[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Agravara, zupełnie nie będąc tego świadoma - We snach bardzo często zabijałam swojego
ojczyma. Szkoda, że nie stało się tak w rzeczywistości.
- Nie stało się, bo wcale tego nie chciałaś.
- Skąd możesz o tym wiedzieć?
- Och, Rosamund, czy nie czujesz tego wzajemnego przyciągania, jakie istnieje
między nami? Mamy pokrewne charaktery i dusze. Nie znając się, właściwie znamy się od
lat. Jesteśmy ulepieni z jednej gliny. Rozumiemy siebie nawzajem, a czasem nawet potrafimy
czytać w swoich myślach.
Spochmurniała, co widać było przede wszystkim w jej oczach.
- Jak możesz mówić takie niestworzone rzeczy. Nie można czytać w myślach drugiej
osoby. Ludzie są nieprzenikalni dla siebie. Dlatego nie oczekuję od innych ani zrozumienia,
ani też pocieszenia.
- A jednak coś takiego otrzymasz ode mnie. Nie będzie to litość, którą gardzisz.
Będzie to właśnie pełne zrozumienie. Wiem, co przygniata ci serce, gdyż niegdyś i ja
przeżywałem coś podobnego.
- Więc powinieneś wiedzieć, dlaczego muszę stąd wyjechać. Jeżeli grzechem jest
zerwanie zaręczyn, chętnie za ten grzech odpowiem przed Bogiem. Nie pragnę żadnego
mężczyzny.
- Pragniesz mnie, Rosamund - rzekł w nagłym olśnieniu.
Nisko opuściła głowę i wybuchnęła płaczem. Nagle poderwała się i uciekła.
Nie odbiegła daleko. Stała przy kolumnie, z czołem wspartym o zimny kamień.
Pragnął jej, lecz nawet nie miał siły jej prosić, by wróciła do niego. Ogarniała go
wielka słabość.
- Obawiam się - rzekł głosem tak cichym, że trudno było mu mieć nadzieję, iż słowa te
dotrą do jej uszu - że będę musiał zasnąć. Nie wiem też, co mnie bardziej osłabiło, twój
pocałunek czy też ów zdradziecki cios w głowę.
Powiedziawszy to, osunął się w ciemność.
ROZDZIAA SIEDEMNASTY
Jego słowa głęboko zapadły jej w świadomość i rozpętały burzę myśli.
Pragniesz mnie".
O tak, pragnęła go, ale czy mogło wyniknąć z tego jakieś dobro?
Westchnęła i wyjrzała przez wyłom w murze. Gdzie podziewał się Davey? Powinien
już dawno wrócić. Gdy uparła się, że zostanie przy rannym, dopóki nie odzyska świadomości,
Davey wskoczył na konia i pojechał na miejsce spotkania z przewoznikiem, by uprzedzić o
nieprzewidzianej zwłoce i umówić się na pózniejszy termin. Słońce przetoczyło się już na
zachodnią stronę, a jego wciąż nie było. Chyba nie przydarzyło mu się jakieś nieszczęście.
Czasem rzucała okiem na śpiącego Agravara. Zadbała już o to, by nie było mu zimno,
okrywając i otulając go derką. Być może nawet wcale jej nie chodziło o ochronę przed
chłodem, gdyż dzień był słoneczny i ciepły, tylko o pewien dowód troski. Po prostu nie mogła
już patrzeć na leżącego na ziemi Agravara, który wyglądał, jakby odwrócił się od niego cały
świat.
Był wyjątkowo urodziwym mężczyzną. A we śnie jeszcze piękniejszym, gdyż wtedy
rysy jego twarzy wygładzały się, a ciało przestawało porażać swą siłą. Nie mogła patrzeć na
niego bez bólu.
Najlepiej więc było nie mieć go przed oczyma. Usiadła na popękanym progu świątyni
i zaczęła wyglądać Daveya.
Obudziwszy się, stwierdził, że znajduje się w tym samym miejscu i że jego sytuacja
nie uległa zmianie. Wciąż był skrępowany i bezsilny. Kiedy spał, okryto go derką, od której
biła woń siana zmieszana z ostrym zapachem końskiego potu. Było mu pod tym okryciem
niemożliwie gorąco.
Ponad nim wznosił się nagi kamienny szkielet świątyni. Tu i ówdzie poprzez wyłomy,
pęknięcia i otwory okienne prześwitywało błękitne niebo.
Był sam, lecz rozejrzawszy się, dostrzegł Rosamund siedzącą u wejścia do kościoła.
Przywołał ją, a ona podeszła z kubkiem wody.
- Masz, pij - powiedziała.
Woda była zimna i smaczna Od razu poczuł się lepiej. Głowa wciąż bolała, nie na tyle
jednak, by nie mógł jasno myśleć. Bardziej już dolegały zdrętwiałe członki. Sznur wpijał się
w ciało i nie pozwalał na najmniejszy ruch.
- Gdzie ten twój człowiek? - zapytał. - Jak długo spałem?
- Tylko kilka godzin. Davey pojechał w dół rzeki. Mieliśmy się tam spotkać z pewnym
człowiekiem, który... - Nagle przerwała, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie jest
mądrą rzeczą zapoznawać go z planem ucieczki.
Jego śmiech pozbawiony był wesołości.
- Pragnąłem jedynie zaspokoić ciekawość, bo jak widzisz, przeszkodzić wam w
niczym nie mogę.
- Wolę przeceniać, niż nie doceniać sił i możliwości Agravara Wikinga - odparła
lekkim tonem.
- Przypisujesz mi moc, której nie posiadam, zapewniam cię - rzekł i pomyślał, że
nigdy nie należy poddawać się bez walki. Przed zaśnięciem poluznił nieco więzy na
nadgarstkach, teraz ponowił próbę. Sznur, rzecz jasna, nie został zerwany, na tyle się jednak
rozciągnął, że Agravar mógł zmienić położenie dłoni i sięgnąć palcami do supła.
- Wciąż boli cię głowa? - spytała Rosamund, zanurzając mu palce we włosy i
obmacując nimi obrzeżenie rany.
Było to bardzo przyjemne, ten jej dotyk, i dla niego gotów był narażać się na dalsze
rany i skaleczenia.
- Jakoś się z tego wyliżę - odparł, po czym przypomniał sobie, że nie wie o niej
jeszcze wielu rzeczy. - Dokąd zamierzasz wyjechać, Rosamund? - Widząc 'jej wahanie, roze-
śmiał się. - Nie obawiaj się, nie pojadę za tobą. Nie zapominaj o moim położeniu. Nie jest ono
godne zazdrości.
- Opuszczam Anglię.
- To już mi powiedziałaś. - Namacał supeł i ustalił pozycję obu końców sznura. Teraz
liczyła się precyzja i cierpliwość. Nie mógł też zdradzić najmniejszym ruchem ciała lub
[ Pobierz całość w formacie PDF ]