[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zniesie pójście do przedszkola.
- Jeśli tu nadal zostaniemy - przygaszonym głosem powiedziała Maggie.
- Jak to?
- Gdy wrócicie z podróży poślubnej, ja tu nie będę potrzebna.
- Maggie, nie mów tak. Zamierzamy z Carlem pojezdzić po świecie. Nie
stracisz pracy. Poza tym, czy nie jest ci tu dobrze?
- Jest, ale... Hank składa Timowi obietnice, o których mi wcześniej nie mówi.
- Masz na myśli ten sekret? - zapytała Kate.
- Teraz nie mamy czasu, by do tego wracać. Zaraz wychodzisz za mąż.
- Zdążę. Mów.
Maggie usiadła i nerwowo splotła dłonie.
- Hank uważa, że jestem nadopiekuńczą matką. Obiecał Timowi, że będzie
mógł się przenieść do jego dawnego pokoju. Da mu też szczeniaczka, żeby mu tam
było razniej.
- Nie powinien mu tego obiecywać, nie konsultując się z tobą - rzekła Kate. -
Choć rzeczywiście już czas, by Timmy przestał spać z tobą w jednym pokoju.
- Wiem. Wściekłam się na Hanka, ale uświadomiłam sobie, że miał rację. A
piesek ułatwi Timowi zaadaptowanie się do nowych warunków.
- A więc wybaczyłaś Hankowi.
- Próbuję. Jednak nadal uważam, że nie ma prawa decydować o sprawach
dotyczących mojego dziecku. Sam nie ma dzieci, więc dlaczego uważa, że wie
lepiej?
121
S
R
- Zgadzam się z tobą. Zresztą powinien rozumieć, że dla ciebie to bardzo
trudna sytuacja.
- No właśnie - potwierdziła Maggie. - Ale dość już tego. Czas iść do ślubu,
ciociu.
- Nie mogę się doczekać. Właściwie nie miałam prawdziwego ślubu. Z moim
pierwszym mężem uciekliśmy. Gdy Carl się o tym dowiedział, uparł się na huczną
imprezę. Nalegał nawet, bym wystąpiła w tradycyjnej sukni.
Maggie z uśmiechem popatrzyła na Kate. Ciocia była w eleganckiej garsonce
z białego jedwabiu i w skromnym kapeluszu, a oczy przesłaniała jej biała woalka.
- Wyglądasz bajkowo.
Wyszły do kuchni. Timmy, siedzący przy stole z nowym kolegą, poderwał się
na widok cioci. Kate uścisnęła go gorąco, a potem wszyscy razem wyszli z domu.
Rozległy się dzwięki marsza weselnego.
Timmy ruszył w kierunku prowizorycznego ołtarza, przy którym już stali
Hank i Carl. Chłopczyk pomachał do Carla, na co zebrani wybuchnęli śmiechem.
Malec zatrzymał się, nieco wystraszony. Popatrzył wokół siebie.
- Hej, Timmy! - cicho zawołał Hank. - Chodz do mnie. Tim rzucił się do niego
prawie biegiem.
Następnie w stronę ołtarza ruszyła Maggie. W turkusowej jedwabnej sukience
ozdobionej sznurem pereł wyglądała elegancko i krucho. Hank nie odrywał od niej
oczu. Czy to ta sama zadziorna dziewczyna, która przejęła władzę nad jego
domem... i nad jego sercem?
Zebrani podnieśli się, bo do ołtarza właśnie zbliżała się Kate. Dopiero teraz
Hank uzmysłowił sobie, że to ślub ojca. Nie Maggie.
Maggie stanęła na wprost niego. Napotkała jego spojrzenie i opuściła wzrok.
Dlaczego tak się zmieszała? Nagle przypomniał sobie niedawnego buziaka. To jego
kolejny błąd, jeden z wielu.
122
S
R
Zaraz po skończonej ceremonii Larry zrobił zdjęcia młodej parze. Maggie z
pomocą sąsiadek zaczęła wnosić jedzenie. Hank z kolegami przynieśli tort i ciasta.
Gdy goście zasiedli do stolików, Kate i Carl przywołali Timmy'ego, Maggie i
Hanka, by zrobić rodzinne zdjęcie. Larry pstrykał coraz to nowe ujęcia. Potem uparł
się, by zrobić pamiątkowe fotografie druhny i drużby. Maggie, choć z ociąganiem,
musiała na to przystać.
Odetchnęła z ulgą, kiedy Carl zaczął kroić tort. Goście sączyli szampana i
poncz. Popołudnie mijało w radosnym nastroju. Młoda para krążyła od stolika do
stolika, zebrani gawędzili wesoło, dzieciaki bawiły się pod namiotem.
Maggie wciąż donosiła nowe półmiski i dlatego nie słyszała pochwał, jakich
nie szczędzili jej goście. Niektórzy zaśmiewali się, że dobrze trafiła, przyjmując
posadę u najbardziej wziętego kawalera. Wprawdzie po śmierci matki Hank wycofał
się z życia towarzyskiego, jednak liczono, że teraz nadrobi zaległości.
Maggie słuchała tego z rezerwą. Wcale nie chciała, by Hank zaczął znowu
bywać. Gdy zdała sobie z tego sprawę, wymówiła się i pospiesznie poszła do domu
Stanęła przy oknie i zapatrzyła się w dal.
- Maggie? Co się stało? - zapytała Melanie.
- Nic. Myślałam, że mamy jeszcze zapiekanki, ale wszystkie zostały już
zjedzone.
- Tak, nasi panowie pożarli wszystko, co do okruszyny. Jeśli zaczniesz szukać
nowej pracy, to nie opędzisz się od ofert.
- Tylko uważaj na żony potencjalnych pracodawców, mogą być zazdrosne - ze
śmiechem wtrąciła Becky. - Zobaczysz, jak teraz nasi kawalerowie zaczną cię rwać.
Wciąż wodzą za tobą wzrokiem.
- No nie! Przecież... ja mam dziecko.
- Chłopczyk nie zastąpi mężczyzny - nie zrażała się Becky. - Mam czwórkę
dzieci, ale co rusz wysyłam je do kina, by pobyć z mężem sam na sam. Wiesz, o
czym mówię?
123
S
R
Melanie zrobiła krok do przodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl