[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przy nim szofera. Wóz był wielkim, wypolerowanym kabrioletem, błyszczał się jak lustro. Kierowca
miał kamienna twarz, a otwarte drzwiczki czekały na pasażera. Larousse usiadł na miękkiej skórze,
poprawił z fasonem swój słomkowy kapelusz i był gotów do przyjemnej przejażdżki.
Posiadłość znajdowała się dość daleko od miasta, szofer wcześniej uprzedził go o tym. Wreszcie
zobaczył wielki, biały, usadowiony na wzgórzu budynek, do połowy zasłonięty pomalowanym na
biało murem. %7łelazna bramę otworzył mężczyzna wyglądający na ogrodnika. Długi samochód minął
starannie utrzymany ogród i zatrzymał się przy głównym wejściu domostwa.
W drzwiach ukazała się pokojówka, która powiodła gościa po marmurowej posadzce do wielkiego
salonu, urządzonego według najnowszej mody - wszędzie szkło i jawor. Przez okna widać było taras,
a dalej basen. Larousse stał przez chwilę bez ruchu, serce waliło mu z radosnej emocji. Wszystko, co
do tej pory zobaczył, pachniało dużymi pieniędzmi: począwszy od rzezby ze szkła, stojącej w hallu, aż
do szalenie kosztownych mebli w salonie. Naliczył dziewięć osób kapiących się w basenie - pięć
kobiet i czterech mężczyzn. Nie wyglądali na ubogich.
Kiedy Christophe schodził po szerokich, kamiennych schodach prowadzących z tarasu do basenu,
młoda, ubrana w najmodniejszy strój kąpielowy kobieta zaczęła się mu przyglądać. Miała
dwadzieścia jeden, może dwadzieścia dwa lata, włoska lub hiszpańska urodę: ciemne włosy i
oliwkowa cerę. Była tak piękna, że Christophe z miejsca się w niej zakochał. Modlił się, żeby to
właśnie była owa wicehrabina de la Vergne i żeby nie była mężatka. Mógłby od razu ożenić się z tym
ślicznym stworzeniem, być z nia do końca życia. Mógł jej to od razu przysiąc, ale nie byłoby to w
dobrym stylu.
Oczywiście dziewczyna nie była wicehrabina de la Vergne. Służąca poprowadziła zasmuconego
młodzieńca na drugi koniec basenu, gdzie siedziała ubrana na różowo dama. Delikatna, nieomal
przezroczysta narzuta plażowa z szyfonu, dwa sznury pereł na szyi, bransolety zdobiące opalone
ramiona -wszystko to tworzyło bogata całość. Kobieta podniosła głowę i wtedy Christophe zobaczył,
że ma około pięćdziesięciu lat, wydatna szczękę i przesadny makijaż.
- Pan Larousse, prawda? - rzekła, podając mu dłoń do ucałowania. - Tak mi miło, że zechciał pan
przyjść na lunch.
Larousse uśmiechnął się czarująco, zdjął kapelusz i ucałował rękę z diamentami na czterech palcach.
- Dziękuję za zaproszenie.
- Jeanne dużo mi o panu opowiadała. Proszę usiąść koło mnie. Marie, przynieś nam zaraz zimne
napoje.
Wicehrabina przedstawiła go swoim towarzyszom: kobiecie i mężczyznie, których nazwiska nic mu
nie mówiły, ale wykwintne ubrania sugerowały bardzo dużo. Usiadł i starał się zrobić jak najlepsze
wrażenie. Chyba mu się udało, bo zobaczył, jak ramiączko zsuwa się z ramienia kobiety, grożąc
obnażeniem piersi. Za każdym razem, kiedy je poprawiała, upewniała się, czy Christophe zwraca na to
uwagę. Jej maż ignorował zupełnie te zabiegi i cały czas zajmował się wicehrabina. Po chwili pani de
la Vergne zaproponowała gościowi odświeżenie się w basenie. Nie przyjęła jego wykrętów zwią-
zanych z brakiem odpowiedniego stroju, tylko wskazała mu stojący nie opodal, piętrowy budynek,
mówiąc, że znajdzie tam wszystko, czego potrzebuje. Chciała zapewne odciągnąć go od kobiety ze
spadającym ramiaczkiem, a może bała się, że już na samym początku gość będzie zbulwersowany.
Budynek przeznaczony na przebieralnię posiadał długa werandę; w środku znajdowało się sześć
maÅ‚ych pomieszczeÅ„, skromnie umeblowanych, ale wyposażonych we wszystko - rÄ™czniki frotté,
czepki, kostiumy kąpielowe dla pań i
panów. Christophe znalazł coś odpowiedniego dla siebie i rozebrał się.
Stanął nad brzegiem basenu i zanurkował, kierując się na postać syreny w mozaice ułożonej na dnie.
Jedna z osób bawiących się w basenie była czarnowłosa dziewczyna, ta, która zrobiła na nim tak
kolosalne wrażenie. Podpłynął do niej, odgarnął mokre włosy z czoła i przedstawił się z uśmiechem:
- Nazywam siÄ™ Christophe.
Dziewczyna uśmiechnęła się, odpłynęła nieco na bok, potem przypłynęła z powrotem i rzekła:
- Nicolette Santana. Ma pan bardzo biała skórę - chyba jest pan tu od niedawna.
- Tak, przyjechałem dopiero wczoraj. Muszę pani coś wyznać.
- SÅ‚ucham?
- Kocham paniÄ….
- Przecież pan mnie wcale nie zna.
- Widziałem panią - to wystarczy.
- Czy pan zawsze siÄ™ tak Å‚atwo zakochuje?
- Spotkało mnie to chyba dwa razy w życiu.
- Jaki był ten pierwszy raz?
- To już skończone, nie ma o czym mówić. Wyjdzie pani za mnie?
Powiedział to dość pogodnie, ale za to z wyraznym akcentem szczerości, który zauważyłaby każda
kobieta. Dziewczyna roześmiała się, a w tym rozbawieniu Christophe dojrzał jednak cień zachęty.
Nicolette widziana z bliska, była tak urocza, że serce mu zamierało. Jej błyszczące włosy, czarne jak
skrzydło kruka, miały na środku przedziałek; owalny wykrój twarzy był bliski ideału, a wielkie oczy
błyszczały jak polerowany granit. Na szyi miała skromny naszyjnik z odłamków korala tego samego
koloru, co jej kostium, przykrywający krągłe, kształtne piersi.
Christophe oglądał te cacka jak człowiek, który sprawdza wyposażenie mieszkania mające mu
posłużyć długie lata. Nie miał wątpliwości - ta dziewczyna będzie jego żoną, a on zawsze dochowa jej
wierności. Wsadził rękę pod wodę i zanim Nicolette się zorientowała, dotknął jej biodra - nie mógł się
powstrzymać.
- Pomyśl o tym - rzekł.
Potem z wielką szybkością przepłynął parę razy basen, a dziewczyna wyszła z wody i położyła się na
słońcu. Christophe wrócił do wicehrabiny. Towarzysząca jej kobieta z wyraznym zainteresowaniem
studiowała jego mokre, wypchane spodenki, ale tym razem pani de la Vergne zignorowała ją.
- Widzę, że poznałeś moją siostrzenicę, to piękne dziecko.
- Siostrzenica? Przepraszam, ale zupełnie nie widzę podobieństwa: pani ma jasną skórę, a ona jest
ciemna.
- Zgadza się. Moja siostra wydała się za hiszpańskiego szlachcica. Oboje zginęli na "Lusitanii" w
drodze powrotnej z Ameryki.
- To straszne!
- Dziecko, na szczęście, zostawili w domu. Wzięłam je więc do siebie i wychowałam.
- Ma pani bardzo dobre serce, a i ona zyskała chyba na tym, że kształciła się we Francji, a nie w
Hiszpanii. - Cała hiszpańska rodzina chciała się nią zająć, ale ja zdecydowanie odmówiłam. Ma,
oczywiście, hiszpańskie imię nadane jej przez ojca - Isobel. Zmieniłam je na Nicolette.
- Nie lubi pani Hiszpanów?
- Ich kuchnia jest jadłodajnią barbarzyńców, a o ich rozrywkach lepiej nie mówić. Proszę się przebrać,
lunch będzie za pol godziny.
W przebieralni Christophe wyskoczył z mokrego kostiumu i wrzucił go do kosza na brudną bieliznę.
Zanim jednak zdążył cokolwiek na siebie założyć, drzwi otworzyły się i do pokoju weszła
wicehrabina - nie pomyślał nawet o tym, żeby przekręcić klucz w zamku. Sięgnął po ręcz.;ik, chcąc
przykryć te czę-
ści ciała, których na ogół nie powinno się eksponować w gronie dalszych znajomych, ale dama
zamachała rękami i usiadła na krześle.
- Nie uznaję tej idiotycznej, burzuazyjnej skromności -rzekła. - Proszę opowiedzieć mi o mojej
przyjaciółce, Jeanne. Jak się ona czuje? Co z jej strasznym mężem? Słyszałam, że oszalał i zamknięto
go w zakładzie.
- To lekka przesada, madame. Co prawda, pan Verney przeżył załamanie nerwowe i wymaga ciągłej
opieki, ale... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl