[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potem położył usta na jej wargach, rozpalając w niej ogień. Przylgnęli do
siebie w namiętnym pocałunku.
Trzymał ją tak mocno, że ledwie mogła oddychać. Nagle odskoczyła od
niego, zdumiona tym nagłym wybuchem namiętności. Nie wiedziała, co
powiedzieć. Nogi pod nią drżały; oparła się o ścianę.
- Ja już chyba pójdę - powiedział w końcu Justin, otwierając drzwi. Z
nogą na stopniu odwrócił się do niej jeszcze.
Nerwowo przełknęła ślinę.
- Idz już, Justin, już lepiej idz.
Nazajutrz rano poszła do świątyni, by dalej malować rozpoczęty obraz.
Była całkowicie pochłonięta pracą. Ze smokami nie miała najmniejszego
kłopotu, jednak co do chińskiego napisu na złotym tle dokoła drzwi
wejściowych nie była pewna. Lepiej to sprawdzić, pomyślała. A nuż coś
przekręci i wyjdzie jakieś bluznierstwo... Lepiej nie ryzykować.
RS
50
Kiedy więc pojawił się Faisal na rowerze, żeby jej pomóc w transporcie
sprzętu, poprosiła go, żeby się zatrzymał przy wózku Mak Long Teh. Zdjęła
obraz z roweru i pokazała kobiecie.
- Co o tym myślisz, Mak Long Teh?
Na twarzy Chinki pojawiło się zdziwienie.
- Jesteś malarką? Linden skinęła głową.
- Podoba ci się?
Mak Long Teh przyjrzała się obrazowi.
- Jest bardzo piękny. - Po czym pokręciła głową i powiedziała, wskazując
na wieżę kościelną: - Tam chyba nie ma kościoła.
- Wiem. Ale pomyślałam sobie, że to będzie bardzo ładnie wyglądało. A
co z tymi chińskimi słowami? Czy je dobrze namalowałam?
Mak Long Teh roześmiała się.
- Trochę.
- Czy to nie znaczy czegoś złego? Kobieta potrząsnęła głową.
- Nie, nie, jest pięknie.
- Ale trochę dziwnie? - Linden ogarnęło przerażające podejrzenie, że nie
otrzymuje odpowiedzi na swoje pytanie. Powiedzenie czegoś
niepochlebnego byłoby w złym guście.
- Nie, nie, jest pięknie.
Otoczył ich tłumek ludzi młodych i starych, którzy wskazywali na obraz.
Jakiś starzec niemal dotykając płótna sękatym palcem, powiedział po
malajsku:
- Tego tam nie ma.
- Wiem, wiem - odparła Linden. Dlaczego oni wszyscy tak bardzo
interesują się tą wieżą? - myślała. Jej przecież chodziło tylko o znaczenie
chińskich liter. Rozejrzała się po gapiach, szukając wśród nich duńskich
twarzy. Było ich wiele. Wskazała na czarne znaki.
- Jestem ciemną cudzoziemką - powiedziała po angielsku, a następnie
powtórzyła to najlepiej jak mogła po malajsku. Tłum wybuchnął śmiechem.
- Nie znam chińskiego pisma. Powiedzcie mi: czy to jest zle napisane? -
Znów wybuch śmiechu. Nie wiedziała, na czym polega żart, ale wszystkich
to bardzo śmieszyło.
Traktują mnie jak ulicznego błazna, pomyślała. Malajowie nie znają
chińskiego pisma, a Chińczycy nie chcą mówić.
- Tu nie ma nic złego - powiedziała Mak Long Teh. - To jest piękne!
Justin stał w jej pokoju i podziwiał obraz. Nie widziała go od dwóch dni i
czuła się trochę nieswojo. Podeszła do niego i pokazała mu napis nad
wejściem do świątyni.
RS
51
- Mam kłopot z tymi chińskimi literami.
- Odnoszę wrażenie, że są w porządku.
- Ale ty nie jesteś Chińczykiem.
- To prawda.
Opowiedziała mu, co działo się, kiedy pokazała obraz Mak Long Teh.
- Powinnam wiedzieć, że nie uzyskam jasnej odpowiedzi.
- Nie przejmuj się tym. Spróbuj z drugiej strony domalować minaret. -
Oczy Justina śmiały się do niej szelmowsko.
- Dobry pomysł. Dlaczego nie?
Na zewnątrz usłyszeli dzwonek roweru.
- O, jest Faisal z moimi bułeczkami z curry. Może napijesz się kawy albo
herbaty?
- To może kawy.
Faisal był przystojnym chłopcem o ciemnych, bystrych oczach.
- Lubię tego chłopaka - powiedziała Linden. - Często mi pomaga, wożąc
sztalugi i sprzęt.
- A czy nie uważasz, że on powinien być w szkole?
- Pytałam go o to, ale on twierdzi, że szkoła jest mu niepotrzebna. Chce
pracować i być bogaty. Twierdzi, że umie czytać, pisać i liczyć i że niczego
więcej nie potrzebuje. A zresztą, przecież to nie przeze mnie nie chodzi do
szkoły.
- Ja cię o nic nie oskarżam, po prostu zastanawiam się, jak to jest
możliwe, skoro istnieje nakazany prawem obowiązek szkolny.
- Nie ma się o co kłócić.
- To prawda. A co do jutra: chciałbym wyjechać bardzo wcześnie rano.
Spędzić dzień w Georgetown i wieczorem wrócić do hotelu. Odpowiada ci
to?
- Bardzo.
- A, przy okazji - powiedział, kiedy siedzieli na werandzie popijając
kawę - znów mam do ciebie list. - Wyjął Ust z kieszeni i położył na stole.
Serce Linden waliło jak młotem. Poznała okrągłe pismo Liz. Odłożyła
kopertę.
- Dziękuję. Ciekawe, dlaczego nie mogą doręczać korespondencji tu do
mnie. Już trzeci raz dostaję listy przez ciebie.
- %7łycie jest pełne tajemnic. Zwłaszcza na Dalekim Wschodzie.
- Właśnie. Możesz mi coś więcej na ten temat powiedzieć?
Justin wstał i zaraz potem się z nią pożegnał. Pocałował ją szybko w usta
i powiedział:
RS
52
- Nie denerwuj się listem. A jeśli już się zdenerwujesz, to pamiętaj, że
mieszkam o krok od ciebie. - Pokazał na swój dom, odwrócił się na pięcie i
już go nie było.
Rozdarła kopertę. W środku była karta świąteczna z zimowym pejzażem.
Nic nowego, donosiła Liz. Jest piekielnie zimno, a jej w dalszym ciągu nie
ma kto zagrzać łóżka. Linden z ulgą stwierdziła, że w liście nie ma
wzmianki o Waicie. Być może przestał nawiedzać Liz i wymuszać na niej
informacje.
Poszła do miasteczka kupić pastę do zębów, a przy okazji wstąpiła do
małej restauracyjki na kolację. Usiadła przy kulawym stoliku na zewnątrz i
zamówiła ryż smażony i satay z kurczaka. Było już ciemno i wszędzie
płonęły naftowe latarnie. W sklepach panował ruch. Ludzie śmieli się i
rozmawiali, dzieciaki bawiły się na ulicy. Gdzieś głośno grało radio.
- Dobry wieczór.
Był to Julio Marinozzi. W koszuli i eleganckich spodniach od
Givenchy'ego, które jednak nie były w stanie ukryć dużego brzucha.
Spojrzała na niego z obrzydzeniem. Och, nie, nie, pomyślała. Tylko nie
teraz. Odbierze mi cały apetyt.
- Dobry wieczór - odpowiedziała chłodno.
- Pani sama?
- Tak.
- Pani pozwoli, że się przysiądę?
Nie, nie pozwolę, powiedziała w myśli, ale dobre wychowanie wzięło w
niej górę.
- Proszę bardzo. - Miała nadzieję, że krzesło się pod nim załamie, ale
oczywiście nic takiego się nie stało.
- Wstąpiłem do pani - zaczął - ale pocałowałem klamkę. Nie
spodziewałem się pani tu spotkać.
- Dlaczego nie?
- Dama bez męskiej opieki nocą? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl