[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dana chciała zrobić wszystko jak najlepiej, zgodnie
z wyczytanymi i usłyszanymi radami. Pragnęła, aby jej
córeczka już od momentu przyjścia na świat otoczona
była najtroskliwszą opieką.
Skubnęła kawałek grzanki. Nie liczyła wprawdzie cza-
su między kolejnymi skurczami, ale miała wrażenie, że
ten ból to coś więcej niż zwykłe zmęczenie.
S
R
Kelnerka przyniosła jej kolejną szklankę soku.
- Na koszt firmy.
Dana posłała jej słaby uśmiech i pokręciła głową.
- Czy mogłaby pani zamówić dla mnie taksówkę?
- Oczywiście. - Ruda wsparła się pod boki i zmie-
rzyła wzrokiem brzuch klientki. - I powiem, żeby przy-
słali coś większego niż fiacik - zarechotała i szybko zre-
flektowała się, że jest jedyną osobą, którą rozbawiły te
słowa. - Przepraszam, nie wiem, co mi przyszło do gło-
wy. Już dzwonię.
- Może ja mógłbym... - zaczął ksiądz.
- Chodzi mi konkretnie o tę taksówkę - przerwała
mu Dana, wręczając kelnerce wizytówkę Alexa. - Nie
chcę żadnej innej.
- Co za wybredność - parsknęła ruda, kierując się
w stronę telefonu. - No cóż, to święte prawo ciężarnych
kobiet. Zrobię, co w mojej mocy, złotko.
Alex od razu odgadł, że chodzi o Danę. Zgadzał się
i czas, i miejsce. Pamiętał, że kiedyś lubili odwiedzać
lokal U Mamy". Zastanawiał się teraz, czy Dana dotarła
do kawiarni na piechotę i czy długo tam już siedzi. Na
dworze było ciemno, padał deszcz ze śniegiem, a chod-
niki były śliskie. Co ona wyprawia? - pomyślał. Mogła
się przecież poślizgnąć i upaść, a jego nie było w pobliżu
i nie mógłby jej podtrzymać.
Długo czekał na ten telefon. Bał się, że już nigdy jej
nie zobaczy. Ale teraz to musiała być ona. Na pewno.
Nie mylił się. Wszedł do kawiarni, dostrzegł ją i przy-
stanął obok jej stolika. Wyglądała na bardzo zmęczoną.
S
R
Przypominała dawno nie podlewany kwiat, który więdnie
w oczach.
- Jak leci? - powitał ją pozornie obojętnym głosem.
- Zwietnie - odpowiedziała krótko.
- Podwiezć cię gdzieś?
- Nie. Tym razem potrzebuję przyjaciela.
Spojrzała na niego z uśmiechem, ale w jej oczach do-
strzegł niepewność.
- Jesteś moim mężczyzną?
- Jasne. - Przysunął sobie krzesło. - A co się dzieje?
Dana zwilżyła usta.
- Boję się.
- Wszystko będzie dobrze, Dano - uśmiechnął się.
- Wiem, wiem, łatwo mi mówić, co? Posłuchaj, jestem
twoim trenerem, a trenerzy znają się na tych sprawach
najlepiej. Wiedzą, kiedy mają do czynienia z kimś dobrze
przygotowanym, a ty jesteś...
Gwałtownie chwyciła jego ramię i ścisnęła je tak, jak
gdyby bała się, że Alex może ją opuścić.
- Boję się, że znowu popełnię jakieś głupstwo. Siedzę
tu, myślę o wszystkim i wiem, że nie dam rady, nie po-
trafię... Alex, ja nie chcę jej oddać.
- A kto powiedział, że musisz to zrobić?
- Nikt. - Potrząsnęła głową. - Nikt. Ale wiem, że
tak byłoby najlepiej. Chcę, żeby moje dziecko dorastało
w prawdziwej rodzinie. - Cień uśmiechu zagościł na jej
twarzy. - W takiej rodzinie jak twoja.
Alex przyglądał się jej dłuższą chwilę.
- Posłuchaj - odezwał się wreszcie. - Przez cały czas
zastanawiałem się, co zrobię temu twojemu pilotowi, kie-
S
R
dy tylko wróci, a tu dowiaduję się, że on w ogóle nie
istnieje - mówił poważnie jak nigdy przedtem. Powinie
nem się cieszyć, prawda? Wreszcie nie muszę
mieć poczucia winy. - Dotknął jej dłoni, leżącej wciąż
na jego ramieniu. - Ale przecież wiem, że musi być ktoś
inny, ktoś, kogo...
- Nie ma nikogo!
- Jak to nie ma? Sama mówiłaś, że...
Przerwał. Spojrzał na Dane z niedowierzaniem.
Uśmiechnął się.
- Czy to jakiś cud?
- Chyba tak. - Odwzajemniła jego uśmiech. - Na-
prawdę tylko dwie rzeczy mają w tej chwili dla mnie
znaczenie. Dobro mojego dziecka i... - ścisnęła ramię
Alexa, powodowana kolejnym skurczem. - ...i to, że je-
steś przy mnie.
- Mówiłem przecież, że będę. - Zmarszczył brwi, za-
niepokojony. - Jak często pojawiają się te skurcze?
Zamknęła oczy. Potok łez popłynął po jej bladych po-
liczkach.
- Nie mogę tego zrobić...
- Kochanie, będziesz miała dziecko. - Widok jej łez
rozrywał mu serce. - Dasz sobie świetnie radę, tak jak
ze wszystkim innym. Tylko o tym myśl w tej chwili.
Pokręciła głową, ciągle szlochając.
- Nie mogę jej oddać, Alex.
- Nie musisz.
- Dopóki jest wewnątrz mnie, należy do mnie.
- I zawsze będzie należeć. - Ujął podbródek Dany,
zmuszając ją, aby spojrzała mu prosto w oczy. - Przej-
S
R
dziemy przez to razem. I będziesz ze mną szczera od
początku do końca. Zgoda?
Nie mogła pohamować tych przeklętych łez. Nie ob-
chodziło ją, czy ktoś na nich patrzy. W tej chwili widziała
tylko Alexa, jego twarz, jego oczy. Czuła się strasznie,
i to nawet nie z powodu bólu. Alex złożył jej właśnie
najpiękniejszą propozycję, jaką kiedykolwiek słyszała,
a ona zapragnęła na zawsze stać się częścią jego życia.
Wiedziała jednak, że on tego nie potrzebuje. Alex chciał
tylko dotrzymać danego słowa, a potem skończyć z tym
raz na zawsze. Dlatego Dana czuła się okropnie.
- Wiem, co o mnie myślisz, Alex. Same najgorsze
rzeczy. Jestem nieodpowiedzialna, nieszczera i głupia, po
prostu głupia. Powinnam była...
Zamknął jej usta pocałunkiem. Zaskoczona, głęboko
zaczerpnęła powietrza. Oddech Alexa wypełnił każdą ko-
mórkę jej ciała, rozlał się ciepłem jak kojący balsam
z ekstraktem z miłości, jak magiczny eliksir łagodzący
ból.
Odsunął się od niej zbyt szybko, ale część jego ist-
nienia pozostała we wnętrzu Dany. Zapragnęła zatrzymać
ten podarunek, zatrzymać go na zawsze, tak jak córeczkę.
Należeli do niej - jej dziecko i pocałunek Alexa. Zdała
sobie sprawę, że dopóki sama nie będzie tego chciała,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]