[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chyba wysłać sługę do miasta i kazać mu wrzucić to wszystko do morza. Jeśli
ktoś zechce tam za nimi podążyć, proszę bardzo.
 Te odpryski powinny doprowadzić z powrotem do groty, a pierścień do
zabitego  stwierdziłem.  Ale wolałbym jeszcze nie wyrzucać guzika.
 Dlaczego? Jest wielką niewiadomą.
 Dokładnie. Ale te rzeczy powinny działać w obie strony, prawda? To ozna-
cza, że mogę wykorzystać guzik i znalezć drogę do tego miotacza kwiatów.
 To może być niebezpieczne.
 Na dłuższą metę rezygnacja może się okazać jeszcze hardziej niebezpiecz-
na. Nie. Całą resztę możesz wyrzucić do morza, ale guzik zostaje.
 Dobrze. Na razie zablokuję je dla ciebie.
 Dzięki. Jasra jest matką Luke a.
 Chyba żartujesz!
 Nie.
 To wyjaśnia, dlaczego nie przyciskał jej w sprawie pózniejszych trzydzie-
stych kwietnia. Fascynujące! Otwiera zupełnie nowe pola domysłów.
 Podzielisz się nimi?
 Pózniej, pózniej. Tymczasem zajmę się tymi kamieniami.
Sięgnęła do kręgu i chwyciła je. Przez moment zdawały się tańczyć w jej dłoni.
Wstała.
 Hm. . . guzik  przypomniałem.
 Tak.
Schowała guzik do kieszeni, a pozostałe trzymała w ręku.
 Zestroisz się, jeśli będziesz tak przechowywać ten guzik  ostrzegłem.
 Nie.
 Dlaczego nie?
 Są powody. Przepraszam teraz. Poszukam pojemnika na pozostałe kamie-
nie, a potem kogoś, kto je przewiezie.
70
 Czy ta osoba się nie zestroi?
 To wymaga czasu.
 Rozumiem.
 Napij się jeszcze kawy. . . albo zjedz coś.
Odeszła. Zjadłem kawałek sera. Próbowałem ocenić, czy nasza rozmowa wię-
cej dostarczyła odpowiedzi czy nowych pytań. I usiłowałem dołożyć do starej
łamigłówki kilka nowych klocków.
 Ojcze.
Obejrzałem się, szukając tego, kto to powiedział. Nie znalazłem nikogo.
 Tutaj, niżej.
Na pobliskim klombie, pustym, jeśli nie liczyć kilku suchych łodyg i liści,
dostrzegłem krążek światła wielkości monety. Poruszył się i tym zwrócił moją
uwagę.
 Ghost?  zapytałem.
 Aha  dobiegła spomiędzy liści odpowiedz.  Czekałem, aż zostaniesz
sam. Nie bardzo ufam tej kobiecie.
 Dlaczego nie?
 Nie skanuje normalnie, jak inni ludzie. Nie wiem, na czym to polega. Ale
nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.
 Więc o czym?
 No wiesz. . . czy mówiłeś poważnie, kiedy powiedziałeś, że nie chcesz
mnie wyłączać?
 Rany! Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem! Twoja edukacja i w ogó-
le. . . I taszczenie wszystkich twoich części do takiego miejsca, gdzie byłbyś bez-
pieczny! Jak możesz o to pytać?
 Sam słyszałem, jak Random ci to zlecał. . .
 Ty też nie robisz wszystkiego, co ci każą, prawda? Zwłaszcza jeśli chodzi
o ataki na mnie, kiedy chcę tylko sprawdzić parę programów. Należy mi się chyba
odrobina szacunku!
 Ee. . . no tak. Wiesz, przykro mi.
 Powinno ci być przykro. Miałem przez ciebie masę kłopotów.
 Szukałem cię od paru dni i nigdzie nie mogłem znalezć.
 Kryształowe groty to nic przyjemnego.
 Nie mam zbyt wiele czasu. . .  Zwiatło zamigotało, zbladło niemal do
granic widzialności i znowu rozbłysło.  Odpowiesz mi szybko na jedno pytanie?
 Strzelaj.
 Ten człowiek, który był z tobą, kiedy tu przyszedłeś. . . i odszedłeś. . . Taki
duży, rudowłosy?
 Luke. Co z nim?
 Mogę mu zaufać?  głos Ghosta był słaby, ledwie słyszalny.
 Nie!  wrzasnąłem.  To idiotyczny pomysł!
71
Ghost zniknął i nie wiedziałem, czy słyszał moją odpowiedz.
 Co się dzieje?
Głos Vinty, gdzieś z góry.
 Kłótnia z towarzyszem zabaw z wyobrazni!  zawołałem.
Nawet z tej odległości dostrzegłem zdziwienie na jej twarzy. Rozglądała się,
aż nabrała przekonania, że naprawdę jestem sam. Skinęła głową.
 Aha  mruknęła. I dodała:  Zejdę za chwilę.
 Nie ma pośpiechu  zapewniłem.
Gdzie można odnalezć mądrość i gdzie znajdę zrozumienie? Gdybym wie-
dział, poszedłbym tam od razu. W tej chwili stałem raczej pośrodku wielkiej ma-
py, wśród obszarów, gdzie czaiły się wizerunki szczególnie paskudnych zmien-
nych losowych. Doskonałe miejsce, moim zdaniem, żeby pogadać samemu ze
sobą. I Wróciłem do środka, żeby skorzystać z toalety. Za dużo tej kawy. . .
Rozdział 5
No cóż, może. To znaczy z Julią.
Siedziałem sam w pokoju przy świecy i myślałem. Vinta poruszyła pewne
wspomnienia, które dzięki niej wypłynęły na powierzchnię.
To zdarzyło się pózniej, kiedy nie spotykaliśmy się już tak często. . .
Poznałem Julię na wykładach z metod numerycznych. Zaczęliśmy się spo-
tykać, najpierw dość rzadko: kawa po zajęciach i takie rzeczy. Potem częściej
i wkrótce sprawa stała się poważna. Teraz kończyła się tak, jak zaczęła: po tro-
chu. . .
Wychodziłem z supermarketu z torbą zakupów, kiedy poczułem na ramieniu
dłoń Julii. Wiedziałem, że to ona, odwróciłem się i obok nie było nikogo. Kilka
sekund pózniej pomachała do mnie z drugiej strony parkingu. Podszedłem, przy-
witałem się, zapytałem, czy nadal pracuje w tym sklepie z oprogramowaniem co
ostatnio. Zaprzeczyła. Pamiętam, miała wtedy na szyi mały pentagram na łańcusz-
ku. Mógł bez trudu  może nawet powinien  zwisać ukryty pod bluzką. Ale
wtedy, oczywiście, bym nie zauważył, a wszystkie jej gesty sugerowały, że ko-
niecznie chce, bym go dostrzegł. Dlatego zignorowałem go. Wymieniliśmy ogól-
ne uwagi; odrzuciła moje zaproszenie na kolację i do kina, choć proponowałem
kilka wieczorów z rzędu.
 Co teraz robisz?  zapytałem.
 Studiuję.
 Co?
 Och. . . różne rzeczy. Niedługo zrobię ci niespodziankę.
Znowu nie zareagowałem, chociaż akurat wtedy podszedł do nas jakiś nad-
miernie przyjazny irlandzki seter. Położyła mu rękę na głowie, powiedziała: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl