[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twoje życie. Jeśli tak nie jest, jeśli mamy do czynienia z prostym napadem, jesteś
w porządku. To znaczy, będziesz uważana za żeński odpowiednik Bernharda Goetza.
Nikt nie chce cię posłać do więzienia. Posłuchaj. Pójdziemy na policję.
Rozpoczniemy kampanię informacyjną. %7ładen sąd...
 Ale ja nie jestem Goetzem!
 Jennifer, przyznałaś mi się, że zabiłaś człowieka. Być może zabiłaś dwie następne
osoby.  Skinieniem głowy wskazał centrum miasta.  Jestem urzędnikiem sądu, na
miłość boską. Nie mogę...
 Proszę! Proszę!  podeszła do krzesła, na którym położyła płaszcz.  Przykro mi,
że tu przyszłam. Przykro mi, że skompromitowałam twoją przeklętą pozycję. 
Podnosząc swój płaszcz płakała.
Tom skoczył na równe nogi z przekleństwem na ustach i złapał ją za ramię.
 Usiądziesz tutaj, Jennifer, przygotujemy linię obrony. Jesteś poszukiwana. Nie
mam zamiaru pozwolić ci, żebyś zniszczyła sobie życie i karierę.  Odciągnął ją od
drzwi, ale wyszarpnęła się z jego uchwytu.
 Zostaw mnie w spokoju, Tom. Sama, muszę sobie z tym poradzić.
 Jennifer, moja słodka, tracisz rozsądek  ruszył w jej kierunku z wyciągniętymi
ramionami, jakby chciał ją objąć.
Cofnęła się.
 Nie dotykaj mnie.
Ton, jakim to powiedziała, zatrzymał go. Zobaczyła w jego oczach nagłą obawę
i strach i to sprawiło jej przyjemność.
 Proszę, Jennifer, potrzebujesz pomocy  nalegał, nie zbliżając się jednak zbytnio.
Jennifer uświadomiła sobie, że już nie kontroluje własnego ciała. Jej serce waliło,
czuła nagły przypływ sił.  Mój Boże  pomyślała.  Jestem potworem . Podniosła
wzrok na lustro wiszące nad kanapą Toma i przyjrzała się swojemu odbiciu. Jej
brązowe oczy wyglądały na przestraszone, a nie ogarnięte szałem. Twarz była
popielata, a poranny makijaż już się z niej starł. Włosy potrzebowały
wyszczotkowania. Przestraszył ją własny zaniedbany wygląd, ale twarz nie wydawała
się zdeformowana. Nie wyglądała na potwora. Wzięła głębszy wdech.
 Dobrze się czujesz, Jennifer?  szeptem zapytał Tom, zaalarmowany wyrazem jej
twarzy.
 Nie wiem  przyznała.
 Co się wtedy stało?
 Nie mam pojęcia. Poczułam gniew, wściekłość, a potem...  Zaczęła gorzko
szlochać, tym razem jednak Tom podszedł do niej i objął ją ramionami. W jego
uścisku załamała się i pozwoliła, by ją pocieszał.
 Położę cię do łóżka  powiedział w końcu, kiedy jej płacz osłabł. Pochylił się nad
nią i podniósł bez wysiłku. Umieścił ją w swoim łóżku i nakrył grubym kocem.  Czy
jest ci wystarczająco ciepło?  zapytał, otulając jej ramiona. Jennifer przytaknęła
ruchem głowy i podciągnęła nogi. Przytuliła się do poduszki i chwyciła palcami jego
dłoń.
 Nie zostawiaj mnie  poprosiła błagalnie.
 Nie zostawię cię  szepnął, siadając na skraju łóżka. Pocałowała jego palce
i położyła policzek na ciepłej dłoni, a potem zasnęła, ciągle nie wypuszczając ręki
ukochanego.
Kiedy Jennifer się zbudziła, pokój pogrążony był w ciszy i ciemnościach.
Zwiadomość powracała powoli, jakby wypływała na powierzchnię życia. Potem
zaczęła poznawać otoczenie, uświadomiła sobie, że znajduje się w mieszkaniu Toma
i natychmiast stała się czujna. Usiadła spuszczając nogi z łóżka.
Usłyszała jakieś głosy. Lub przynajmniej jeden głos. Nie zakładając butów, cicho
i szybko podeszła do zamkniętych drzwi sypialni, przycisnęła do nich czoło i zastygła
nasłuchując. Cisza. Ostrożnie otworzyła drzwi. Pusty salon, zalany czystym, żółtym
światłem zachodzącego słońca, błyszczał jak na obrazie Yermeera.
Zorientowała się, że Tom jest w swoim biurze, znajdującym się za salonem.
Widziała jego cień, kiedy przechadzał się po małym pokoju. Spacerował zawsze,
kiedy rozmawiał przez telefon. Przemknęła przez pokój, bezszelestnie stawiając
stopy na pokrytej dębowym parkietem podłodze. Zatrzymała się przy drzwiach
gabinetu i zerknęła do środka.
Stał przy biurku, spoglądając przez okno na rzekę Hudson. Zachodzące słońce
oświetlało go z profilu, łagodząc ostre rysy. Słuchał kogoś, potem wyszeptał swoją
odpowiedz. Kiedy odwrócił się, żeby przejść na drugą stronę pokoju, stanęła za
drzwiami, chowając się w cieniu. Serce podeszło jej do gardła.
Podszedł do progu i zatrzymał się, patrząc przez całą długość ciemniejącego już
pokoju w stronę drzwi swojej sypialni.
 Nie  odezwał się do kogoś  jeszcze śpi. Tak, rozumiem. Tak, pozwolę jej
wypocząć.  Cofnął się od otwartych drzwi. Usłyszała, jak skórzane obicie
zatrzeszczało, kiedy siadał. Odważyła się zerknąć do środka i zobaczyła, że położył
nogi na brzegu biurka i odchylił się do tyłu razem z krzesłem, przeczesując palcami
włosy. Ten jego nerwowy nawyk zawsze ją drażnił. Po takich manipulacjach miał
okropnie nastroszone włosy.
Zmuszając się do zachowania spokoju, chyłkiem wymknęła się z ciemnego kąta za
drzwiami salonu. Podniosła z krzesła swój płaszcz i torebkę i chwyciła buty, które
zostawiła przy frontowych drzwiach.
Szybko ruszyła przez salon, popchnęła wahadłowe drzwi i weszła do ciemnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl