[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bez wahania pokiwała głową. Wszystko jedno, jak ten dom wygląda
w środku. Już teraz bardzo jej się podoba. Pomyśleć, że miałaby taki
piękny widok z okna i do tego własny ogród!
- Svend, właściwie nie poprosiłeś mnie jeszcze o rękę - powiedziała
podniecona, bo nagle zrobiło się tak jakoś uroczyście.
- Jak to nie? Tylko ustaliliśmy, że na razie ślub się odłoży.
Ujął jej dłoń i poprowadził przez zielone podwórko. Pod stopami sze-
leściły im pożółkłe, jesienne liście, a na drzewach zauważyli kilka ostat-
nich jabłek. Maliniak tworzył bujny, dziki żywopłot. Gdyby go przyciąć,
będzie rodził dorodne, zdrowe owoce, pomyślała Klara. Z rabatek uśmie-
chało się kilka niebieskofioletowych astrów.
- Moglibyśmy tu uprawiać ziemniaki i warzywa - stwierdził Svend. -
I przydałyby się kury. To nie to samo, co moje obecne mieszkanie.
- I tylko dziesięć minut pieszo do hotelu - dodała Klara. Chciała
nadal pracować. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby porzucić swoje zaję-
cie.
Stali w najdalej wysuniętej w stronę morza części ogrodu. Samotny
promyk słońca zdołał przebić się przez grubą warstwę chmur, a wtedy
Svend objÄ…Å‚ KlarÄ™ ramieniem.
- W takim razie zapytam jeszcze raz. Klaro, czy zechcesz zostać moją
żoną?
- Wiesz, że tak.
- Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że mój brat zamieszka z nami?
Skinęła głową na potwierdzenie. Po śmierci ojca to na Svendzie spo-
czywał obowiązek opieki nad niepełnosprawnym bratem. Klara uważała
R
L
to za naturalne. Słońce mile rozgrzewało jej policzki. Dziewczyna poło-
żyła głowę na ramieniu narzeczonego i poczuła, że oto spełnia się jej
największe marzenie. Maleńki hotelowy pokoik będzie teraz stał pusty
albo zajmie go ktoś inny. Ona tymczasem pójdzie na swoje.
- Chcę nadal pracować w hotelu. Mam nadzieję, że się zgodzisz?
Svend ociągał się z odpowiedzią. Wiedziała, co myśli. Nie dość, że
zarobi więcej, to będą mogli dodatkowo uprawiać warzywa. A po śmierci
ojca jest ich już tylko troje do utrzymania.
- Niech i tak będzie, uparciuchu. Wiem, jak. lubisz tę pracę, i muszę
się z tym pogodzić.
Odwrócili się i przyglądali się domowi. Pobielone ściany sprawiały,
że wyglądał na wyjątkowo zadbany. Zaczynamy nowy etap życia, pomy-
ślała Klara, a wzruszenie ścisnęło ją za gardło.
Emily rozwieszała w pralni świeżo uprane firanki. Słyszała, jak pod
podłogą delikatnie chlupocze woda. Odnosiła wrażenie, że czuje też za-
pach słonej morskiej wody. Przez moment poczuła się niemal jak na po-
kładzie wychodzącego w morze statku.
Leciutkie pukanie w szybę sprawiło, że poderwała się na równe nogi.
Za oknem najpierw zamajaczył jakiś cień, a potem otworzyły się drzwi.
Przez chwilę obawiała się, że to może Ivan Wilse, który znów zacznie ob-
rzucać ją kłamliwymi oskarżeniami zasłyszanymi od Rebekki.
- Panna Lauritzen mówiła, że cię tu znajdę.
W drzwiach stał Gerhard. Emily odłożyła firankę i zeskoczyła z ławy.
- Wygląda na to, że dom bardzo się jej spodobał.
- Rzeczywiście, o niczym innym nie mówi.
Objął ją, pocałował, a po chwili usiadł i posadził ją sobie na kolanach.
- Znalezliście już Edwina? - spytała, nie chcąc wierzyć, że ten niebez-
pieczny człowiek może wciąż być na wolności.
- Nic nie słyszałem na ten temat, ale możesz być zupełnie spokojna.
Mam dla ciebie pozdrowienia od Caroline. Wciąż mówi tylko o ślubie.
45
R
L
Uważa, że powinniśmy się pobrać jeszcze przed zimą, bo chciałaby do-
żyć tej chwili.
Emily pocałowała go w czoło, po czym wyśliznęła się z jego objęć.
- Babcia z powodzeniem dożyje stu lat. A czy też uważasz, że mogę
być spokojna, mimo że przyrodni brat ojca przebywa w mieście?
Wyraznie stężała mu twarz.
- A więc wiesz już, kim jest? Był w hotelu?
- Owszem. DaÅ‚ mi do zrozumienia, że zamierza kupić Egerhøi. Dla-
czego nic mi nie powiedziałeś, Gerhardzie? Ani słowem nie wspomniałeś
o tym człowieku.
- Myślałem, że jakoś się go pozbędę.
- Wydaje mi się, że tak łatwo ci z nim nie pójdzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]