[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zakończyła pewien etap życia. Z drugiej strony jednak nie
wiem, czy można tak łatwo dojść do siebie po takim
przeżyciu.
- Zdaję sobie z tego sprawę - odparł cicho.
- Ona miała męża - przypomniała Sara.
- Wiem. Ich związek oznaczał więcej niż tylko wspólne
życie. Byli dla siebie stworzeni. Szkoda, że się tak skończył.
- Nie jesteś do końca szczery - powiedziała. - Masz na ten
temat własne zdanie, prawda?
- Po rozstaniu rodziców mam prawo krytycznie patrzeć na
instytucję małżeństwa. Kiedyś nawet uważałem, że ludzie nie
powinni się pobierać, jeśli nie są pewni, że wytrzymają z sobą
całe życie.
- Teraz też tak myślisz?
- Teraz? - mruknął zaskoczony.
- Tak.
- Uważam, że małżeństwo zawiera się na całe życie, ale
przedtem obydwie strony powinny dobrze wiedzieć, czego
chcą.
Zapadła cisza, którą od czasu do czasu przerywał świergot
ptaków. Sara czuła, że ogarnia ją smutek. Dlaczego Alex nie
chce z nią pozostać do końca swoich dni? Czemu nie może
uwierzyć, że ona jest tą jedyną? Rozpaczliwie próbowała coś
powiedzieć, ale brakowało jej słów.
Nagle dobiegło ich energiczne pukanie do drzwi. Alex
prze - " prosił i poszedł sprawdzić, co się dzieje. Z miejsca, w
którym siedziała, Sara mogła bez trudu obserwować hol.
Alex otworzył drzwi. Na ganku stało dwóch policjantów.
- Dzień dobry, doktorze - powiedział starszy rangą. -
Przepraszam, że przeszkadzamy. Czy moglibyśmy wejść na
chwilę?
- Tak, oczywiście - odparł Alex. - Zapraszam. Policjanci
weszli do holu.
- To doktor Sara Denton. - Alex przedstawił koleżankę. -
Zastępuje pana Rossingtona pod jego nieobecność.
- Rozumiem - rzekł policjant.. - O ile się nie mylę, moja
żona była u pani w zeszłym tygodniu.
- W czym mogę pomóc? - spytał Alex.
- To bardzo nieprzyjemna sprawa - powiedział oficer,
przenosząc wzrok z Alexa na Sarę. - Otóż... zaginęło dziecko.
ROZDZIAA PITY
- Dziecko? - spytała z niedowierzaniem Sara.
- Tak, proszę pani. - Oficer skinął głową. - Dziewczynka,
ściślej mówiąc. Ostatni raz widziano ją na placu zabaw.
Sprawdzamy teraz, czy ktoś nie zauważył jej w innym
miejscu.
- Ma pan zapewne na myśli plac zabaw niedaleko parku -
domyślił się Alex.
- Tak - stwierdził policjant. - Po raz ostatni widziano tam
małą około godziny piątej. Jej matka twierdzi, że zawołała
dziecko na podwieczorek około szóstej. Gdy dziewczynka nie
przyszła, zaczęły się poszukiwania. Nas zawiadomiono o
szóstej trzydzieści.
Sara zerknęła na zegarek. Było wpół do ósmej.
- Co to za dziecko? - spytał Alex.
- Nazywa się Julie Jones, mieszka w Carter's Fields -
odczytał z notatnika policjant.
- Znam ją - wtrącił Alex. - Jej rodzina to moi pacjenci.
- Dlatego pozwoliliśmy sobie pana niepokoić - wyjaśnił
inspektor. - Chcieliśmy spytać, czy widział pan dzisiaj Julie.
Poza tym... - mężczyzna przez chwilę się wahał - powinien
pan odwiedzić matkę dziecka. Jest załamana i może
potrzebować lekarza.
- Z całą pewnością nie przyjmowałem dziś dziewczynki -
odparł Alex. - Nie byłem również w okolicach parku, a tym
bardziej w Carter's Fields.
Alex przerwał, jakby się nad czymś zastanawiał.
Machinalnie odgarnął z czoła niesforny kosmyk włosów.
- Prawdę powiedziawszy - zaczął ponownie - nie mogę
sobie przypomnieć, kiedy widziałem Julie po raz ostatni. Będę
musiał to sprawdzić w karcie.
- A pani? - Policjant zwrócił się do Sary.
- Przykro mi, ale nie mogę pomóc - odparła. - Jestem tu
nowa i nie znam tej dziewczynki.
- Natychmiast pojadę do matki Julie - oznajmił Alex. -
Jeżeli będę mógł jakoś pomóc...
- Dziękujemy, panie doktorze - odrzekł policjant. -
Właśnie zaczynamy poszukiwania, więc każdy się przyda.
Alex odprowadził obu policjantów do wyjścia. Gdy drzwi
się za nimi zamknęły, odwrócił się do Sary.
- Chcesz tu zostać?
- Nie. - Pokręciła głową. - Wolałabym pojechać z tobą.
Może w czymś ci pomogę.
- A nasza kolacja? - spytał.
- Co przygotowałeś?
- Kurczaka po meksykańsku - odparł z dumą. - %7łal byłoby
go zmarnować.
- Nie zmarnuje się - powiedziała. - Zjemy po powrocie.
Kilka minut pózniej siedzieli już w samochodzie Alexa i
jechali
w stronę Carter's Fields. Po drodze mijali grupki ludzi
latarkami, lampami oraz innym sprzętem ułatwiającym nocne
poszukiwania.
- Nie przypominam sobie, żeby w Longwood Chase
zdarzyło się coś takiego - stwierdziła ponuro Sara. - Kiedyś to
była spokojna, cicha okolica.
- Mam nadzieję, że problem szczęśliwie się rozwiąże -
odpowiedział Alex bez przekonania.
- Sądzisz, że to coś poważniejszego niż zwykłe
zaginięcie?
- Kto to może wiedzieć? - Alex wzruszył ramionami. - Im
dłużej dziecka nie ma, tym więcej powodów do niepokoju.
Gdyby Julie po prostu zabłądziła, znalazłaby ją rodzina.
Gdyby wpadła do jakiejś dziury, policja poradziłaby sobie z
tym błyskawicznie. Tymczasem małej ciągle nie ma.
- Dobrze znasz jej rodzinę? - zapytała po chwili
milczenia.
- Raczej nie - odparł. - Przychodzili tylko na konsultacje.
Julie miała świnkę zeszłej zimy.
- Jest jedynym dzieckiem?
- Nie, ma młodszego brata. O ile się nie mylę,
przyrodniego.
- Z drugiego małżeństwa?
- Nie. Rodzice chłopca nie mają ślubu.
Wjechali na osiedle Carter's Fields. Wokół nich wyrosły
kamienice i szeregowe domki. Zciany pokryte były
kolorowymi graffiti. I tutaj trwały poszukiwania. Gdy lekarze
zajechali przed dom, gdzie mieszkała rodzina Julie, zastali tam
już spory tłum gapiów.
- To doktor Mason - usłyszeli.
- Pewnie znalezli ciało - dodała jakaś kobieta.
- Patrzcie, prasa już coś zwąchała - rzucił ktoś na widok
Sary.
- Nie, to doktor Denton - wyjaśnił piskliwym tonem jeden
z mieszkańców. - Ona jest w porządku
Sara odwróciła się, słysząc znajomy głos. Obok siebie
zauważyła wygoloną do gołej skóry głowę Granta Turveya.
- Dzień dobry pani - zawołał wesoło chłopiec.
Stojący na warcie policjanci wpuścili ich do domku pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl