[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tamtej pory minął szmat czasu. Nie mam już kaca mora-
lnego, a przynajmniej rzadko. Unikam bliższych relacji
z ludzmi, ale to raczej dlatego, że jestem dość zajęta. No
a ostatnio widuję i słyszę duchy.
Miała nadzieję, że rozładuje atmosferę, ale kiedy
podniosła wzrok, nie ujrzała na twarzy Lucasa ani cie-
nia uśmiechu. Jego oczy były ciemne i nieczytelne.
Pogłaskał jej policzek, zaczesał włosy za uszy, uniósł
jej brodę i pochylił się, by ją pocałować.
Już nigdy nie zasłaniaj twarzy włosami, słyszysz?
W jej sercu coś pękło, ale chciała to ukryć.
Ty też się dotąd nie ożeniłeś zauważyła. Jaką
ty masz wymówkę?
Jestem jak ten włóczęga, który nigdzie nie zagrze-
je miejsca. Teraz trochę się okopałem, ale czy zostanę?
Nie wiem.
Przypatrywała mu się przez chwilę.
To nie jest chyba odpowiedz.
Nie, nie jest przyznał cicho.
104 MEREDITH WEBBER
Zapadło milczenie, jakby przekroczyli granicę czasu
rzeczywistego i weszli w jakąś przestrzeń, gdzie wszys-
tko jest możliwe. A może to jej wyobraznia? Zaraziłyją
te miejscowe duchy?
Zaraz wrócę. Lucas wstał.
Odprowadziła go wzrokiem. Wiedziała, że ta dziwna
rozmowa dobiegła końca, chociaż wydawało się przez
ułamek sekundy...
Co się wydawało? Nie znajdowała słów, ale to minę-
ło, a kiedy Lucas wróci, opatrzy jej nogę i odejdzie.
Lucas Quinn, wieczny wędrowiec.
Włóczędzy nie zagrzewają miejsca, ale wielu z nich
się żeni. Muszą tylko znalezć kobietę, która za nimi
pójdzie. Caroline skrzywiła wargi. Nie chciała sobie
wyobrażać beztroskiej radosnej kobiety, która poszłaby
za Lucasem. Kiedy wszedł znowu do jej mieszkania
z wodą utlenioną i płynem antyseptycznym, była goto-
wa zadać mu kolejne pytanie.
Czy to ty wziąłeś lekarstwa z szafki?
Jego zdumienie było tak przemożne, że gdyby tylko
udawał, rozbawiłby ją serdecznie.
Wszystkich o to pytasz? Spodziewasz się, że win-
ny przyzna się zaskoczony pytaniem?
Przysiadł na małym stoliku i położył obok waciki
i butelki.
Nie, nie wziąłem tych lekarstw, ale nie powinnaś
mi wierzyć. Jutro będzie tu policja. Możesz im o tym
wspomnieć, ale cokolwiek postanowisz, wątpię, czy
znajdą winnego.
Zmoczył wacik wodą utlenioną, wycisnął bezbarwny
płyn na nogę Caroline, która poczuła piekący ból
i wstrzymała oddech.
TROPIKALNY RAJ 105
Więc mamy o tym zapomnieć?
Wrzucił zużyty wacik do plastikowego worka i za-
czął lekko wklepywać płyn antyseptyczny.
Nie, nie zapomnimy o tym. Założyliśmy dodat-
kowy zamek i w ten sposób ostrzegliśmy złodzieja.
Więc ta osoba będzie wiedzieć, że jesteśmy czujni i nie
sądzę, żeby to powtórzyła, nawet jeśli może zdobyć
nowy klucz.
Jego zachowanie i głos powiedziałyCaroline, że zno-
wu są tylko kolegami z pracy.
%7łal, zbyt silny, by mu zaprzeczać, ścisnął jej żo-
łądek.
ROZDZIAA DZIEWITY
Przybyli policjanci, co prawda nie samochodem z sy-
reną i migającym kogutem, ale łodzią długą, dosyć
wąską, otwartą łodzią z wąskimi ławkami i ciężkim,
przymocowanym z tyłu silnikiem.
Caroline była teraz zadowolona, że Lucas tak pedan-
tycznie zapakował wszystko, co znalezli w pokoju Ja-
ckie. Sierżant Reynard nie podziękował mu co prawda,
ale odrobinę złagodniał, przekonawszy się, że prze-
strzegają procedur.
Mimo to nie przyjmował do wiadomości informacji
personelu, że nikt z zewnątrz nie odwiedzał Jackie pod-
czas jej pobytu w ośrodku. Kazał jednemu ze swych
podwładnych zasypać proszkiem do zdejmowania od-
cisków palców cały pięknie urządzony pokój Jackie,
a młody człowiek wypełnił swoje zadanie z entuzjaz-
mem i finezją.
Wszystkich pracowników po kolei odrywano od zajęć
i przesłuchiwano. Okularnik ubrany po cywilnemu przej-
rzał dokumenty personelu i pacjentów. Gdy Caroline
wkładałajenamiejsce, zobaczyła, że wielu jej pracowni-
ków pochodzi z wyspy Tanna, dość daleko na zachód.
Tak to zwykle wygląda wyjaśnił Lucas, kiedy go
o to Uózniej zapytała.
Byli w kuchni, gdzie Caroline zamawiała lunch dla
policjantów, a Lucas ustalał coś z Dorothy.
TROPIKALNY RAJ 107
Jeden z członków rodziny dostaje pracę w jakimś
ośrodku, a inni przyjeżdżają za nim i z jego rekomen-
dacji również otrzymują pracę. Zawahał się, po czym
dodał: Chociaż z drugiej strony spora liczba praco-
dawców stara się zatrudniać ludzi z różnych wysp czy
różnych klanów, wierzą bowiem, że ci ludzie nie będą
wobec siebie lojalni.
Caroline spojrzała na niego ze zmarszczonym czo-
łem.
To znaczy?
Uśmiech niespodziewanie rozjaśnił mu twarz, a jej
serce zabiło mocniej.
Dobrze się czujesz? zapytał.
Czemu miałabym się zle czuć?
Znowu się uśmiechnął, jakby chciał jej opowiedzieć
jakiś dobry dowcip.
Ponieważ właśnie ci tłumaczyłem, jak to niektórzy
pracodawcy zachęcają swoich podwładnych, żeby do-
nosili jeden na drugiego, a ty tylko patrzyłaś przed
siebie z zabawnym grymasem ust.
Myśli Caroline zawędrowały tak daleko, że miała
problem z powrotem do rozmowy.
A skoro już mowa o mieszkańcach wyspy, nie
wiedziałem, że wczoraj mnie zastąpiłaś. Dziękuję.
Zadowolona ze zmiany tematu już chciała wspo-
mnieć o środku przeciw wściekliznie, kiedy im prze-
rwano:
Doktor Sayers! Głos sierżanta kazał jej się od-
wrócić, a informacja, że skończył przesłuchiwać robot-
ników i po lunchu rozpocznie przesłuchania gości,
zwróciła jej myśli w inną stronę.
Dyskrecja, anonimowość, zadowolenie i spokój ulot-
108 MEREDITH WEBBER
[ Pobierz całość w formacie PDF ]