozmawiać,
komu mógłby zaufać. Szczególnie tutaj.
Znała go, nie powinna mu ufać, ale tak bardzo
potrzebowała bratniej duszy.
 Pewnie uważasz, że aktorki są kapryśne
i neurotyczne. Przychodzisz na te przyjęcia, żeby
zdobywać pacjentki?
Roześmiał się.
 Prawdę mówiąc, interesują mnie domy. Ten,
w którym jesteśmy, jest bardzo sławny. To jeden
z dwóch projektów Zachariasza Larsona.
 Nie miałam o tym pojęcia  zdziwiła się.
 Wiesz, on zaprojektował również mój dom.
 Naprawdę? W takim razie gdybyś chciała
przeprowadzić remont, niczego w nim samowol-
nie nie zmieniaj.
 Właśnie myślałam, żeby przebudować go
w stylu hacjendy.
 Lepiej tego nie rób, bo potem będziesz
żałować. Max wydał fortunę na renowację, ale
zachował oryginalny styl budowli. A szczerze
216 Blizniaczki
mówiąc, to przyszedłem, bo usłyszałem, że tu
będziesz.
 Więc... czy mogę zostać twoją pacjentką?
 To wykluczone po tym, co przeżyliśmy
razem. Nadal mnie pociągasz i mógłbym zapom-
nieć o etyce zawodowej. Ale mogę ci polecić
kolegę. Sam wolałbym zostać twoim przyjacie-
lem  uśmiechnął się.
 Nie  odrzekła Kara krótko. On jednak
zadzwonił, a gdy nie chciała się z nim spotkać,
przez dłuższy czas przysyłał jej purpurowe róże,
lawendÄ™ w doniczkach, zaproszenia na koncerty
i opery. W końcu przyjęła zaproszenie na jacht.
Daleko od brzegu, wśródbłękitnych fal Pacyfiku,
czuła się wystarczająco bezpiecznie.
Odrzuciła następne zaproszenie, ale Raymond
był bardziej uparty niż ona i wkrótce wycieczki
jachtem stały się ich coniedzielnym rytuałem.
Kara leżała na poduszkach, patrząc na miasto na
brzegu, i czuła się tam znacznie bezpieczniej niż
na lÄ…dzie.
Minęły miesiące, nim wreszcie zaczęli na-
prawdę rozmawiać, ale gdy już bariera została
przełamana, mówili o wszystkim  oprócz Mi-
ke a. W końcu cierpliwość Raymonda została
nagrodzona. Poprosił ją orękę i po jakimś czasie
Kara przyjęła óswiadczyny.
Ale dzisiejszy wieczór úswiadomiÅ‚ jej, że nie
była gotowa do małżeństwa. Nagle poczuła, że
Ann Major 217
wychodząc za Raymonda, popełniłaby wielki
błąd. Skąd brały się jej uczucia do Mike a?
 Kara, ja zawsze będę przy tobie. Pragnę cię
już od wielu lat.
Wciąż obracała pierścionek na palcu, ale nie
dała rady go zdjąć.
 Kara... chyba nie chcesz, żebym cię błagał.
 Wszystko skończone.
 Nie dla mnie. Poczekam, dam ci tyle czasu,
ile potrzebujesz...
 Nie potrzebujÄ™ czasu.
Jak miała mu powiedzieć, że dla niej istnieje
tylko Mike?
Hoke nacisnÄ…Å‚ klakson i elektronicznie ot-
wierana brama jej nowej posiadłości otworzyła
siÄ™. Trzy jadÄ…ce za nimi samochody ostro zaha-
mowały, a limuzyna wsunęła się między brązowe
mury. Kara wysiadła szybko. Raymond upierał
się, że nie zostawi jej samej, ale przypomniała
mu, że w domu jest Marta, pokojówka.
 Myślałem, że jej były chłopak...
 Rozstała się z nim  wyjaśniła Kara. Po-
prosiła Hoke a, by odwiózł Raymonda do domu,
sama zaś pobiegła obok palm i wielkich donic
z lawendą na wewnętrzne podwórze otoczone
ogrodem. Znajdował się tu basen i kilka granito-
wych fontann, kręte schody wiodły do drzwi
domu. W ostatniej chwili, zanim zniknęła we
wnętrzu, wzrok Kary zatrzymał się na wielkim
218 Blizniaczki
brÄ…zowym posÄ…gu RyczÄ…cej Lwicy. Rzezba au-
torstwa Mike a stała wkącie kaktusowego ogro-
du, w miejscu, gdzie Marta znalazła Lilly.
Zamknęła za sobą ciężkie, rzezbione drzwi
i pilotem włączyła alarm. Ciężko pracowała, by
móc kupić i wyremontować ten dom. Z wielkim
zapałem układała kamienną podłogę i ozdabiała
sufity imitacją drewnianych belek. Zciany kazała
otynkować ręcznie, bez wygładzania, i pomalo-
wać w tonacji ziemi. Gdy już wszystko było
gotowe, rozłożyła po całym domu bezcenne
indiańskie dywaniki. Nie zdecydowała jeszcze,
co zrobi z kolumnami w niewykończonym holu.
Nic tu do niczego nie pasowało, i zaczynała
dostrzegać, że ten generalny remont był chybio-
nym pomysłem.
Wydała majątek, by stworzyć taki dom, z ja-
kiego uciekła. Wszelkie podróbki to tylko strata
czasu.
Jedną ze ścian holu pokrywały lustra. Widziała
w nich odbicie nieznajomej kobiety. Och tak,
rude włosy i szczupła figura bez wątpienia nale-
żały do niej. Ale oczy, dusza? Czyje były?
Wydawało jej się, że częściej dostrzega w lustrze
twarz siostry niż swoją. A potem zobaczyła
biednÄ…, osieroconÄ… Lilly w czarnej sukience.
Pomyłki przy remoncie domu były niczym
w porównaniu z błędami, jakie popełniławżyciu.
Zadzwonił telefon. Kara usłyszała jakiś
Ann Major 219
dzwięknagórze i zawołała Martę, ale zarówno jej
wołanie, jak i dzwięk telefonu pozostały bez
odpowiedzi. Włączyła automatyczną sekretarkę.
To był Raymond. Mówił coś cicho, powoli
i cierpliwie. Ale nie wiedziała co, bo zasłoniła
dłońmi uszy.
Telefon znów zadzwonił. Raymond miał
w zwyczaju powtarzać tę samą wiadomość,
szczególnie gdy wiedział, że Kara jest w domu.
Nie zwracając uwagi na sygnał, przeszła przez
galerię, jadalnię, bezmyślnie wędrowała przez
ciąg niewykończonych pomieszczeń. Naraz ten
okropny dom wydał jej się pozbawionym ciepła
mauzoleum, a ona od siedmiu lat nie czuła się tak
pełna życia i tak samotna.
Kolejny telefon. Otworzyła szklane drzwi
i wystawiła twarz na chłodny wiatr od oceanu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl