[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wszyscy popełniamy błędy, gdy jesteśmy młodzi. Był miłym facetem i świetnym kum-
plem.
- Czy ja też bym go polubiła?
Polly skinęła głową.
- On by zwariował na twoim punkcie.
- A jakiego rodzaju był artystą?
- Malował krajobrazy pastelami. Lubił od razu widzieć efekt swojej pracy. Lubił
malować odbicia budynków w wodzie. Ten obraz nad kominkiem jest jego.
- Zawsze mi się podobał. A dlaczego matka nie powiedziała rodzinie Daniela o
mnie?
- Nie potrafię ci na to odpowiedzieć.
R
L
T
Lydia westchnęła.
- Nawet nie znam jego nazwiska. Nie wiem, gdzie jest pochowany...
- Tyle mogę ci powiedzieć, ale jeśli myślisz o skontaktowaniu się z jego rodziną -
nie wiem, gdzie mieszkają i czy jego rodzice w ogóle jeszcze żyją. Po tylu latach to był-
by dla nich wielki szok.
- Myślisz, że lepiej, żeby nie wiedzieli?
- Tak. Jeśli żyją, to rodzice Daniela są już po siedemdziesiątce. Im człowiek star-
szy, tym trudniej mu się pogodzić z pewnymi sprawami. Lydio, chociaż każda rodzina
byłaby z ciebie dumna.
- Oprócz mojej. Patrzą na mnie i widzą swoją winę. Teraz przynajmniej wiem dla-
czego. Nie mam pojęcia, jak spojrzę Edwardowi prosto w oczy. Nie mogę ciągle w to
uwierzyć, że przez tyle lat trzymali mnie w niewiedzy.
- To nie łatwo nagle wyznać prawdę. Ja też ci nic nie powiedziałam, więc jestem
tak samo winna.
- Przynajmniej podejmowałaś działania, by oni mi powiedzieli prawdę. Czy przez
to właśnie tak strasznie się pokłóciłaś z moją matką, gdy miałam szesnaście lat?
Polly skinęła głową.
- Wiedziałam, że ona nie ustąpi, a ja nie chciałam, żeby zabroniła mi się z tobą
spotykać, więc musiałam iść na kompromis.
- Nie mam pojęcia, co teraz będzie się działo. Nawet nie mam ochoty ich widzieć.
- Czas leczy rany. Nie podejmuj żadnych pochopnych decyzji. Ale cokolwiek byś
zrobiła, zawsze będziesz miała moje wsparcie.
- Dziękuję.
- Pewnie nie powinnam o to pytać, ale czy Jake skontaktował się z tobą?
- Nie. Nie pojawił się nawet na moje pożegnanie z firmą.
- Może był w delegacji? Nie pytałaś nikogo?
- Nie.
- Nie zrób tego samego błędu co twoja matka. Duma to wcale nie jest pozytywna
cecha. A co by się takiego stało, gdybyś to ty do niego zadzwoniła? - Polly postawiła
R
L
T
przed nią talerz ze spaghetti. - Rano wszystko już będzie wyglądało lepiej, moja kochana.
I wyjdziesz z tego wszystkiego mocniejsza.
Lydia wcale nie była tego taka pewna. Posłusznie wzięła do ręki widelec i zmusiła
się do uśmiechu.
ROZDZIAA TRZYNASTY
- Kto tam?
Jej głos zabrzmiał przez domofon, jakby była zmęczona.
- Jake. - Chyba wybrał zły moment, ale i tak już zwlekał zbyt długo. Musiał się z
nią zobaczyć. - Muszę z tobą porozmawiać. Proszę, daj mi dziesięć minut, a potem sobie
pójdę, jeśli sobie tego zażyczysz.
Jej milczenie trwało tak długo, że myślał, iż mu odmówi. Aż wreszcie usłyszał
westchnienie i zgodę:
- Okej.
Nacisnęła guzik blokady zamka i czekała na niego w drzwiach, gdy pojawił się na
korytarzu.
Ostatni raz, gdy ją widział w biurze, była ubrana jak profesjonalistka. Teraz miała
na sobie wytarte dżinsy. Włosy przewiązała jakąś chustą, a kosmyki uciekały spod niej
we wszystkie strony. Na twarzy miała smużkę farby pastelowej. Wyglądała jeszcze pięk-
niej niż kiedykolwiek. Jake zapragnął objąć ją ramionami i wdychać jej zapach.
Tyle że na jego twarzy malowały się troska i zmęczenie po podróży. To nie był
najlepszy moment na odwiedziny.
- Lydio, to na przeprosiny - odezwał się, wręczając jej bukiet róż, które same za-
częły wyglądać już na zmęczone. - Najlepsze, jakie udała mi się znalezć na lotnisku.
Myślałem o czymś innym, ale nie było czasu. Chciałem jak najszybciej się z tobą zoba-
czyć.
- Wejdz. Dziękuję za kwiaty.
W kuchni Lydia włożyła je do wazonu.
- Przepraszam, że nie pojawiłem się na twoim pożegnaniu w pracy.
R
L
T
- Nic się nie stało.
Po wyrazie jej twarzy Jake poznał, że jednak coś się stało.
- Musiałem polecieć do Norwegii. Mój dziadek miał zawał.
- To przykre. Czy już jest wszystko dobrze?
- Dochodzi do siebie. Cała rodzina bardzo się przestraszyła. Dziadkowie prosili,
żebym podziękował ci w ich imieniu za ten piękny portret, który im wysłałaś. To był
okropny tydzień. Nie tak go planowałem. Zamierzałem się z tobą spotkać w piątek, by
dowiedzieć się, czemu odmówiłaś zaproszenia na kolację.
Lydia zmarszczyła czoło.
- Nie zaprosiłeś mnie na żadną kolację.
- Wysłałem ci SMS-a. Wiem, że to nie najlepszy sposób, ale była druga w nocy i
nie był to odpowiedni moment, by do ciebie dzwonić.
- Nie dostałam od ciebie żadnego SMS-a.
- Myślałem, że jesteś na mnie zła i dlatego nie odpowiadasz. - Jake westchnął. - W
SMS-ie były moje przeprosiny i zaproszenie na kolację. Chyba nawet dobrze, że go nie
dostałaś, bo i tak musiałbym ją odwołać w ostatniej chwili.
Lydia mrugnęła i wpatrywała się w niego intensywnie.
- Czy ja żyję w jakimś równoległym świecie?
- Nie. Ja zawsze przepraszam, jak popełnię błąd - wyznał Jake. - Tylko że nieczęsto
się mylę. - Skrzywił ironicznie twarz. - Ale tym razem był to koszmarny błąd. Zrozu-
miałem to w minionym tygodniu, gdy zobaczyłem, jak babcia przeżywa pobyt dziadka w
szpitalu. Zrozumiałem, że smutek i cierpienie nijak mają się do radości i przeżywanego
szczęścia, gdy są razem. Zrozumiałem to, bawiąc się z dziećmi moich kuzynów.
- Ty bawiłeś się z dziećmi? - zapytała z niedowierzaniem Lydia.
- Nie miałem wyboru. Bawiłem się z dziećmi po raz pierwszy od osiemnastu mie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl