[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozwiązanie. Nie był aż tak wojowniczy, lecz wiadomo było też, że się nie poddał.
Dan pociągnął za rękaw Tau i zadał mu pytanie, które cisnęło mu się na usta od
chwili, gdy się tam znalazł.
- Co się stało z kocią miętą? Poważna dotąd twarz Tau pojaśniała.
- Szczęśliwie dla ciebie ten młodzik zaniósł liście do Kapłanów Burzy. Zbadali je i
zaaprobowali. Nie znalezli żadnych negatywnych skutków oddziaływania. Thorson, miałeś po
prostu szczęście, sprawy mogły potoczyć się zupełnie inaczej.
Dan westchnął.
- Wiem o tym, sir - przyznał. - Nie próbuję się wymigiwać.
- Każdemu czasem zdarzy się przegrzać dyszę. Tylko następnym razem&
Nie musiał kończyć swego ostrzeżenia, gdyż Dan uprzedził go:
- Nie będzie następnego razu, sir, nigdy&
ROZDZIAA 4 - POLOWANIE NA GORPY
Całe to zamieszanie zmąciło handlowy spokój. Okazało się, że niższy rangą wódz,
który tak skwapliwie zajął miejsce Pafta, miał do zaoferowania tylko dwa kamienie Koros i
nawet niedoświadczone oko Dana potrafiło stwierdzić, że rozmiarem i kolorytem nie
dorównywały tym, które sprzedał jego poprzednik. Ziemianie zdawali sobie sprawę, że
wydobywanie Koros jest zajęciem niebezpiecznym, lecz nie wiedzieli, że liczba dostępnych
obecnie kamieni jest tak znikoma. W ciągu dziesięciu minut ostatnia z poważniejszych
transakcji została zakończona i członkowie klanów opuszczali wypalone pole wokół podpór
Królowej.
Dan złożył handlowe płótno, zadowolony, że coś ma do zrobienia. Wyczuwał, iż
daleka jeszcze droga do odzyskania dawnych łask Van Rycka. Złym znakiem był fakt, że
przełożony nie omawiał z nim wyników handlu.
Kapitan Jellico wyprostował się. Choć na jego twarzy w zasadzie nigdy nie gościł
wyraz pogody ducha, to teraz wydawał się zadowolony.
- Zdaje się, że skończyliśmy. Jaki rezultat połowu?
- Dziesięć kamieni pierwszej klasy, około pięćdziesięciu drugiej i ze dwadzieścia
trzeciej. Wodzowie udadzą się jutro na tereny łowieckie.
- A jak tam nasze zioła? - To również zastanawiało Dana. Jasne, że nie można było
sprzedawać w nieskończoność tych paru roślin z ogrodu i suszonych liści.
- Tak, jak mogliśmy się tego spodziewać - powiedział zmartwiony Van Ryck. - Ale
Craig uważa, że może znajdzie coś, co pomoże.
Kapłani Burzy wyciągali z ziemi maszt wyznaczający krąg handlu i owijali wokół
niego proporzec. Ich przywódca zdążył już odejść, więc Tau wrócił do swoich towarzyszy
przy rampie.
- Van mówi, że masz jakiś pomysł - powitał go kapitan.
- Jeszcze tego nie wypróbowaliśmy. I nie możemy, dopóki Kapłani nie wyrażą zgody.
- Rozumie się - przytaknął Jellico.
Kapitan nie kierował tej uwagi bezpośrednio do niego, lecz Dan był przekonany, że
jego dotyczyła. Nie musieli się martwić - nie popełni już więcej takiego błędu, tego mogli być
pewni.
Dan uczestniczył w naradzie, która odbyła się w mesie, tylko dlatego, że był
członkiem załogi. Nie potrafił powiedzieć, jak wielka była niełaska, w jaką popadł, lecz nie
próbował zdobywać niczyich względów, nawet Ripa.
Tau dyskutował z Murą, który był doświadczonym przyrodnikiem. Opisał właściwości
kociej mięty i poinformował o ograniczonej ilości, jaką posiadali na pokładzie. Na koniec
przedstawił nową sugestię.
- Kotowate z Ziemi, a w rzeczywistości wiele innych naszych ssaków, wykazują
podobne zainteresowanie tym.
Mura wyciągnął małą butelkę, którą Tau otworzył i podał kapitanowi Jellico, a ten z
kolei przekazał ją dalej. Każdy z nich powąchał mocny aromat. Zapach był intensywniejszy
niż ten ze zgniecionej mięty. Dan nie był pewien, czy mu się podoba. W chwilę pózniej
Sinbad wpadł do pokoju z korytarza i popełnił niewybaczalny grzech, wskakując na stół tuż
przed Murą, który właśnie wziął flaszkę od Dana. Kot zamiauczał żałośnie i zaczął drapać w
rękaw stewarda. Mura zatkał flaszkę i zdjął kota na podłogę.
- Co to jest? - Jellico zażądał wyjaśnienia.
- Anyżówka, napój sporządzany z oleju anyżowego - z nasion anyżu. Jest środkiem
pobudzającym, lecz używamy go głównie jako przyprawy. Jeśli okaże się nieszkodliwy dla
Salarików, to powinien być lepszym towarem handlowym niż jakiekolwiek wonności czy
przyprawy, które Inter Solar są w stanie importować. A pamiętajcie, że posiadając
nieograniczony kapitał, mogą oni zalać rynek produktami dla nas niedostępnymi, w razie
potrzeby mogą je sprzedawać ze stratą po to tylko, żeby nas wyeliminować. Ich statek nie
odleci z Sargolu tylko dlatego, że przybył tu nielegalnie.
- O to chodzi - wtrącił Van Ryck. - Eysie handlują lub chcą handlować wonnościami.
Sprzedają jednak tylko gotowe produkty, egzotyczne, lecz syntetyki. - Wyciągnął z sakiewki
u pasa dwa malutkie pudełka.
Zanim jeszcze Dan poczuł intensywny zapach pasty w pudełkach, rozpoznał je jako
luksusowe przedmioty z Casper. Zawierały chemiczne produkty, które dobrze się
sprzedawały po dość wysokich cenach w cywilizowanych portach Galaktyki. Szef Aadowni
odwrócił pudełka do góry dnem, ukazując inicjały na ich spodach - był to znak Inter Solaru.
- Sprzedał mi je jeden z Salarików. Wziąłem je, by mieć dowód na to, że Eysie tu
handlują. Zwróćcie uwagę, że otrzymałem je w transakcji z dwoma najwyższej jakości Koros!
I to za co? Za jedną łyżkę suszonych liści kociej mięty. Czy to wam coś mówi? Pierwszy
odezwał się Mura:
- Salarikowie wolą produkty naturalne od syntetyków.
- Zgadzam się.
- Czy myślisz, że to była tajemnica Cama? - Zastanawiał się astronawigator, Steen
Wilcox.
- Jeśli nawet - wtrącił Jellico - to zatrzymał ją dla siebie. Gdybyśmy wiedzieli o tym
wcześniej.
Wszyscy myśleli teraz o tym samym, o ich magazynach pieczołowicie wypełnionych
bezużytecznymi towarami. Gdyby wiedzieli wcześniej, tę samą powierzchnię można było
załadować ziołami o pięcio lub dwudziestopięciokrotnie większej sile nabywczej.
- Może teraz, gdyśmy już przełamali ich handlowy opór, możemy spróbować innych
towarów - wtrącił z zadumą Tang Ya, oderwany od swych ukochanych radiostacji. - Lubią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl