[ Pobierz całość w formacie PDF ]
całej miejscowości stał wielki sznur samochodów - z jakichś bliżej nieznanych
przyczyn utworzył się korek gigant. Pod oknem babci zatrzymał się olbrzymi TIR. Z
boku naczepy widniała twarz pięknej kobiety zachwalającej transportowane
wewnątrz produkty - zdaje się, że jakieś jogurty z których można czerpać wiele
nieocenionych dla zdrowia wartości. Ta twarz - wedle relacji babci - lśniła zupełnie
olśniewającym blaskiem, cudownie promieniała. I babcia w tym nagłym olśnieniu
pojęła, że to wrażenie blasku pochodzi z innej rzeczywistości, bo to sama Matka
Boska postanowiła się babci objawić w tej postaci. Matka Boska Jogurtowa! Jasna
sprawa, nic mnie już nie dziwi! Jakie czasy takie objawienia.
Co miały, u licha, znaczyć te twarze z reklamy? A te dziwaczne sny i jeszcze
dziwniejsze zdarzenia na jawie? Wróciłam myślami do chłopaka z pociągu i nagle
zdałam sobie sprawę, że reklama z jego twarzą to nie był jedynie sen - ja ją naprawdę
widziałam, w moim mieście, naprzeciw dworca, kątem oka, kiedy biegłam, by
zdążyć na pociąg. A może tak mi się tylko wydawało? Pierwszy raz w życiu
rzeczywistość kompletnie pomieszała mi się z fantazją, tak że nie widziałam już
granic. A teraz? Co miała wspólnego ze mną wizja babci Aurelii? Po co babcia mnie
tu wezwała? Nie wiązałam już wszystkich wątków w żadną logiczną całość. Babcia
nie zakończyła jednak jeszcze opowieści. Wpatrując się w cudowną twarz kobiety z
reklamy, która okazała się Matką Boską, babcia dostrzegła naraz podobieństwo do
mnie, to znaczy coś jej zaczęło szeptać do ucha, że to twarz jej wnuczki Joanny A
przecież nie wiedziała, jak teraz wyglądam. Pomyślała więc, że coś musi się w tym
kryć - może mam zostać świętą? Musiała się przekonać, czy rzeczywiście istnieje ta-
193
kie podobieństwo i czy nadawałabym się na świętą. Stąd cała moja podróż i
lustrowanie mnie wzrokiem. Jeśli chodzi o stwierdzenie ewentualnego podobieństwa,
wystąpił zasadniczy problem: w pamięci babci zatarły się rysy twarzy Matki Boskiej,
co uniemożliwiło porównanie. W tej sytuacji również moja świętość stanęła, dzięki
Bogu, pod dużym znakiem zapytania. Babcia cieszyła się z mojego przyjazdu, choć
nie miała pojęcia, co począć. Doszła zatem do słusznego wniosku, że wszystko
rozstrzygnie się dalej samo - j eśli mam być świętą, niebo z pewnością da nam
jeszcze jakiś znak, może nawet stanie się cud. Muszę tylko koniecznie pójść do
kościoła.
Cóż, był to jakiś plan. Przystałam więc na niego, licząc, że do niczego więcej nie
będę zmuszana. Tak też się stało - babcia nie stawiała już żadnych warunków.
Zamierzałam zaraz po kościele wracać do domu. Było w tym wszystkim coś
podejrzanego, a zwłaszcza Matka Boska Jogurtowa nie wzbudzała mojego zaufania.
Zegar zaczął wybijać północ, nieubłaganie zbliżała się pora spania. Teraz najbardziej
obawiałam się kolejnych snów - miałam już dość wszelkich wizji i majaków.
Tymczasem w drzwiach znienacka pojawiła się kuzynka babci, Weronika. Gdy
odwróciłam się w jej stronę, czując czyjąś obecność za plecami czy może słysząc po
prostu szelest jej ubrania, omal nie padłam: istna Baba Jaga! Brakowało jej jedynie
miotły. Zresztą z pewnością zostawiła j ą w przedpokoju, bo że właśnie wróciła z
Aysej Góry, nie ulegało wątpliwości. Nagle zatęskniłam za mamutką i babcią Sabiną.
Poczułam się jak mała dziewczynka, która zabłądziła w ciemnym lesie. I wtedy
babcia Aurelia zrobiła coś, czego kompletnie po niej nie oczekiwałam - zauważywszy
mój niepokój, pogłaskała mnie po ręce i rzekła łagodnym tonem:
- Niczego się nie obawiaj, wszystko będzie dobrze. Wiem, jaka jest dzisiejsza
młodzież, co macie na sumieniu - nie
spodziewam się, żebyś była wyjątkiem. Słowo grzech" jedynie was śmieszy Nie
zmuszę cię do tego, byś poszła się wyspowiadać i zrobiła mocne postanowienie
poprawy Proszę cię tylko, żebyś na trochę została, teraz, kiedy nawet twój oj ciec
przestał być w zasięgu i zostałyśmy z Weroniką zupełnie same.
Nie było w tych słowach wyrzutu, raczej gorzkie stwierdzenie takiego, a nie innego
stanu rzeczy i dojmujący smutek. Potem słowa babci i tonacja jej głosu stały się
podniosłe, zaczęła przemawiać jak rasowy kaznodzieja:
- Ja się już poddałam, pogodziłam z tym, że świat zwariował, że stacza się, idzie ku
gorszemu. Tego nikt nie powstrzyma. Jest już bardzo niewielu prawdziwych
świętych. To czasy hochsztaplerów, takich jak ci od reklamy co obiecują raj, jeśli
tylko kupisz ich cudowny towar. Jakie to wszystko płytkie, byle jakie! Coraz mniej
świętych, coraz mniej prawdziwych powołań, prawdziwych objawień... Mnie też
[ Pobierz całość w formacie PDF ]