[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była, jak sądzę, dość męcząca. Czy pozwolicie zaprosić się do naszego pałacu na kilka chwil
zasłużonego odpoczynku?
- Cudowna istota - pomyślałem - i jaki ze mnie marny szpieg. Każdy mój ruch i gest,
nawet najmniejszy, wydaje się być wszystkim znany i władcy tej planety mogą się mną bawić
jak zabawką. Ale na głos starałem się nie wypaść z roli.
- Biesiadować w tak wspaniałym towarzystwie może być dla nas tylko zaszczytem...
Niemniej jednak naszym zamiarem było jedynie zwiedzić to wspaniałe miasto o wyjątkowej
reputacji. Czeka mnie daleka podróż i pilne sprawy do załatwienia.
Dahut zmarszczyła brwi i odparła zniecierpliwionym tonem.
- Nie ma mowy rycerzu. Potraktowalibyśmy to jako obrazę. Nigdy jeszcze żaden
podróżnik nie odjechał od nas bez ugoszczenia w pałacu króla Gradlona. Odpłyniecie, jeżeli
taki jest wasz zamiar, jutro.
Z jej wyniosłą miną, pełnymi wargami, klasycznym nosem i hebanowymi włosami, miała
naprawdę czym zawrócić w głowie każdemu normalnemu mężczyznie. Oczywiście
przekonała mnie.
- Niech będzie wedle waszej woli, pani - odparłem. - Nigdy nie chciał bym sprzeciwiać
się piękności tak doskonałej.
Prawdę mówiąc nie do końca musiałem kłamać i udawać.
Ta wymuszona gościna mogła przybrać bardzo zły obrót, ale mogła też przybliżyć mnie do
rozwiązania przynajmniej części tajemnic tej planety. No i Dahut była taka piękna...
Wieczór w jej towarzystwie z pewnością pozostanie w pamięci. Była jednak Nicolette, ale
sam widok przepięknej księżniczki wystarczył żeby zapomnieć o wszystkich kobietach
świata. Emanował z niej magnetyczny fluid, któremu nie sposób było się oprzeć.
Huon - jak ja - był oczarowany i także nie w głowie mu było protestowanie.
To miasto było największe i najludniejsze z wszystkich, które dotąd udało mi się dostrzec.
Przez całą drogę do pałacu mieszczanie z wielką rewerencją kłaniali się w pas naszemu
orszakowi. Nosili na szyjach ciężkie złote naszyjniki, a na palcach ogromne pierścienie.
Mijane budynki wyglądały na wygodne i niezle wyposażone. Oczywiście z mojego punktu
widzenia całość wyglądała prymitywnie.
Nie miałem zresztą możliwości przyglądania się zbytnio miastu, bo księżniczka bez przerwy
rozpytywała mnie o cel mojej podróży, o kraj, z którego miałem niby pochodzić. Gradlon
natomiast skakał na paluszkach wokół Huona. Wciąż opowiadali sobie dowcipy śmiejąc się
do rozpuku.
Krótko mówiąc przygotowano nam co najmniej pozornie kordialne powitanie i pozostawało
tylko czekać do czego ono w końcu doprowadzi. Ja natomiast bardzo chciałem się
dowiedzieć, w jaki sposób Dahut dowiedziała się o naszym przybyciu. Bez wątpienia musiała
mieć bezpośrednią łączność z istotami morza. To by odpowiadało temu, co już wiedziałem o
tym mieście. Mieszczanie natomiast na moje oko - musieli trudnić się piractwem. Mimo ich
czołobitności wyglądali na bezlitośnie łupiących wszystkie przepływające w pobliżu statki,
zabijając pasażerów i grabiąc ich skarby.
Król i jego córka zamierzali uśpić naszą czujność przez nadmierną grzeczność i muszę
przyznać, że niezle sobie z tym radzili.
Sam pałac natomiast przechodził wszelkie moje ewentualne wyobrażenia i doświadczenia
wyniesione z rozlicznych podróży po Galaktyce.
Nawet Kalapol wydawał się szczytem bezguścia w porównaniu z tą budowlą zdobioną
rzezbami w koralu i wszelkimi bogactwami, które można było otrzymać z eksploatacji morza
i jego dna.
W środku czekał już na nas wielki stół zastawiony po brzegi. Wszystkie naczynia i sztućce ze
złota i srebra, karafki z kryształów morskich.
Wskazano mi miejsce po prawej stronie Dahut, a Huonowi obok króla.
Biesiadowaliśmy przez długi czas. Ryby i kraby ustąpiły placu dziczyz - nie, a ta z kolei dała
miejsce pieczystemu. Bajadery i akrobaci prześcigali się przez cały czas w wymyślaniu coraz
to piękniejszych układów. Zajmowałem się jednak moją sąsiadką, która okazała się nie tylko
miła i piękna ale inteligentna.
Od niej dowiedziałem się, że Ys było jedynym miastem w tych okolicach i że jego
mieszkańcy właściwie nigdy nie musieli pracować. Ocean dostarczał im wszelkich produktów
potrzebnych do życia i zaspokajania próżności.
Nie udało mi się natomiast ustalić, jakie były związki króla z Oberonem. Jego imię wywołało
tylko lekki uśmiech na twarzy Dahut, która wyraznie karła się nie obawiała. Odparła po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl