[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dramatyczny, dzięki któremu w kilku słowach - lekko tylko zaciemniając sprawę niejasnymi
zaimkami - potrafiła przedstawić najważniejsze fakty.
- Historia zapowiada się ciekawie - powiedziała dziewczynka. - Ale sądzę, że sztuka
będzie zupełnie inna. Druga Izebel - westchnęła. - Gdybym tylko wiedziała, dlaczego psy nie
chciały zjeść jej dłoni.
- Josephine - zagadnąłem ją - powiedziałaś mi, że jesteś niemal pewna tego, kto jest
mordercą.
- No?
- I kto to jest?
Popatrzyła na mnie pogardliwie.
- Rozumiem. Dopiero w ostatnim rozdziale? Nie powiesz mi, nawet jeśli przyrzeknę,
że nie zdradzę nadinspektorowi Tavernerowi?
- Potrzebuję jeszcze tylko paru wskazówek. A poza tym - dodała, wrzucając ogryzek
do stawu - i tak nie powiem tobie. Jesteś przecież tylko Watsonem.
Przełknąłem obelgę.
- W porządku. Jestem Watsonem. Ale nawet Watson miał wszystkie dane.
- Co miał?
- Fakty. Tylko wyciągał z nich złe wnioski. Nie bawiłoby cię patrzenie, jak wyciągam
złe wnioski?
Przez chwilę Josephine kusiła ta myśl, ale w końcu potrząsnęła głową.
- Nie. A poza tym nie przepadam za Sherlockiem Holmesem. Jest strasznie
staroświecki. W jego czasach jeżdżono jeszcze powozami!
- A co z listami? - spytałem.
- Jakimi?
- Które Laurence Brown i Brenda pisali do siebie.
- Wszystko wymyśliłam.
- Nie wierzę ci.
- Naprawdę. Często to robię. To mnie bawi.
Patrzyłem na nią uważnie. Josephine przyglądała mi się z równą uwagą.
- Słuchaj, Josephine. Znam faceta w British Museum, który wie wszystko o Biblii.
Powiesz mi, jeśli dowiem się, dlaczego psy nie zjadły dłoni Izebel?
Josephine zawahała się.
Gdzieś w pobliżu trzasnęła ułamana gałązka.
- Nie, nie powiem - odparła dziewczynka. Musiałem pogodzić się z porażką. Nagle
przypomniałem sobie radę ojca.
- No cóż, to i tak tylko zabawa - powiedziałem. - Naprawdę i tak nic nie wiesz.
Josephine spiorunowała mnie wzrokiem, ale oparła się pokusie. Wstałem.
- Już muszę iść i poszukać Sophii. Chodz ze mną.
- Zostaję tutaj.
- Nie zostajesz. Idziemy razem. Bezceremonialnie ściągnąłem ją z ławki. Wydawała
się zaskoczona i już chciała protestować, ale zrezygnowała. Pewnie chciała zobaczyć, jak
domownicy zareagują na mój przyjazd.
Przez chwilę sam nie wiedziałem, dlaczego uparłem się, żeby poszła ze mną. Dopiero
kiedy wchodziliśmy do domu, zdałem sobie sprawę, że to z powodu trzasku ułamanej gałązki.
Rozdział czternasty
Z dużego salonu dochodził szmer głosów. Zawahałem się, ale nie wszedłem. Minąłem
salon i powodowany nagłym impulsem otworzyłem drzwi w głębi korytarza. Korytarz za nimi
był ciemny, ale nagle otworzyły się drzwi, ukazując dużą jasną kuchnię. Stała w nich starsza,
gruba kobieta w białym fartuchu. Gdy tylko ją ujrzałem, wiedziałem, że wszystko dobrze się
skończy. Dobra niania zawsze wzbudza takie uczucia. Wprawdzie miałem trzydzieści pięć lat,
ale poczułem się podniesiony na duchu, jakbym był czteroletnim chłopczykiem.
Wprawdzie niania nigdy mnie nie widziała, ale od razu zgadła, kim jestem.
- Pan Charles, prawda? Proszę wejść do kuchni. Zrobię panu filiżankę herbaty.
To była kuchnia jakby stworzona do tego, żeby się w niej dobrze czuć. Usiadłem przy
stole na środku, a niania przyniosła mi herbatę i dwa biszkopciki na talerzyku. Czułem się,
jakbym trafił do pokoju dziecinnego. Wszystko znowu było dobrze - już nie bałem się
ciemności i nieznanego.
- Panienka Sophia będzie się cieszyć, że pan przyjechał - powiedziała niania. -
Ostatnio zrobiła się nerwowa. I - dodała z dezaprobatą - oni wszyscy zrobili się nerwowi.
Obejrzałem się za siebie.
- Gdzie jest Josephine? Przyszła razem ze mną. Niania cmoknęła z niezadowoleniem.
- Podsłuchuje pod drzwiami i wszystko zapisuje w tym notesie, który wszędzie ze
sobą nosi. Powinna była pójść do szkoły i bawić się z dziećmi w jej wieku.
Powiedziałam to pannie Edith i ona się ze mną zgodziła, ale pan powiedział, że
najlepiej jest jej w domu.
- Pewnie ją kocha.
- Kochał ją. Kochał ich wszystkich.
Zdziwiłem się, dlaczego uczucia Philipa do własnych dzieci należą już do przeszłości.
Niania, widząc moją zaskoczoną minę, pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Kiedy powiedziałam pan , myślałam o starszym panu.
Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, gwałtownie otworzyły się drzwi i do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]