[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pomedytował przez chwilę i powolnym nieco krokiem skierował się ku gospodzie.
Mimo spóznionej pory nie była jeszcze pusta. Podszedł do oświetlonego blaskiem
bijącym przez drzwi prostokąta na trawie i zatrzymał się w cieniu. Wdowa siedziała za
kontuarem zmęczona i poszarzała. Pewnie także i smutna wyobraznia Sylwestra dodała
jej tego wyrazu. Kilka stolików było zajętych. Przy dwóch pito wódkę nie zanosiło się
więc na rychły koniec tak pożytecznie rozpoczętego wieczoru.
Sylwester chrząknął. Anna odwróciła głowę ku drzwiom, ale bez zainteresowania.
Chrząknął jeszcze raz. Wciąż patrzyła w ciemny ogród, nie ruszyła się jednak zza kontuaru.
Zaklął w duchu. Schylił się i podniósł z ziemi mały kamyczek, nie bez trudu
odnaleziony w trawie. Rzucił go lekko, sam słyszał, jak zadzwonił o szkło lady.
Teraz dopiero Anna podniosła się i wyszła na próg.
Co jest, do diabła? rzuciła w ciemność. Sylwester psyknął. Wypadło to ochryple.
Kto tam jest? zawołała kobieta.
Od stołów podnosili się mężczyzni. W pierwszym, który ukazał się w drzwiach,
rozpoznał Sylwester Wieczorka.
Kto tam jest? huknął przewodniczący głosem, któremu pozostawiona na stole
ćwiartka dodawała niewątpliwej nośności.
W tej sytuacji Sylwester postanowił się ujawnić.
O co taki hałas? powiedział, ukazując się na stopniach prowadzących do
gospody. Pospacerować sobie w parku nie można?
Wieczorek cofnął się do swego stolika, Anna wróciła za kontuar.
Małe jasne! powiedział Sylwester opierając się o ladę.
Tylko butelkowe mruknęła wdowa. Dziś nie dowiezli.
Niech będzie butelkowe.
Ale tylko pełne.
Niech będzie pełne zniecierpliwił się chłopak. Poczuł do wdowy dziwną niechęć
i prawie satysfakcję na myśl, że ją za chwilę zmartwi i rozzłości.
Przysłał mnie zaczął zbyt wyraznie niewspółczującym szeptem żeby
powiedzieć, że przeprasza, ale nie będzie mógł dziś przyjść. Gra w karty u księdza.
Wdowa przez chwilę milczała, a potem zamiast posmutnieć, rozpogodziła się
niespodziewanie.
Ach, przeprasza? szepnęła.
Wydała mu się teraz prawie ładna, aż ciepła jakaś od wzruszenia, które ją
rozpromieniło. Spuścił głowę z zakłopotaniem i otworzył butelkę z piwem.
Jutro sam przeprosi dodał odstawiając kufel.
Piwo mu nie posłużyło. Wlane do i tak przepełnionego już żołądka, obciążyło go
jeszcze nadmiernie. Sylwester dostawszy się wreszcie na drogę, z której widać już było
barak, pomyślał z radością o swoim łóżku i nie wydało mu się już niegodne tego, który
zwykł był sypiać tylko na ziemi.
Kiedy ociężale wspinał się po zboczu wzgórza dobiegło go szczekanie Szatana. Był
to głos alarmujący, pies nie zwykł był strzępić sobie pyska na próżno.
Sylwester oprzytomniał od razu. Opadła zeń senność i ociężałość. Pies poczuł go i
wzywał, zaniepokojony, ale i triumfujący, że dokonał czegoś, czym miał nadzieję przed nim
się pochwalić.
Noc była niezbyt jasna, nikle rozświetlona młodym nowiem. Sylwester dopadłszy
baraku nie od razu mógł się zorientować, co się przed nim dzieje. Najpierw dostrzegł
Szatana, siedzącego nieruchomo przed jakimś ciemnym kształtem na ziemi, potem
wybitą szybę w oknie u młodych inżynierów.
Ratunku! jęknął ktoś. Ratunku!
Szatan znowu zaszczekał, tym razem z lekkim znudzeniem w głosie.
Sylwester zbliżył się i rozpoznał w leżącym jednego z wielbicieli melodii z Mostu na
rzece Kwai. Płasko rozciągnięty na ziemi, nie odważał się nawet na podniesienie głowy pod
czujnym spojrzeniem Szatana.
Zabierz go! jęknął znowu. Ruszyć się nie mogę!
To dobrze! rzekł Sylwester. Pochylił się i zajrzał w twarz leżącemu.
Po coś tu przyszedł?
Zabierz go! powtórzył tamten.
Szatan sam zrozumiał, że jego rola skończona i przeszedłszy leniwie kilka kroków
zwalił się przy wejściu do baraku. Podniósł w górę nos, powęszył przez chwilę, potem
ziewnął i położył głowę na wyciągniętych łapach. Tylko uszy uniesione czujnie do góry
świadczyły o tym, że nie jest jeszcze pewny, czy jego pomoc nie będzie konieczna.
Po coś tu przyszedł powtórzył Sylwester. Chłopak milczał.
Kraść, tak?
Nie! krzyknął.
Tylko co? Kto szybę wybił?
Ja powiedział po chwili. Uniósł się na łokciu i tak jak Sylwester, patrzył w
stronę uszkodzonego okna. Ale nie, żeby kraść.
Aha! roześmiał się Piętka. To coś ciekawego! Po co w takim razie?
Nie, żeby kraść powtórzył tamten z ponurym uporem. Chciałem coś
zobaczyć.
Skrzynek z urobkiem nie chowamy w baraku rzekł Sylwester po długim
milczeniu. Stoją zaraz przy wejściu z drugiej strony.
Ja nie do skrzynek chłopak znowu uniósł się ostrożnie, spoglądając ku
Szatanowi, który zdawał się nie zwracać na niego uwagi. Chciałem zobaczyć coś innego.
Co?
Radio, z którym chodzi ten wasz czarny.
Inżynier Bobrowicz sprostował Sylwester z naciskiem.
To radio chciałem zobaczyć.
Mogłeś sobie obejrzeć Szarotkę" w waszej spółdzielni.
Ale to nie Szarotka". Jeszcze nie widziałem takiego małego radia. Pewnie
zagraniczne?
Tak.
Musiało dużo kosztować.
Na pewno.
Może ze dwa kawałki?
Może więcej.
Kupa forsy!
Kupa!
Zadumali się obydwaj patrząc nieruchomo przed siebie.
Bo ja mam trochę pieniędzy na książeczce...
Tylko ty mnie nie trajluj oprzytomniał Sylwester. Głupi by w to uwierzył, żeś
przyszedł radio zobaczyć.
Chłopak trzepnął się pięścią w gołe piersi, widoczne w rozchyleniu koszuli.
Jak Boga tego!
Jak ci dam kopa w tyłek, to się przestaniesz przysięgać i od razu się przyznasz.
Myślisz, że masz przed sobą takiego głupka jak ty, któremu nie wiadomo co można
naopowiadać?
Jak Boga tego! powtórzył. Chcę mieć takie radio. Zobaczysz, że sobie kupię.
I po co ci to? spytał Sylwester z obrazliwą pobłażliwością.
Po co? A widziałeś, co się dzieje, jak on idzie przez wieś z tym pudełkiem?
Sylwester roześmiał się. Szatan, nie wiedząc co się dzieje, uniósł się na przednich
łapach i przypatrywał mu się uważnie.
Jesteś głupszy, niż myślałem. %7łebyś miał nawet dziesięć takich grających pudełek i
tak za tobą żadna nie poleci.
Ani za tobą odciął się tamten.
No właśnie! potwierdził Sylwester bez urazy. Tak już jest. Jeden ma wszystko
i jeszcze takie radio na dodatek, a drugi...
Eh! westchnął chłopak.
Znowu się zadumali, a Szatan wciąż siedział oparty na wyprostowanych łapach, nie
wiedząc co sądzić o tym milczeniu.
Ale kopa w tyłek muszę ci dać zaczął znowu Sylwester. Na wszelki wypadek,
jakby to wszystko, coś tu naopowiadał, okazało się nieprawdą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]