[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszystko szło dobrze, dopóki praca absorbowała ją na tyle,
że nie miała czasu na osobiste refleksje. Oddział pękał w
szwach. Wiele dzieci przyjęto na drobne zabiegi, po których
mogły być wypisane do domu jeszcze przed Bożym
Narodzeniem. To były ostatnie planowe przyjęcia przed
świętami.
Starsze dzieci przygotowywały w świetlicy błyszczące
dekoracje dla oddziału. Już za kilka dni w końcu oddziału miała
stanąć choinka - na podwyższeniu, by nie mogły dosięgnąć jej
małe ciekawskie paluszki. Przyozdobić ją miał personel.
- Zawsze staram się z tego zrobić wspólną zabawę - wyjaśniła
siostra O'Brien - dla dzieci, dla pracowników i dla
odwiedzających, którzy akurat przyjdą. Ludzie są bardzo hojni,
nasza choinka jest dosłownie zarzucana paczkami dla dzieci,
które zostają tu na święta.
- Zwięty Mikołaj też przychodzi? - spytała jedna z uczennic.
- Oczywiście. Zwykle jest to któryś z lekarzy.
- A w tym roku kto będzie Mikołajem?
- O, tym razem to będzie naprawdę coś ekstra. Doktor Nick
się zaofiarował. On i młodszy asystent podzielą się rolą.
To do niego podobne, pomyślała Poppy. Jest tak oddany
dzieciom; gdy chodzi o nie, nic nie jest dla niego zbyt
kłopotliwe. Natychmiast jednak skarciła się za tę myśl. Musi
przestać uważać go za doskonałość. W końcu jest kawalerem, a
RS
94
teraz, kiedy zerwał z Niną, cóż innego ma do roboty w Boże
Narodzenie? Nie takie to znowu poświęcenie.
Zabrała się do pracy, chcąc na parę godzin wygnać z myśli
Nicholasa Fordyce'a.
Nie było większych szans, że w najbliższym czasie pokaże się
na oddziale. Na pewno już na poprzedniej zmianie zrobił
obchód u dzieci, które miały być dziś operowane. Pózniej będzie
zajęty na bloku operacyjnym, więc przy odrobinie szczęścia
jeszcze długo nie będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz.
I właśnie w tym momencie, ku jej zaskoczeniu, radości i
przerażeniu zarazem, zjawił się. W zielonym ubraniu z bloku
operacyjnego wydawał się jeszcze wyższy i szczuplejszy, a przy
tym jeszcze przystojniejszy, choć jakoś nieprzystępny. Jego
postać tchnęła siłą i stanowczością człowieka, który wie, co
robi. Na szyi wisiała mu maska, którą jak to już przedtem
widziała, pokazywał dzieciom, żeby wiedziały, jak będzie
wyglądał w czasie operacji. Zwykle robił z tego zabawę - to
zakrywał sobie nią twarz, to mrugał do dzieci znad maski.
Przeważnie udawało mu się uspokoić małych pacjentów, tak że
szły na blok senne od premedykacji, ale i odprężone.
Na jego widok Poppy poróżowiała od mieszanych uczuć.
Wszystkie mocne postanowienia uleciały w mgnieniu oka.
Sporo trudu kosztowało ją, żeby nie rozpływać się w
idiotycznych uśmiechach. Zebrała całą swoją odwagę i wyszła
mu naprzeciw.
- Dzień dobry, doktorze - powiedziała tak oficjalnie, jak tylko
potrafiła.
- Dzień dobry, siostro - odparł równie oficjalnie. - Nie miałem
wcześniej czasu, więc dopiero teraz przychodzę zobaczyć moją
młodą klientelę.
Kilkoro dzieci na pobliskich łóżkach zachichotało. Nicholas
zrobił do nich minę.
- Kto jest pierwszy w kolejce? Kto najbardziej potrzebuje
moich usług? - Spojrzał na Poppy; jego ciemne oczy
RS
95
przepełniała łagodna wesołość, jakby to pytanie i jej dotyczyło.
Czyżby naprawdę czytał w jej myślach? Czyżby wiedział, jak
bardzo go potrzebuje?
Pod jego magnetycznym spojrzeniem traciła odwagę.
Oderwała od niego wzrok i powiedziała spokojnie:
- Trący Watts, wycięcie migdałków, jest pierwsza na liście.
Następny Mark Bowles, także wycięcie migdałków. Są już po
premedykacji.
- Dobrze. - Ruszył w stronę dwóch stojących obok siebie
łóżek i zatrzymał się między nimi. - Chce się spać? - spytał.
Oboje wyszeptali, że tak.
- Kiedy zobaczycie mnie następnym razem - powiedział
cichym miękkim głosem - będę wyglądał tak.
- Zasłonił twarz maską. - I wszyscy inni na bloku
operacyjnym tak samo, żeby nie dmuchać na was zarazkami.
Rozumiecie?
- Tak - wymamrotały dzieci. Nicholas poklepał je po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]