[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ręką mgliste światło majaczące za polem. - Zakopują je tutaj
w tajemnicy przez ostatnie cztery miesiÄ…ce.
Gapił się na nią, a potem na beczki.
- Ale one wyglądają, jakby leżały tu od lat.
ZauważyÅ‚a, że Miles przeżyÅ‚ wstrzÄ…s. Zawsze tak zadowolo­
ny z siebie, został brutalnie obudzony.
- Od miesięcy. Ale chemikalia już wyciekają z nich do ziemi.
Ktoś bez wątpienia kupi tę parcelę pewnego dnia, jeśli już nie
kupił. I oczywiście wtedy ten bałagan zostanie odkryty. Ale nie
bÄ™dzie winnego. Nikt nie pójdzie tropem Wagner Oil... z wyjÄ…t­
kiem AnioÅ‚a Ziemi. MuszÄ™ to zrobić. Przez pamięć dziadka. Kie­
dy skończę, wrócę do twojego domu, tak jak obiecałam.
PrzyklÄ™kÅ‚a i zaczęła ponownie kopać w ziemi. Miles przy­
kucnÄ…Å‚ naprzeciw niej.
- Catherine, napisy i to całe szaleństwo nie są sposobem na
powstrzymanie takich rzeczy. Narażasz siÄ™ na niebezpieczeÅ„­
stwo wychodząc sama w nocy, zwłaszcza tutaj. Idz do... Daj mi
to! - Jego kopanie było bardziej efektywne niż jej. - Idz z tym
do rodziny.
- Byłam. Miesiąc temu powiedziałam ojcu o tym, co robi
Byrne. Nazwał mnie kłamczucha.
- Nie będę komentował zachowania twojego ojca.
- Ja już to zrobiłam.
Patrzyła na niego, gdy kopał, i usiłowała zachować powagę.
Jego usta nogły sobie mówić niewłaściwe słowa, lecz jego
ręce wykonywały właściwą pracę. Już na zawsze pozostanie jej
w pamięci ten widok Milesa.
- Idz do Ochrony Zrodowiska - powiedział. - Złóż raport.
- To też zrobiÅ‚am. Ale oni, jak zawsze, zaczynajÄ… od doku­
mentów, choćby skarga byÅ‚a jak najbardziej zasadna. Zadzwoni­
łam do nich anonimowo, i to był fatalny błąd. Anioł Ziemi jest
popularny i gdy już zacznie się o tym pisać, maszyna biurokracji
91
będzie musiała poruszać się szybciej, aby pokryć zmieszanie
i dobrze wypaść przed opinią publiczną.
- Mogłaś przyjść z tym do mnie... '
- Nie mogłam - warknęła, rozdrażniona tą głupią sugestią. -
Nie uwierzyłbyś i również doskonale o tym wiesz. Catherine-ide-
alistka, Catherine-panikarka, Catherine-hipiska. Nikt mi nie wierzy,
ponieważ każdy sÄ…dzi, że sprzeciwiam siÄ™ wszystkiemu, co przyno­
si zysk. A ja uważam, że pieniądze są dobrą rzeczą, lecz zarabiajmy
je legalnie, nawet jeÅ›li to oznacza trochÄ™ mniejszy zysk. I nie po­
zwalajmy sobie na Å‚amanie prawa dla dolara, jasne?
- Jasne. - Odrzucił kij i przysiadł na piętach. - Ten żużel jest
cholernie twardy. Wezmy trochę betonu, aby podeprzeć ten
transparent.
- Doskonały pomysł, Milesie.
Trzymała stylisko transparentu, podczas gdy Miles obkładał
je bryłami betonu. Uśmiechnęła się z rozbawieniem. On był
wspaniały.
- W co się tak wpatrujesz? - spytał, podnosząc wzrok.
- W ciebie. Po prostu w ciebie.
- Och...
Gdy tak staÅ‚a obok niego, miaÅ‚a Å›wiadomość każdej czÄ…stecz­
ki jego istoty; siły jego rąk, sposobu, w jaki włosy opadały mu
na czoło, jego skondensowanej energii wewnętrznej. Odczuwała
całą gamę wrażeń - od podniecenia do czułości.
Wreszcie Miles osadził ostatnią bryłę.
- Nigdy, przenigdy już tego nie rób, Catherine - powiedział.
Uśmiechnęła się niewinnie.
- Już nie zrobię żadnego transparentu.
- Nie, żadnego więcej Anioła Ziemi.
Tylko spojrzała na niego.
- Omówimy to w domu - dodał.
Znów tylko na niego spojrzała.
Westchnąwszy zaczął iść w kierunku drogi.
- Chodz! - rzucił.
92
Szła za nim, wiedząc, że w dalszym ciągu była związana
umową. Ale niczego więcej nie przyrzekała.
- Nie zostawię tym razem samochodu - powiedziała, gdy już
doszli do auta.
- Sądzę, ze można ci zaufać i pozwolić na doprowadzenie go
do domu.
- PojadÄ™ tam - odparÅ‚a z mocÄ…, szukajÄ…c kluczyków w kie­
szeni swetra.
Kieszeń była pusta.
- Cholera - mruknęła.
- Co się stało? - spytał Miles.
- Zgubiłam kluczyki.
- Zgubiłaś? Gdzie?
Catherine uśmiechnęła się słodko.
- Gdybym wiedziała gdzie, nie byłoby problemu.
- Musisz więc zostawić samochód i jechać ze mną.
-Nie!
- Nie masz zapasowych?
- Mam. W torebce. W samochodzie, pod przednim siedzeniem.
- A co robi torebka w samochodzie?
Spojrzała na niego.
- Czy James Bond zabiera torebkÄ™, wykonujÄ…c zadanie? Albo
Matka Teresa?
- Ona zabiera - odparł Miles, szarpiąc dzwiczki. - Widziałem
ją z torebką, gdy przyjechała zbierać pieniądze w Stanach.
- Anioł Ziemi zostawił swoją w bezpiecznym miejscu
w samochodzie, widzisz? - Wskazała na przednie siedzenie
widoczne przez szybę od strony pasażera. - W bezpiecznym
miejscu.
Catherine staÅ‚a, a Miles obszedÅ‚ samochód i próbowaÅ‚ otwo­
rzyć drzwi z prawej strony. Też byÅ‚y zamkniÄ™te. Dziewczyna tyl­
ko potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…. Miles wyznawaÅ‚ zasadÄ™:  Nie uwierzÄ™, je­
żeli nie dotknę".
Uwierzywszy wreszcie, spojrzał na nią.
- Nie masz gdzieÅ› pod kapturem jednego z tych magnetycz-
93
nych pudeÅ‚eczek z kluczykami w Å›rodku na wypadek zatrzaÅ›niÄ™­
cia kluczyków w samochodzie?
- Nie mam, ponieważ zapasowe mam w torebce, właśnie na
wypadek zatrzaśnięcia własnych w środku.
- Catherine... - Wziął głęboki oddech. - Musisz jechać ze
mnÄ… do domu.
- Nie zostawiÄ™ mojego samochodu po raz drugi. Te kluczyki
musiały wypaść mi z kieszeni, gdy kopałam. Wrócę i sprawdzę.
- To jest zbyt niebezpieczne...
- Nie bÄ…dz gÅ‚upi - przerwaÅ‚a, zawracajÄ…c w kierunku transpa­
rentu.
- Były zaczepione na łańcuszku błyszczącym w ciemności,
więc zajmie to tylko minutę. Poza tym nic się nie działo, gdy
umieszczaliÅ›my ten napis. ZresztÄ… usÅ‚yszaÅ‚byÅ› mój krzyk. Zo­
stań tu i pilnuj samochodu, dobrze?
Zniknęła wśród drzew, całkowicie ignorując jego protesty.
Miles widział, jak odeszła i zastanawiał się, czy podążyć za
nią. Zdecydował się jednak pozostać. Miała rację, że mógł ją bez
trudu usłyszeć, gdyby coś się stało. A poza tym ona wiedziała
dokÅ‚adnie, w którym miejscu staÅ‚a czy klÄ™czaÅ‚a, wiÄ™c miaÅ‚a wiÄ™­
ksze niż on szanse na znalezienie kluczyków. No i wreszcie ktoś
musiał pilnować samochodu. Obu samochodów.
Modlił się, aby jego korwetta stała bezpiecznie za krzakami
przy drodze. Widział krzewy, lecz nie mógł dostrzec samochodu.
Miał tylko nadzieję, że nikt inny również nie zauważy auta.
Gdyby tylko mógÅ‚ dostać siÄ™ do samochodu Catherine, wydo­
byÅ‚by zapasowe kluczyki i wynieÅ›liby siÄ™ stÄ…d. Ponownie spró­
bował otworzyć drzwiczki, lecz bezskutecznie, więc usiłował
znalezć jakÄ…Å› szparÄ™ w oknie. Niestety, szyba byÅ‚a szczelnie do­
ciśnięta do ramy i nie mógł jej sforsować.
Przeszedł na drugą stronę samochodu i ponowił próbę, tym
razem z oknem od strony kierowcy. To nie było tak dokładnie
zamknięte i szyba nie przylegała do gumowej uszczelki. Lecz
w dalszym ciągu nie mógł wcisnąć palców w szparę, aby opuścić
94
szybę. Jednakże blokada zamka wyglądała obiecująco. Gdyby
miał haczyk, mógłby wepchnąć go przez okienko i wyciągnąć
blokadÄ™, otwierajÄ…c zamek.
Rozejrzał się i stwierdził, że było wystarczająco dużo śmieci
wokół, aby sporządzić haczyk... lub coś zbliżonego.
- I ja pÅ‚acÄ™ wysokie podatki za coÅ› takiego - mruknÄ…Å‚, prze­
glÄ…dajÄ…c odpadki. - Aha, mam!
Podniósł zwitek cienkiego drutu, który dostrzegł na ziemi.
Był zardzewiały, lecz wciąż jeszcze giętki. Miles miał tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl