[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwójki na pewien czas dołączyła Kasia, dając im odrobinę
odmiany i radości w potępieńczym losie. Teraz i jej zabrakło.
Patrzyli tęsknym wzorkiem za odjeżdżającym samochodem, tak
jakby wraz z nim umykała ostatnia nadzieja na zmianę.
Matka prosiła go wielokrotnie, aby ukrywał swe wizje
przed ludzmi. Ale on już od dawna umiał to robić. Nie mógł
tylko opanować trudnej sztuki ukrywania ich przed sobą
samym. Sztukę, którą większość ludzi opanowała do perfekcji.
- Może gdybym to potrafił, byłoby mi łatwiej? - pytał
kiedyś.
- Nie żyjemy po to, aby było nam łatwo, ale po to, aby
dążyć do spełnienia. Dotyczy to tak samo wszystkich żywych
istot. Gdybyś potrafił kłamać, nie byłbyś sobą. Ludzie nie
kłamią, ludzie wierzą, że mówią prawdę. Jedyne co możesz
zrobić, to im współczuć - nauczał go kiedyś Bazyli.
167
168
Część trzecia
PRZEBUDZENIE
 Faktyczne posiadanie władzy nie musi iść
w parze z eksponowaniem własnej osoby. Zależało
mi, żeby wnieść swój wkład, wycisnąć piętno na
tym skomplikowanym tworze władzy, jaki się
kształtował, ale bez eksponowania się. Wymagało
to, naturalnie, pewnej zręczności .
Jakub Berman
Teresa Torańska  Oni , Londyn 1985
Spotkanie
Dawniej do miejsc, gdzie krzyżowały się drogi lub
leśne ścieżki, ludzie przynosili zdobyte, skoszone, upolowane,
złowione lub wykonane własnymi rękami dobra. Wymieniali je
na inne i odchodzili do swoich domostw. Jeśli transakcje były
udane, umawiali się na inny dzień w tym samym miejscu, aby
znowu ubić interes. Co bardziej zaradni rzemieślnicy zaczęli
tam właśnie lokować swe warsztaty, aby w owych miejscach
spotkań i wymiany mieć zapewniony stały zbyt na swe wyroby.
Ten naturalny stan trwał przez stulecia, aż w końcu jakiś
lokalny gangster zaczął pobierać od tych ludzi opłaty za
ochronę i bezpieczeństwo. Wkrótce za dobra zebrane pod tym
pretekstem wybudował warownię, na utrzymanie której musiał
pobierać jeszcze więcej danin. Szybko zapomniano o tym, co
było na początku. A na początku było  miejsce -  mesto .
Potem zmienione na  miasto .
Teraz miasto posiadało pewną wydzieloną enklawę,
która była zmutowaną formą jego prapoczątków. To tu każdego
dnia, o każdej porze przybywali ludzie samochodami,
autobusami, metrem i koleją. Przybywali tu, aby odprawić
rytuał, który to czynili także ich rodzice i dziadowie już kilka
dekad wcześniej, ogarnięci zbiorową potrzebą kupowania.
Najpierw wzięcie koszyka, potem przejazd nim przez szeroki
hol, aż wreszcie zagubienie się między półkami potrzebnych
czy niepotrzebnych rzeczy o wątpliwej jakości. Przechadzali się
czasami pasażem handlowym, wpatrując się w okna wystaw.
Liczyli, że zakup nowego przedmiotu poprawi ich podły
nastrój. Szukając nowych butów lub szalika szukają zgubionej
nadziei lub jakiegoś sensu. Zakupy już dawno przestały pełnić
swą praktyczną funkcję, stając się wartością samą w sobie.
Przybywają przeto wyznawcy tej nowej religii do swych
sanktuariów, aby choć przez chwilę poczuć blichtr luksusu.
Samo uczestnictwo w tym  nabożeństwie podnosiło
samoocenę, i dostarczało wielu jej uczestnikom niemal
duchowych doznań. Poczuć to oczyszczające uniesienie
i paradować z markową torbą w ręku. To ta siła, która młode,
171
spragnione jej dziewczęta pcha w objęcia mężczyzn w wieku
ich ojców za ów miraż innego życia, którego wyobrażeniem jest
nowa bluzka kupiona w modnym butiku. Potem pielgrzymi
wracają do swych domów, rozpakowują zakupione nowości,
które błyskawicznie tracą swój blask. Po chwili są już tylko
kolejnym starociem. Zaraz jednak nadchodzi pora na nowe
polowanie wraz z kolejną depresją lub kolejnym amatorem
szybkiego seksu.
Pomimo, że było ciągle ciepło, dało się już zauważyć
jesienne przygotowana do zimowej fali zakupów. Symbolem
tego ponad dwumiesięcznego okresu było udekorowane
drzewko obwieszone światełkami i błyskotkami. Wszyscy
składali sobie życzenia. Media przypominały o magii tego
święta, opowiadając, że pierwsze choinki i pierwsze zakupy
robiono już ponad dwa tysiące lat temu. Odpowiedzialny za nie
był brodaty krasnal, zwany Mikołajem, który miał dużo szmalu
i każdemu dawał po prezencie. Zwyczaj przetrwał i się
zadomowił. W odróżnieniu od wiosennego święta zakupów,
którego symbolem było czekoladowe jajko, nadchodzące święto
było obchodzone bardziej hucznie. Na razie nie widać było
jeszcze głównych oznak świątecznej atmosfery, lecz już
z głośników rozbrzmiewał dzwięk skocznych melodii
z dzwoniącymi dzwoneczkami. I tak niekontrolowany
merkantylizm potrafił zniszczyć nawet najświętszą tradycję. Bo
dla współczesnego biznesu nie ma świętości, których nie można
wykorzystać dla zrobienia jeszcze większego biznesu. Biznes
przestał mieć ludzki wymiar, stając się sam dla siebie
demoniczną świętością. Aby tak się stało, musiał najpierw
wyzbyć się ludzkiej empatii i boskiego miłosierdzia. Miejsce to
było niczym innym, jak tylko jedną z kaplic tej demonicznej
religii, ograniczającej się do zaspokajania swych popędów.
Zza zakrętu wyłoniła się przytulona do siebie para. Ona
- wyraznie od niego młodsza, ubrana w elegancki żakiet. On - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl