[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapytał, uśmiechając się czarująco.
Niemal odruchowo spojrzała na stojącego za nim Parkera,
którego oczy dziwnie pociemniały.
- Już słuchałam jej dwa razy - odparła wymijająco.
- Tak, ale wtedy to były tylko ćwiczenia.
- Abby ma swoje obowiązki - przypomniał mu Parker.
- Pozwól jej przyjść - poprosił Jay, zwracając się do brata.
- Na szczęście.
Mimo iż pozornie rozmawiali spokojnymi głosami, wy-
czuwała panujące między nimi napięcie i zastanawiała się,
czym jest ono spowodowane. Intuicją podpowiadała jej, iż
kwestia, czy będzie obecna na zebraniu, jest z jakichś przy-
czyn niesłychanie istotna.
- Dziękuję, Jay, ale jestem bardzo zajęta - odmówiła
grzecznie. - Na pewno dasz sobie świetnie radę.
- Abby pomagała mi w przygotowywaniu tej prezentacji
- wyjaśnił Jay, zwracając się do brata. - Nie wiem, co bym
bez niej zrobił...
Poczuła na sobie uważne spojrzenie Parkera.
- Nie mam nic przeciwko temu, byś została na zebraniu
- zapewnił, choć ton jego głosu sugerował coś całkowicie
przeciwnego.
- Zwietnie - ucieszył się Jay. - Usiądz tutaj. - Przysunął
102
S
R
do stołu jeszcze jedno krzesło.
- Nie, stanę sobie w drzwiach, tak by móc w razie potrze-
by wyjść - odparła, odstawiając krzesło na miejsce.
W następnej chwili Nancy wprowadziła do sali konferen-
cyjnej pierwszych uczestników zebrania, dzięki czemu Abby
nie musiała wysłuchiwać dalszych protestów Jaya. Zajmując
swe miejsce przy drzwiach, zastanawiała się, co może być
przyczyną kiepskiego nastroju Parkera. Prawdopodobnie nie
zdołał znalezć nowego dostawcy, co oznaczało, że będzie
musiał jeszcze raz wyjechać, ona zaś zmuszona będzie
ponownie przekładać zaplanowane na najbliższe dni spotka-
nia.
Przez cały czas trwania prezentacji Jaya czuła na sobie
skupione spojrzenie swego szefa. Nie mogła pojąć, dlaczego
tak jej się przypatruje...
Podczas przemówienia Jaya, Parker analizował każdy
uśmiech, każdy gest Abby. Wraz ze wszystkimi śmiała się
z jego dowcipów, kilka razy kiwnęła głową. Ale co tak na-
prawdę czuła? Istniało raczej niewielkie prawdopodobień-
stwo, by była zakochana w Jayu, lecz nie można było wyklu-
czyć takiej możliwości.
Parker musiał przyznać, iż jego brat ma prawdziwy talent
krasomówczy, zdołał bowiem z nudnego, pełnego rozmai-
tych danych raportu uczynić fascynujące, dowcipne przemó-
wienie. Rozwiał wszelkie wątpliwości co do słuszności swej
kandydatury, powołując się na fakt, iż swym zastępcą zamie-
rza uczynić Iana Douglassa, co było dobrym posunięciem
taktycznym, ponieważ wszyscy zebrani znali go doskonale.
103
S
R
Sam Parker był już teraz całkowicie pewny, iż Jay powinien
jechać do El Bahar, udowodnił bowiem, iż zdolny jest pokie-
rować tak odpowiedzialnym zadaniem.
- Jeśli nie ma więcej pytań, czy możemy zagłosować, kto
jest za przyjęciem raportu? - zapytał.
- Wszyscy, jak jeden mąż - zawołał Diamentowy Don.
Rozbawieni tym członkowie rady podnieśli ręce i jedno-
głośnie przyjęli wniosek.
Nie uszło uwagi Parkera, iż Jay odszukał wtedy wzrokiem
Abby, a pochwyciwszy jej spojrzenie, uśmiechnął się rado-
śnie, jak dziecko, które właśnie otrzymało pochwałę od ma-
my. Równie dobrze mógłby ogłosić swe uczucia w telewizji,
zirytował się Parker. Jeśli chodzi o Abby, to podniosła
ona obydwa kciuki, po czym powróciła do swego gabinetu.
Muszę z nią jak najszybciej porozmawiać, postanowił.
Muszę wiedzieć, czy odwzajemnia jego uczucia. Z tą my-
ślą, ruszył w kierunku drzwi, lecz zatrzymał go Diamentowy
Don.
- Bardzo się cieszę, że twój brat wreszcie do nas dołączył.
- Tak, ja też - mruknął Parker, nie chcąc wdawać się
w dłuższą dyskusję.
- Zdaje się, że mała Abby wpadła mu w oko - ciągnął
Don. - To wspaniała dziewczyna, na pewno będzie umiała
utrzymać go w ryzach.
Don najwyrazniej zauważył, co się święci, i przyszedł go
ostrzec.
104
S
R
- Owszem, to doskonała pracownica - zgodził się Parker.
- Słuchaj, Don, muszę wyjechać na kilka dni, żeby znalezć
nowego dostawcę sprzętu do odwiertów i zabieram ze sobą
Abby. Czy mógłbyś pomóc Jayowi, w razie gdyby miał ja-
kieś pytania?
- Jasne - uśmiechnął się Don, wkładając do ust cygaro.
- Gdzie chcesz, żebym z tobą pojechała? - zapytała Ab-
by, nie dowierzając własnym uszom.
- Do Colombe - powtórzył Parker. - Na prywatną wyspę
we wschodniej części Karaibów. Zamieszkamy u Kitta
Ramsdella, producenta sprzętu wiertniczego. Być może wła-
śnie z nim podpiszemy ostatecznie umowę.
Na Karaiby? Wprawdzie zawsze śniła o egzotycznych po-
dróżach, ale nie sądziła, że jej marzenie tak szybko się spełni.
- Kiedy wyjeżdżamy?
- A jak prędko zdążysz się spakować? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl