[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjaśnienie wystarcza. Jeżeli generał mówi, żeby się nie martwić, to mnie to wystarcza. Znacie
sławę generała, sierżancie?
Znam, panie kapitanie.
Z pewnej odległości i z nieokreślonego kierunku nadbiegły odgłosy serii z peemu.
Sierżant poruszył się niespokojnie.
Coś was jeszcze martwi? spytał kapitan.
Tak jest. Znam naturalnie sławę pana generała i ślepo mu ufam odparł sierżant i po
chwili dodał zmartwionym tonem: Przysiągłbym, że ta ostatnia seria z pistoletu maszynowego
dobiegła z dna wąwozu.
Robi się z was stara baba, sierżancie rzekł grzecznym tonem kapitan i wkrótce
musicie odwiedzić naszego dywizyjnego lekarza. Wasz słuch wymaga przebadania.
W rzeczywistości z sierżanta bynajmniej nie robiła się stara baba i jego słuch był w
znacznie lepszym stanie niż słuch karcącego go oficera. Najświeższy odgłos ognia z broni
maszynowej pochodził, tak jak sądził, z dna wąwozu, gdzie Droszny i jego ludzie, których liczba
podwoiła się, posuwali się naprzód, pojedynczo i parami, ale zawsze najwyżej po dwóch naraz,
gwałtownymi, bardzo krótkimi skokami, strzelając. Ich strzały, z konieczności ogromnie
niecelne, bo potykali się i ślizgali na zdradliwym gruncie, nie spotkały się z żadnym odzewem
Andrei. Prawdopodobnie dlatego, że nie czuł się specjalnie zagrożony, a być może dlatego, że
oszczędzał amunicję. To drugie przypuszczenie było chyba trafniejsze, bo Andrea przewiesił
schmeisser przez ramię i w tej chwili z zainteresowaniem sprawdzał ręczny granat, który przed
chwilą wyciągnął zza pasa.
Dalej w górze rzeki sierżant Reynolds, który stał przy wschodnim krańcu rozklekotanego
drewnianego mostu, przerzuconego w najwęższym miejscu wąwozu, tam, gdzie wzburzone,
pędzące, spienione wody w dole nie dawały najmniejszej nadziei na przeżycie nikomu, kto
miałby pecha w nie wpaść, z nieszczęśliwą miną spoglądał w dół przełomu, w stronę, z której
dochodziły strzały z peemów, i po raz dziesiąty bił się z myślami, czy powinien zaryzykować,
przejść na powrót przez most i dopomóc Andrei bo choć ogromnie zrewidował swoją opinię o
Greku, to, tak jak powiedział Groves, uważał za niemożliwe, aby jeden człowiek był w stanie
długo powstrzymywać dwudziestu żądnych zemsty napastników. Z drugiej strony jednak
przyrzekł Grovesowi, że zostanie w tym miejscu, żeby strzec Petara i Marii. Z dołu rzeki doszły
go odgłosy od nowa rozgorzałej strzelaniny. Podjął decyzję. Postanowił, że odda swój pistolet
Marii, żeby miała czym bronić siebie i brata, i opuści ich tylko na czas, jaki zajmie mu udzielenie
pomocy Andrei.
Obrócił się, by jej to powiedzieć, ale Marii i Petara już przy nim nie było. Rozejrzał się
gorączkowo dookoła, sądząc początkowo, że oboje wpadli w bystry nurt, co jednak natychmiast
odrzucił jako bezsensowny domysł. Odruchowo popatrzył wzdłuż brzegu ku podnóżu zapory i
chociaż księżyc zasłaniała w tej chwili duża ławica chmur, dojrzał ich od razu, jak podążają do
stóp żelaznej drabiny, przy której stał Groves. Przez chwilę głowił się nad zagadką, dlaczego
samowolnie wyruszyli w górę rzeki, i wtedy przypomniało mu się, że przecież tak on, jak i
Groves zapomnieli przykazać im, by zostali przy moście. Nie ma sprawy, pomyślał, Groves
niedługo odeśle ich z powrotem, a kiedy wrócą, powiem im, że idę dopomóc Andrei.
Perspektywa ta w pewnym sensie nieco mu ulżyła, nie dlatego, że obawiał się, co będzie, gdy
dołączy do Greka i stanie oko w oko z Drosznym i jego ludzmi, ale dlatego, że odsuwała, jeśli
nawet tylko na krótko, konieczność wprowadzenia w czyn decyzji, usprawiedliwionej jedynie w
bardzo małym stopniu.
Groves, który przypatrywał się najwyrazniej niezliczonym zygzakom zielonej żelaznej
drabiny, tak niepewnie, zda się, przytwierdzonej do pionowej ściany skalnej, odwrócił się na
cichy chrzęst kroków zbliżających się po piargu i wytrzeszczył oczy na Petara i Marię, którzy szli
jak zwykle ramię przy ramieniu.
A co wy tu robicie, na miły Bóg? spytał gniewnie. Nie macie prawa tutaj być!
Nie rozumiecie, że wystarczy jedno spojrzenie wartownika w dół, a zginiecie? No, dalej.
Wracajcie do sierżanta Reynoldsa przy wiszącym moście. Ale już!
To miło, że się pan o nas troszczy, sierżancie odparła cicho Maria. Ale nie
chcemy wracać. Chcemy zostać tutaj.
A jaki będzie z was tutaj pożytek, do diabła?! spytał szorstko Groves. Zamilkł i po
chwili prawie grzecznie dodał: Wiem już, kim pani jest, Mario. Wiem, czego pani dokonała i
jak świetnie wywiązuje się pani z zadań. Ale to zadanie nie dla pani. Bardzo proszę.
Nie. Maria potrząsnęła przecząco głową. A poza tym umiem strzelać.
Nie ma pani z czego. No a Petar, jakim prawem chce pani decydować za niego? Czy
on wie, gdzie jest?
Maria przemówiła prędko do brata w całkowicie niezrozumiałym dla Grovesa języku
serbskochorwackim, na co ten odpowiedział tak jak zwykle dziwnymi gardłowymi dzwiękami.
Kiedy skończył mówić, Maria zwróciła się do sierżanta.
Mówi, że wie, że tej nocy zginie. Ma dar, jak wy to nazywacie jasnowidzenia, i mówi,
że dla niego nie ma przyszłości. Twierdzi, że ma dość uciekania. Mówi, że zaczeka tutaj, aż
nadejdzie pora.
Z najbardziej upartych, głupich...
Sierżancie Groves, bardzo proszę. Do głosu dziewczyny, choć nadal cichego,
wkradła się nowa, ostra nuta. Już podjął decyzję i pan jej nie zdoła zmienić.
Groves skinął głową na znak zgody.
A może zdołam zmienić decyzję pani?
Nie rozumiem.
Petar i tak nie może nam pomóc, bo jest niewidomy. Ale pani owszem. Jeśli zechce.
Proszę mi powiedzieć jak.
Andrea powstrzymuje mieszany oddział, złożony z co najmniej dwudziestu czetników
i Niemców. Groves uśmiechnął się z przymusem. Od niedawna mam powody wierzyć, że
prawdopodobnie nie ma on sobie równych w walce partyzanckiej, ale w pojedynkę nie da rady
powstrzymywać dwudziestu ludzi bez końca. A jeżeli zginie, to pozostanie już tylko Reynolds
pilnujący wiszącego mostu, jeśli zaś zginie także on, to Droszny i jego ludzie przedrą się i zdążą
ostrzec niemieckich wartowników, prawie na pewno zdążą uratować zaporę i niewątpliwie zdążą
zawiadomić przez radio generała Zimmermanna, żeby wycofał czołgi wyżej. Myślę, że
Reynoldsowi przyda się pani pomoc, Mario. Tu z pewnością nic pani nie pomoże... ale
wspierając Reynoldsa może pani całkowicie odmienić los naszej wyprawy. A powiedziała pani
przecież, że umie strzelać.
No a pan zwrócił uwagę, że nie mam z czego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]