[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drogi kwestor.
Minutolo coś wymamrotał pod nosem i na pewno nie była to pochwała ich wspólnego
przełożonego.
 No to jak? Pożyczysz mi Fazia przynajmniej do wieczora?
 Jeżeli wcześniej nie padnie ze zmęczenia. Posłuchaj, Fifi, nie dziwi cię to, że
porywacze jeszcze się nie odezwali?
 Czy mnie to nie dziwi? Nie dziwi. Miałem kiedyś na Sardynii taki przypadek,
że łaskawie odezwali się dopiero po tygodniu. A innym razem...
 Sam widzisz, że znasz się na porwaniach. Kwestor miał rację.
 Wiesz co, Salvo? Pocałujcie wy mnie, gdzie chcecie, i ty, i twój kwestor.
Montalbano wykorzystał ten szczęśliwy zbieg okoliczności, że nic nie musiał, bo
Livia była nieosiągalna.
 Witam pana, panie komisarzu. Dobry dzień pan wybrał - powiedział mu na
powitanie Enzo.
Przygotował dziś wyjątkowo kuskus z ośmioma gatunkami ryby, ale wyłącznie dla
wybranych klientów. Zaliczał do nich naturalnie komisarza, a komisarz, kiedy zobaczył przed
sobą pełen talerz i wciągnął zapach w nozdrza, poczuł się po prostu uszczęśliwiony. Enzo to
dostrzegł, ale dyskretnie nie skomentował.
 Proszę spojrzeć, komisarzu! Mam nadzieję, że nie zaczął pan dbać o linię.
 Właśnie zacząłem - skłamał bez wahania komisarz.
Pochłonął dwie porcje. Potem okazał się jeszcze na tyle bezczelny, że spytał, czy w
kuchni nie ocalała przypadkiem jakaś barwena, boby mu na niej zależało. Przechadzka do
latami morskiej stała się po takim obiedzie siłą rzeczy konieczna, musiał bowiem zadbać
jeszcze o trawienie.
Po powrocie do komisariatu zadzwonił do Livii. Głos w komórce znowu mu
odpowiedział, że osoba, z którą chce rozmawiać, jest nieosiągalna. No to trudno.
Przyszedł Galluzzo, żeby mu zreferować sprawę jakiejś kradzieży w supermarkecie.
 Przepraszam cię, Galluzzo, a nie ma komisarza Au - gello?
 Owszem, jest. Siedzi u siebie.
 Idz z tym do niego. Wyspowiadaj się przed nim, zanim mszy do pracy w
terenie, którą musi koordynować, jak wyraził się nasz drogi pan kwestor.
Nie warto było się wyżywać, ale się wyżył, bo zniknięcie Susanny nie dawało mu
spokoju. Dziewczynę mógł przecież porwać pospolity maniak seksualny. Może jednak trzeba
zasugerować komisarzowi Minutolo, żeby nie zwlekał i od razu zajął się jej poszukiwaniem,
zamiast czekać na telefon, który może nigdy nie zadzwoni.
Wyjął z kieszeni karteczkę z adresami, które mu zapisał Augello, i wybrał numer
chłopaka Susanny.
 Halo! Mieszkanie państwa Lipari? Nazywam się Montalbano, jestem
komisarzem. Chciałbym rozmawiać z Franceskiem.
 Aha, to pan. Mówi Francesco.
Jego głos przepełniało rozczarowanie; widocznie miał nadzieję, że to dzwoni Susanna.
 Francesco, mógłby pan do mnie wstąpić?
 Kiedy?
 Nawet zaraz.
 Jest coś nowego?
Do rozczarowania dołączył się niepokój.
 Nie, nie ma nic nowego. Chcę tylko z panem porozmawiać.
 Zachwilętambędę.
I rzeczywiście pojawił się po niecałych dziesięciu minutach.
 Wie pan, jak się jedzie skuterem, to nie trwa długo.
Aadny chłopak, wysoki, starannie ubrany, ze spojrzeniem jasnym i otwartym. Rzucało
się jednak w oczy, że nawet na chwilę nie wyzbywa się przygnębienia. Usiadł na skraju
krzesła, napięty i czujny.
 Już pana przesłuchiwał mój kolega Minutolo?
 Nikt mnie nie przesłuchiwał. Dzisiaj rano zadzwoniłem do ojca Susanny, żeby
się dowiedzieć, czy przypadkiem... ale, niestety, nic jeszcze...
Umilkł, popatrzył komisarzowi prosto w oczy.
 Nie odzywają się i to mi każe myśleć o najgorszym.
 Czyli - o czym?
 Ze porwał ją ktoś, kto chciał ją przemocą zmusić... I albo jest jeszcze w jego
rękach, albo już coś się stało...
 Skąd się u pana biorą takie myśli?
 Panie komisarzu, tutaj wszyscy wiedzą, że ojciec Susanny nie ma złamanego
centa na okup. Kiedyś był zamożny, potem musiał wszystko sprzedać.
 Dlaczego to zrobił? Nie wiodło mu się w interesach?
 Nie wiem, co się stało. Na pewno nie szło o interesy, bo nigdy się nimi nie
zajmował. Miał znaczne oszczędności, zawsze w swoim zawodzie dobrze zarabiał. Myślę tez>
że matka Susanny trochę odziedziczyła... ale niewiele wiem, naprawdę.
 Proszę mówić, ile pan wie.
 Czy można sobie wyobrazić porywaczy, którzy nie mają zielonego pojęcia o
sytuacji materialnej upatrzonej osoby? Którzy się kompletnie mylą? To się nie zdarza. Takie
typy o wszystkim wiedzą lepiej od urzędu skarbowego.
Tym wywodom nie można było nic zarzucić.
 Jest w tym jeszcze jedna dziwna sprawa - ciągnął dalej Francesco. - Już kilka
razy czekałem na Susannę pod domem Tiny.
Kiedy wychodziła, jechaliśmy dwoma skuterami pod willę. Czasami zatrzymaliśmy
się po drodze, a potem jechaliśmy dalej. Pod bramą się z nią żegnałem i wracałem do Vigaty.
Za każdym razem tą samą drogą. Najkrótszą, tą, którą zawsze jezdziła Susanna. Ale wczoraj
wieczorem Susanna pojechała inaczej, przez odludzie, polną drogą, którą miejscami trudno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl