[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie! - wyrwało się Dutchowi mimo woli. Nie
będzie żadnego rozwodu. Do diabła, nawet o tym nie
pomyślał! Dani miała wkrótce urodzić jego dziecko i.,,
cieszył się z tego.
- Nie chcę być z tobą - powtórzyła z uporem,
zaciskając splecione dłonie.
- Ale będziesz - odparł zdecydowanie.
- Ciekawe, jak mnie zmusisz.
Nie mógł oderwać od niej oczu. Mocno zaciśnięte
usta, grozne szare oczy, rumieniec na policzkach.
Oto przyszÅ‚a matka. Mimo woli rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ ser­
decznie.
- Bardzo cię lubię - zaczął całkiem bez związku.
- Daję słowo, że to prawda. Nie oszukujesz, nie
próbujesz mnie podejść ani szantażować, nie obawiasz
się kłopotów. Jesteś wspaniałą kobietą.
Dani przestąpiła z nogi na nogę. O nie, nie pójdzie
mu z niÄ… tak Å‚atwo.
- Już nie pamiętasz, jak mnie nazwałeś? - spytała
zimno. - Wstrętna wiedzma.
Dutch podszedÅ‚ bliżej. Oczy mu zabÅ‚ysÅ‚y. Odrucho­
wo cofnęła się trochę.
- Zliczna wiedzma - mruczał - która będzie miała
dziecko. I nadal jest bardzo pociÄ…gajÄ…ca. Nie pragnÄ™
rozwodu. PragnÄ™ ciebie.
- Nie dostaniesz mnie. - Cofała się krok po kroku,
aż poczuła za plecami ścianę. - Wynoś się. Idz sobie
postrzelać.
112 CZUAY I OBCY
- Rzadko strzelam - mruknął. Oparł się dłońmi
o ścianę i zagrodził jej drogę. -Zajmuję się aprowizacją
i strategiÄ….
-1 tak ciÄ™ kiedyÅ› zabijÄ….
- To równie prawdopodobne jak śmierć w wypadku
samochodowym - odparł, wzruszając ramionami.
- Przesadzasz - nie poddawała się.
- Pragnę cię - powtórzył cicho.
- Wiem - szepnęła. - Ale samo pożądanie nie
wystarczy. Dałeś mi jasno do zrozumienia, że nie jesteś
już zdolny do prawdziwej miłości. Mogę liczyć na to, że
będziesz się ze mną kochał, o ile wrócisz cały i zdrowy
z kolejnej wojny. Jesteś wspaniałym kochankiem,
zadowoliłbyś każdą kobietę, ale żądasz ode mnie, bym
pogodziła się ze świadomością, że pewnego dnia
możesz zginąć. Nie potrafię żyć w cieniu śmierci. - Nim
Dutch zdążyÅ‚ odpowiedzieć, wzięła go za rÄ™kÄ™ i przycis­
nęła ją delikatnie do wydatnego brzucha. - Noszę pod
sercem twego syna. Nie jestem dość silna, by ryzyko­
wać utratę was obu.
- Nie rozumiem. - Zmarszczył brwi.
- Czasem zdarzają się poronienia - wykrztusiła
stłumionym głosem, jakby strach ścisnął jej gardło.
Zaczynał pojmować.
- To ci grozi?
-Jestem zdrowa, dziecko również, ale nikt nie może
mi dać stuprocentowej pewności. - Opuściła wzrok na
jego tors.
- Boisz się... że go stracisz? - zapytał niechętnie.
- Okropnie! - Wpatrywała się w niego szeroko
otwartymi oczyma.
Znowu pomyślał o tamtej kobiecie. Cóż z niego za
idiota, klął w duchu. Tak się pomylić. Przecież Dani
CZUAY I OBCY 113
naprawdę chciała urodzić dziecko. Miała to wypisane
na twarzy.
- Nie mogÄ™ siÄ™ zamartwiać o was obu. Nie zamie­
rzam narażać życia i zdrowia naszego dziecka. Jesteś
dorosłym mężczyzną, sam decydujesz o swoim życiu
i płacisz za popełnione błędy, ale za niego ja ponoszę
odpowiedzialność.
Długo milczał. Potem odwrócił się do niej plecami
i westchnął ciężko.
- Przed wielu laty wybrałem tę profesję. - Znowu
zamilkł i wbił oczy w podłogę. - Nic innego nie potrafię
robić.
- Nie prosiłam, żebyś rezygnował - przypomniała
mu.
- Jesteśmymałżeóstwem - rzekł i spojrzał jej w oczy.
- Rozwiedziemy siÄ™,
- A po cholerę mi rozwód! - wybuchnął. Oczy
pociemniały mu ze złości. Dani patrzyła na niego
bezradnie, szukajÄ…c wÅ‚aÅ›ciwych słów. Dutch od­
dychał ciężko. - Od chwili gdy cię zobaczyłem,
wiedziałem, że będę miał z tobą kłopoty - burknął.
Zaniedbana i jÄ™dzowata wÅ‚aÅ›cicielka ksiÄ™garni oka­
zała się piękna i dobra jak anioł. - Omotałaś mnie.
Do samej śmierci nie uwolnię się od ciebie. Nie
potrafię bez ciebie żyć.
- Spójrz na to od lepszej strony - odparÅ‚a, uÅ›mie­
chajÄ…c siÄ™ ponuro. - Skoro tylko tobie siÄ™ podobam,
nie bÄ™dziesz musiaÅ‚ walczyć o mnie z innymi mężczyz­
nami.
- Założysz się? - Pokręcił głową i roześmiał się
cicho. - WyglÄ…dasz teraz...
- Wyglądam jak kobieta w ciąży - przypomniała
mu. - Za dwa miesiące stanę się wielka niczym słoń.
114 CZUAY I OBCY
- Nie dla mnie. WyjadÄ™ do Chicago na kilka dni.
Muszę spakować rzeczy i spotkać się z kilkoma
osobami - oznajmił, patrząc na czubki swoich butów.
- Dlaczego chcesz się pakować?
- Zamieszkam z tobą - oświadczył, podnosząc
wzrok. - Jeśli ci się to nie podoba, twój problem. Nie
pozwolÄ™ - perorowaÅ‚, nabierajÄ…c pewnoÅ›ci siebie - że­
byÅ› siÄ™ zapracowaÅ‚a na Å›mierć i biegaÅ‚a w tÄ™ i z po­
wrotem po tych cholernych schodach. Harriett ma
rację. Ktoś powinien się tobą opiekować i będę to ja.
ZajmÄ™ siÄ™ tobÄ… do czasu rozwiÄ…zania, a potem zoba­
czymy - dodał. - Razem zdecydujemy, co robić dalej.
Dani chciała się jeszcze spierać, ale ustąpiła. Dutch
przemawiał z wielką stanowczością.
- A twoja... praca?
- Niech ją diabli porwą - zaklął. Wyglądał bardzo
groznie. - Mam na koncie za granicą dość pieniędzy,
żeby kupić cały ten cholerny budynek, w którym
mieszkasz. Pracuję, ponieważ lubię ryzyko, a nie dla
forsy.
- Przecież...
- Nic nie mów. Takie rozmowy mogą zaszkodzić
dziecku. Wrócę w sobotę.
To wszystko działo się zbyt szybko. Dani nie mogła
zebrać myśli. Była okropnie zdenerwowana. Dutch
podszedł bliżej.
- Mała, szarooka wiedzma - szepnął. Przytulił ją
i musnął wargami jej usta. -Pozwól mi. Nie całowałem
cię od miesięcy.
- Mogę się założyć, że pocieszały cię inne kobiety
- stwierdziła złośliwie.
- Właśnie, że nie. - Głaskał ją po zarumienionym
policzku. - Na żadną nawet nie spojrzałem, a sporo się
CZUAY I OBCY 115
ich kręci wśród ludzi, z którymi pracuję. Są piękne, nie
mają żadnych zasad i myślą wyłącznie o pieniądzach.
A ja byłem w stanie myśleć tylko o tobie, o tamtym
poranku w moim pokoju, kiedy spłodziliśmy naszego
chłopca.
- Wiedziałeś? - zapytała ze łzami w oczach.
- Oczywiście. A ty?
- Cóż, brakuje mi twego doświadczenia - odparła
z rezerwÄ….
- Nie sądziłem, że może tak być - szepnął ze
skruchą. - Nie okłamałem cię mówiąc, że i dla mnie
było to cudowne, nie znane przeżycie.
- Bardzo się martwisz, że będziemy mieli dziecko?
Dutch wygładził palcem zmarszczki na jej czole.
- Muszę się po prostu oswoić z tą myślą. Przez
długie lata żyłem bez zobowiązań. Nie miałem nikogo.
- Wiem. - Przypatrywała się uważnie guzikom jego
koszuli. - Eryku, pamiętaj, że ja cię do niczego nie
zmuszam. Nie musisz się do mnie przenosić...
PrzerwaÅ‚ tÄ™ wzniosÅ‚Ä… mowÄ™ pocaÅ‚unkiem, delikat­
nym a zarazem namiÄ™tnym, którym natychmiast roz­
palił w niej pożądanie. Wsunął palce w krótkie włosy
na karku Dani i przyciągnął jej głowę do swego
ramienia. Drugą dłonią głaskał szyję, plecy, piersi,
starając się pokonać jej opór.
- Ty sadysto - szepnęła z trudem, czując, że znowu
poddaje się jego urokowi. Przygryzł delikatnie jej
wargÄ™.
- Będziemy się kochać?
- Nie - odparła zdecydowanie, patrząc mu prosto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl