[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przedmieście Wygwizdów leży w kotlince, ku której miasto Kleryków zsuwa się nieznacznie i w której się
zwęża, formując jednę długą i powykrzywianą ulicę. Domy tam są bardzo stare i okropnie wilgotne,
podwórza cuchnące, mieszkania ciemne i brudne. "Stara Przepiórzyca "mieszkała w domostwie z dawien
dawna noszącym przezwisko Cegielszczyzny. Gdy matka Marcinka otworzyła z cicha drzwi z sieni na lewo
i stanęła na progu, z głębokiego fotelu podniosła się na jej spotkanie staruszka wysoka, czerstwa,
okazała i bardzo jeszcze żwawa. Była ubrana czysto w szare odzienie i duży biały czepiec z ogromnymi
falbanami, które piętrzyły się na jej skroniach i na ciemieniu. Spod tego czepka wysuwały się pasma
włosów bielutkich jak mleko a połyskujących jak czyste srebro. Duża twarz babci była poprzecinana
masą zmarszczek tworzących istne sieci komunikacyjne między oczyma i ustami, między brodą i
środkiem dolnej wargi. Skóra tej twarzy była biała, a raczej popielata, biało szara. Wpośród zmarszczek
nadających obliczu pani Przepiórkowskiej cechę martwoty świeciły się żywo jej oczy duże, ruchliwe, ale
już zupełnie wyblakłe i prawie zbielałe.
- Paniusia, moja sąsiadeczka! - zawołała staruszka z niekłamaną radością, rozwierając ramiona. - Oto mi
dobry dzień nastał! Oto mi gość! Nasika! - krzyknęła głośniej w kierunku sionki, za którą była kuchnia -
przystawiaj mi zaraz "jembryk "do ognia, duży, odrutowany. Jeśli wygasło, to napal, tylko przecie
patyczkami... A cóż was tu do Klerykowa zagnało, moje złotko, a któż was też natchnął? ...
- Ten oto kawaler! - odrzekła pani Borowiczowa ukazując kawalera, który na ogół w takich razach
chętnie przebywać lubił za kotarą matczynej spódnicy.
- Prawda! Jedynak, syngielton! - krzyknęła stara przyciskając głowę Marcinka do swej piersi i
wygniatając mu na policzkach kształt trzech dużych rogowych guzików swego kaftana.
28
- To już uczeń gimnazjum, moja pani, uczeń rzeczywisty... - wyszeptała przez łzy radości pani
Borowiczowa.
- Masz, diable, fartuszek! Taka historia! - zawołała stara zwijając język w trąbkę i pogwizdując.
Za chwilę wyciągnęła rękę na stół i głębokim, stanowczym głosem, ze zmarszczonymi brwiami spytała:
- Oddajesz go pani do mnie na stancję?
- Właśnie przyszłam...
Teraz staruszka upuściła z oczu kilka łez, które potoczyły się kanałami zmarszczek i zaświeciły dopiero
koło ust.
- Zobaczysz, że mu u mnie będzie dobrze. Już on u mnie zmarnować się nie zmarnuje, już ja jego zrobię
człowiekiem. Kiedy mój Teofil był taki oto smarkaty...
Zza kotary dzielącej izbę na dwie połowy wyszły jedna za drugą panny Przepiórkowskie i z oznakami
mniemanej radości rzuciły się do pani Borowiczowej.
Wiedziały doskonale, kto przyszedł, słyszały całą rozmowę, a jednak robiły miny zdziwione. Dowiadując
się niby to w owej chwili o pomyślnym egzaminie Marcinka, jak na komendę zwróciły się do niego i
rzekły:
- Aa... powinszować...
Obiedwie zresztą zaraz umilkły i przybrały zwyczajne wyrazy twarzy, ziejące kwaskowatym chłodem jak
dwie piwnice.
- Pewno, że powinszować - rzekła głośno "stara Przepiórzyca " - na takie facecje, jakie oni tam
wyprawiają, te... Tu schyliła się i szepnęła do ucha pani Borowiczowej:
- Te łajdaki!
Drzwi do sąsiedniego pokoju otwarły się i wszedł pan Karol Przepiórkowski. Był to kawaler lat około
czterdziestu, łysawy już, mizerny i równie jak siostry wiekuiście niekontent.
- A! ... - rzekł całując rękę pani Borowiczowej.
Potem odsunął się w kąt i usiadł. Na twarzy jego malowała się prawdziwa radość, słyszał bowiem z
sąsiedniego pokoju, że pani Borowiczowa sama przyprowadziła ucznia na jego stancję. To go uwalniało
od biegania po zajazdach, zaczepiania szlachciców, błagania profesorów. %7ładna męczarnia nie może być
przyrównana do tej, jaką znosił ten człowiek nieśmiały, małomówny, nie posiadający za grosz ani
inicjatywy, ani sprytu, gdy mu przyszło kaptować rodziców, narzucać im się po faktorsku, zachwalać
swoją stancję. Toteż matka Marcinka sprawiła mu ulgę głęboką, zwaliła jeden z kamieni przygniatających
jego plecy. Stara nie zaniedbała tematu, który właśnie jej przerwano:
- Moja pani Borowiczowa, to ci sumiennie mówię, że tu chłopcu będzie jak w domu. Ja tam dobra nie
jestem, ale i nie kąsam. Do nauki i dobrego zawsze napędzę i cała rzecz. Głodny u nas nie będzie, tego
możesz być pewna, a jak mu będzie strasznie zle, to niech zadrze ogona i rwie do Gawronek... Co? Może
[ Pobierz całość w formacie PDF ]