[ Pobierz całość w formacie PDF ]

był to jedyny skarb znaleziony tam owego ranka. Dwie
godziny wolności oszołomiły ją bardziej niż wypity
wczoraj alkohol.
W czasie porannej eskapady zachowywała się bez
zarzutu -jak przystało na córkę chrzestną kandydata na
prezydenta: nie podrywała mężczyzn, unikała hazardu,
omijaÅ‚a siedliska kryminalistów. Przez caÅ‚y ranek biega­
Å‚a po sklepach i targowiskach. W koÅ„cu poszÅ‚a do cu­
kierni, o której wiadomo było, że o dziewiątej rano jest
już otwarta. Chciała zjeść porcję lodów, nie czując na
sobie badawczego spojrzenia Ridge'a.
Od paru dni to pragnienie stało się jej obsesją. Nie
mogła się od niego uwolnić. Wmawiała sobie, że to
całkiem niewinne szaleństwo; niespokojna wyobraznia
płatała jej figle.
W pamiÄ™ci Dary utkwiÅ‚ obraz muskularnego ochro­
niarza w nie dopiÄ™tej koszuli. UznaÅ‚a jednak, że to nor­
malna reakcja; każda kobieta zwróciłaby uwagę na tak
piÄ™knie zbudowanego mężczyznÄ™. Trudno siÄ™ zatem dzi­
wić, że często wyobrażała sobie, jak Ridge bierze ją
w ramiona, całuje namiętnie i pieści.
Sympatyczny kelner podaÅ‚ lody, które smakowaÅ‚y cu­
downie. Dara westchnęła rozkosznie. Poczuła się jak
zwycięski wódz. Tryumfowała.
Nim zdążyła po raz drugi podnieść do ust odrobinę
słodkiej masy, drzwi cukierni otworzyły się szeroko. Stał
w nich wysoki ciemnowłosy mężczyzna w dżinsach.
Miał ponurą minę. Dara natychmiast poznała swego
ochroniarza.
Ridge podszedł do stolika i pochylił się nad nią.
- Dzień dobry, panno Seabrook - rzucił dzwięcznym
barytonem. Wydawał się całkiem spokojny. Pod jego
wzrokiem Dara zarumieniÅ‚a siÄ™ niczym pensjonarka. By­
ło jej zarazem gorąco i zimno. Jackson dodał z ponurą
miną: - Widzę, że bawi się pani doskonale.
ROZDZIAA CZWARTY
- MuszÄ™ przyznać, że miÅ‚o spÄ™dzam czas - powie­
dziaÅ‚a uprzejmie Dara, odkÅ‚adajÄ…c Å‚yżeczkÄ™. Z ociÄ…ga­
niem podniosła wzrok i popatrzyła na Ridge'a. Ciemne
okulary zakrywały mu twarz.
- Jak mnie znalazłeś? - zapytała po chwili milczenia.
Ridge uniósÅ‚ brwi. Jego klientka byÅ‚a w buntowni­
czym nastroju. Wyczuł to od razu.
- Gdy odkryÅ‚em twoje znikniÄ™cie, poÅ‚Ä…czyÅ‚em w jed­
no rozmaite wskazówki i doszedłem po nitce do kłębka.
To wcale nie było trudne. Hotelowy portier podał mi
numer taksówki, do której wsiadÅ‚aÅ›. PogadaÅ‚em z hand­
larzami na pchlim targu. W końcu przypomniałem sobie,
że uwielbiasz lody. Wystarczyło poszukać cukierni
otwieranej wczesnym rankiem, by cię odszukać. - Ridge
nadal był wściekły. Zmrużył oczy i rzucił podopiecznej
oskarżycielskie spojrzenie. - Clarence omal nie dostał
ataku serca.
- Przykro mi z tego powodu, ale, moim zdaniem, nie
mieliście powodów do niepokoju. - Dara z wolna traciła
pewność siebie. Buntowniczy wyraz zniknÄ…Å‚ z jej twa­
rzy. - Napisałam, kiedy wrócę. Mam dwadzieścia pięć
lat i mogę od czasu do czasu spędzić kilka godzin bez
obstawy. Potrafię dać sobie radę.
- Nie w tym rzecz. Do zakoÅ„czenia kampanii wybor­
czej mam obowiązek dbać o twoje bezpieczeństwo. Nie
ułatwiasz mi zadania...
- To nie jest mój problem - wtrąciła Dara, prostując
siÄ™ dumnie. - Dlaczego miaÅ‚abym ci cokolwiek uÅ‚a­
twiać? Moim obowiÄ…zkiem jest zachować do czasu wy­
borów dobrą formę i przytomność umysłu. Dziś rano
potrzebowałam chwili oddechu. Mam powyżej uszu tej
ciągłej asysty.
- PowinnaÅ› byÅ‚a mi o tym wspomnieć - przekony­
wał Ridge nieco łagodniejszym tonem. - Mógłbym
przygotować tę wyprawę z należytą ostrożnością. Ray
i ja obserwowalibyśmy cię z daleka.
- Nie chciałam, żeby mnie ktokolwiek obserwował,
czy to z bliska, czy z daleka. Chwilami czujÄ™ siÄ™ jak
preparat pod mikroskopem. - Dara potrząsnęła głową
i zdjęła ciemne okulary. - I tak mnie nie zrozumiesz.
Opanowałeś do perfekcji umiejętność tłumienia potrzeb
i emocji. Potrafisz myśleć wyłącznie o pracy.
Ridge usiadÅ‚ na krzeÅ›le i zsunÄ…Å‚ okulary przeciw­
słoneczne. Wziął do ręki łyżeczkę leżącą obok pucharka
z lodami i zaczerpnął trochę słodkiej masy.
- Otwórz buziÄ™. - Z zadowoleniem popatrzyÅ‚ osÅ‚u­
piałej dziewczynie prosto w oczy. Wreszcie przestała się
mądrzyć. - Moja droga, często wspominasz o drobnych
przyjemnoÅ›ciach. Zastanawiam siÄ™, czy naprawdÄ™ potra­
fisz się nimi cieszyć.
Dara posÅ‚usznie rozchyliÅ‚a wargi. Ridge wsunÄ…Å‚ miÄ™­
dzy nie łyżeczkę z odrobiną lodów.
- Z twojej kartoteki wynika - ciÄ…gnÄ…Å‚, obserwujÄ…c
rumieńce na policzkach zakłopotanej dziewczyny - że
nie doświadczyłaś wielu prawdziwych... przyjemności.
Ridge doskonale zdawał sobie sprawę, że każda
wzmianka o kartotece dziaÅ‚a na DarÄ™ jak pÅ‚achta na by­
ka. Gdy odwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™, odmawiajÄ…c zjedzenia kolej­
nej porcyjki lodów, podniósł łyżeczkę do ust i starannie
zlizał jej zawartość. W końcu wyszło na to, że wspólną
łyżką jedli z jednej miski niczym ludzie bardzo sobie
bliscy.
Dara była przygnębiona i zbita z tropu. Czemu ten
mężczyzna tak bardzo ją intrygował? Czy mogła się
łudzić, że zdoła mu bezkarnie dokuczyć? Nie wiedziała,
jak odpowiedzieć na jego insynuacje, ale podświadomie
wyczuwaÅ‚a, że nie nazwane dotÄ…d uczucia i emocje ze­
rwą wkrótce tamy i ujawnią się z wielką siłą.
- Wiem doskonale, co lubiÄ™, a czego nie tolerujÄ™.
Moim zdaniem, w tym tkwi sekret oraz istota przyje­
mności.
- Zapewne. - Ridge spokojnie zajadaÅ‚ lody. - Nie­
stety, to, co lubimy, nie zawsze jest dla nas dobre. Czy
mężczyzna, który traci głowę dla kobiety i wszystko dla
niej poświęca, zasługuje na pochwałę?
- MyÅ›lÄ™, że wiesz, o co mi chodzi, ale celowo zmie­
niasz temat, żeby odwrócić mojÄ… uwagÄ™ i niepostrzeże­
nie zjeść całe lody.
- I ja sądzę, że domyśliłaś się, o czym mówię. - Rid-
ge dotknÄ…Å‚ Å‚yżeczkÄ… warg Dary. Gdy je zacisnęła, uÅ›mie­
chnął się i dodał uszczypliwie: - Obawiasz się, że jestem
chory, a ty możesz się zarazić?
Obawy ciemnowłosej dziewczyny dotyczyły całkiem
innych spraw. Zadawała sobie pytanie, czy obawia się
bliższej znajomości z przystojnym ochroniarzem, czy
też lÄ™ka siÄ™, że nie wykorzystajÄ… szansy i mimo wzaje­
mnego zainteresowania rozstanÄ… siÄ™ jak dwoje obcych
ludzi. Lęk przed drobnoustrojami nie miał tu nic do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl