[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozstąpił się przed dwoma sanitariuszami, niosącymi nosze.
Steiner był tylko o piętnaście, może dwadzieścia jardów od nas. Nagle się zatrzymał,
robiąc absolutnie obojętną minę, z prawą stopą uniesioną. Nie było w tym nic dziwnego, bo
gdy miękki piasek się osypał, zobaczyliśmy, że trzyma ją na minie. Ktoś w tłumie zakrzyczał
przerazliwie, a potem wybuchła panika. Ludzie odwracali się pełni lęku, niektórzy rzucali się
na piasek, by uniknąć podmuchu eksplozji, na którą wszyscy czekali.
Nie nastąpiła. Steiner pozostał na miejscu w niepewnej równowadze, z wyrazem
napiętego skupienia na twarzy, ja zaś odepchnąłem Simone i przeszedłem przez druty,
pobrzękując łańcuchem jak duch Marleya.
Gdy byłem całkiem blisko, uśmiechnął się.
- Coś cię zatrzymało?
Ukląkłem, co z powodu łańcucha zawsze było trudnym manewrem, i ostrożnie
odgarnąłem piasek po bokach miny. Następnie wziąłem ją równie ostrożnie i bardzo starannie
ustawiłem z boku.
- Ty zimnokrwisty skurwysynu - powiedział.
Potrząsnąłem głową.
- Niezbyt zimnokrwisty. Chciałbym jeszcze żyć, ale potrafię się pogodzić z tym, że
umrę. Lecz nie teraz i nie tutaj. Jest coś jeszcze, coś, co nadchodzi. Bóg jeden wie co.
Z szarych chmur spadło trochę ciężkich kropli. Wstałem i poszedłem przodem przez
druty przy wtórze ryku tłumu, który musiało być słychać aż w Charlottestown. Ludzie
rozstąpili się przed nami i Steiner przekazał lotnika sanitariuszom. Był to dziewiętnastoletni,
może dwudziestoletni chłopak z trzema czy czterema poszarpanymi dziurami od pocisków w
nodze, obficie zakrwawiony i nieprzytomny.
Riley wrzasnął, by ustąpiono miejsca, i przeszedł przez tłum, torując drogę noszom i
brutalnie odpychając na bok każdego, kto mu przeszkadzał. Simone położyła dłoń na
ramieniu Steinera z taką miną, jakby miała w każdej chwili wybuchnąć płaczem.
- Wiem - powiedział jej łagodnie - ale nie teraz. Doktor Riley cię potrzebuje. Może
pózniej będziesz mogła nam powiedzieć, jak się ma chłopiec?
Odeszła więc i pochłonął ją ścisk tłoczących się wokół Steinera ludzi. Zostałem
zapomniany, i słusznie, bo to było jego przedstawienie. Spadochroniarze z SS oczyścili
przejście i Steiner podszedł do Radia stojącego przy mercedesie.
- Kto to był, Steiner? - spytał Radl.
- Jeden z naszych, pilot samolotu rozpoznawczego marynarki wojennej z jakiegoÅ›
portu bretońskiego.
- Moje gratulacje. Oczywiście przedstawię stosowny raport. - Uśmiechnął się. - Kto
wie, może kolejny order, hę?
Wciąż nie widziałem twarzy Steinera, a przecież ponad wszelką wątpliwość
wiedziałem, że był jak nigdy dotąd bliski rzucenia się na Radia. Ale jakoś udało mu się
opanować odruch. Radl kiwnął głową swemu kierowcy, wsiadł wraz z eskortą do mercedesa i
odjechał.
Nagle poczułem wielkie zmęczenie, odwróciłem się i zobaczyłem Fitzgeralda u mego
boku. Miał w oczach wyraz dziwnego zakłopotania. Biedak, wykraczałem poza wszelką jego
zdolność rozumienia.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- Nie mogę pana pojąć - powiedział. - Wie pan o tym?
Zupełnie nie potrafię pana pojąć.
- I nawzajem - skomentowałem kwaśno i powlokłem się dalej, bo deszcz zaczął
gęściej padać.
Tłum rozchodził się. Robotnicy Todta i żołnierze wrócili do swych zajęć, ale coś się
działo. Słychać było szmer rozmów, ludzi biegali od jednej do drugiej grupy, które znów
składały się z żołnierzy i robotników. Wreszcie rozległy się śmiechy, niezgrane wiwaty i
nagle pojawił się Ezra, pędzący przez tłum.
Gdy dotarł do mnie, wyglądał jak oniemiały, więc chwyciłem go za ramię, by go
uspokoić.
- Co się stało, Ezra, coś jest nie tak?
- Nie tak? - Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się pod niebiosa. - Wielki Boże, on
mówi  nie tak . - Gdy znowu spojrzał na mnie, miał łzy w oczach. - BBC nadała komunikat
specjalny, Owenie. Mówią, że Rosjanie weszli do Berlina. Mówią, że Hitler nie żyje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl