[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaczynają strzelać mozdzierze.
%7ładen policjant nie zadziała na tyle szybko, aby temu zapobiec.
- A co się stanie z tobą? - zapytała dziewczyna.
- Wszystko już przemyślałem - odezwał się Dillon. - Przyjedziemy rano z farmy.
Danny fordem, Angel i ja morrisem. Przywieziemy w nim motocykl. Angel zaparkuje
morrisa, tak jak dzisiaj, w garażu na końcu ulicy. Ja pojadę motocyklem.
- Za mną, czy tak? - spytał Fahy.
- Będę deptał ci po piętach. Kiedy dojedziemy do rogu Horse Guards Avenue i
Whitehall, włączysz co trzeba, wysiądziesz z for da, wskoczysz na motor i razem
odjedziemy. Sztab wojenny spo tyka siÄ™ codziennie o dziesiÄ…tej. Przy odrobinie
szczęścia dostanie my ich wszystkich.
- Jezu, Sean! Oni nigdy nie dowiedzą się, kto to zrobił!
- Wracamy prosto na Bayswater, do Angel czekającej w garażu w morrisie,
chowamy motor i odjeżdżamy. Będziemy w Cadge End, zanim zdążą ugasić ogień.
- Niesamowite - powiedziała Angel.
- Jeszcze jedno - rzekł Fahy. - Bez materiałów wybuchowych nie zrobimy
żadnych cholernych bomb.
- Zostaw to mnie - powiedział Dillon. - Dostarczę ci wszystko, co będzie
potrzebne. - Wstał. - No, do roboty. Wracajcie do Cadge End i czekajcie. Odezwę się do
was.
- Kiedy to będzie, Sean?
- Już niedługo... niedługo.
Dillon uśmiechał się, kiedy wychodzili. Tania zapukała do drzwi dokładnie w
południe. Otworzył i zapytał:
- Masz?
W prawej ręce trzymała walizeczkę. Położyła ją na stole i otworzyła. Wewnątrz
znajdowało się trzydzieści tysięcy dolarów, o które prosił.
- Dobrze - powiedział. - Na razie będę potrzebował dziesięciu tysięcy.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- Co pan zrobi z resztÄ…?
- Schowam w kasie. PrzetrzymajÄ… walizkÄ™ w sejfie hotelo wym.
- Widzę, że coś pan już wymyślił. - Była podniecona. - Co pan załatwił w Cadge
End?
Przedstawił jej cały plan ze szczegółami.
- I jak? - zapytał na koniec.
- Niewiarygodne! To będzie zamach stulecia! Ale co z materia łami
wybuchowymi? Potrzebuje pan semtexu.
- Zgadza się. Kiedy działałem w Londynie w osiemdziesiątym pierwszym,
współpracowałem z człowiekiem, który miał dostęp do semtexu. - Roześmiał się. - Tak
naprawdę to miał dostęp do wszystkiego.
- Kto to jest? Skąd pan może wiedzieć, czy on jeszcze zajmuje się tymi rzeczami?
- To bandzior nazwiskiem Jack Harvey. Na pewno się tym zajmuje. Odszukałem
go.
- Nie rozumiem.
- Między innymi prowadzi zakład pogrzebowy w Whitechapel. Znalazłem w
książce telefonicznej. Aha, jeszcze jedno - czy mogę skorzystać z pani samochodu?
- Oczywiście.
- Dobrze. Zaparkuję gdzieś na ulicy. Chcę, żeby garaż był wolny.
Wziął płaszcz.
- Chodzmy coś przegryzć, a potem spotkam się z nim.
- Przypuszczam, że przeczytałaś akta Devlina? - spytał Brosnan.
Jechali przez centrum Dublinu. Minęli właśnie rzekę Liffey przy St. George s
Quay.
- Tak - odpowiedziała Mary. - Ale czy to wszystko prawda? Ta historia o
niemieckiej próbie porwania Churchilla w czasie wojny?
- O, tak!
- To ten sam człowiek, który pomógł ci uciec z francuskiego więzienia w
siedemdziesiÄ…tym dziewiÄ…tym?
- Zgadza siÄ™.
- Mówiłeś, że ma siedemdziesiąt lat. Według moich obliczeń musi być starszy.
- W jego przypadku te kilka lat nie ma znaczenia. Zapewniam cię, że niedługo
spotkasz się z najbardziej niezwykłym człowiekiem, jakiego widziałaś w całym swoim
życiu. Naukowiec, poeta - i człowiek IRA.
- To ostatnie nie jest dla mnie żadną rekomendacją - powie działa.
- Wiem - odparł. - Ale nie traktuj Devlina na równi z tymi śmieciami, jakie IRA
zatrudnia obecnie.
Zamilkł i spochmurniał nagle. Zostawili miasto za sobą i jechali przed siebie,
mijajÄ…c irlandzkie wsie.
Kilrea Cottage znajdowało się na skraju wioski, obok klasztoru. Był to stary,
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
jednopiętrowy budynek zwieńczony gotyckimi szczytami, o ołowianych oknach po obu
stronach ganku. Brosnan i Mary ukryli siÄ™ pod nim przed lekkim deszczem. Profesor
pociągnął za ozdobny dzwonek. Rozległy się kroki i drzwi otworzyły się.
- Cead mile failte - powiedział Liam Devlin po irlandzku. - Witam gorąco. -1
uścisnął Brosnana.
Wnętrze domu urządzono w stylu wiktoriańskim. Większość mebli i sprzętów
zrobiono z mahoniu. Tapeta była repliką Williama Morrisa, lecz wiszące na ścianach
obrazy Atkinsona Grimshawa wyglądały na oryginalne.
Liam Devlin wyniósł z kuchni tacę z herbatą.
- Moja gosposia przychodzi tylko rano. To jedna z tych poczciwych sióstr z
sąsiedniego zakonu. Potrzebują pieniędzy.
Mary nie mogła ukryć zdumienia. Spodziewała się ujrzeć starego mężczyznę, a
miała przed sobą człowieka w nieokreślonym wieku, ubranego w czarną, włoską,
jedwabną koszulę, czarny sweter i szare spodnie o najnowszym kroju. Jego włosy, wciąż
czarne, tylko lekko przyprószone siwizną, a twarz wprawdzie blada, ale naturalną, a nie
starczą bladością. Błękitne oczy spoglądały badawczo, nie schodzący ani na sekundę z
ust gospodarza ironiczny uśmiech sprawiał, że Devlin wyglądał, jakby cały czas śmiał
się z siebie i ze świata.
- A więc pracujesz dla Fergusona, dziewczyno? - zapytał, nalewając herbatę.
- Tak jest.
- Ta sprawa w Derry. Ten samochód z bombą. To było niezwykle odważne.
Poczuła, że oblewa się rumieńcem.
- To nic wielkiego, panie Devlin. Na moim miejscu każdy by tak zrobił.
- Mówić można wiele. Liczy się to, co się robi. - Zwrócił się do Brosnana. - Anne-
Marie. yle, synu.
- Ja go dostanÄ™, Liam.
- Z zemsty czy z innego powodu? - Devlin potrząsnął głową.
- Odsuń na bok osobiste porachunki, w przeciwnym razie popełnisz błąd, a na to
akurat nie możesz sobie pozwolić, gdy masz do czynienia z Seanem Dillonem.
- Tak, wiem o tym - odrzekł Brosnan. - Wiem.
- Zatem on zamierza uderzyć w Johna Majora, tego nowego premiera?
- Jak pan sądzi, zrobi to, parne Devlin? - spytała Mary.
- Jeśli to, co słyszałem o ochronie Downing Street, jest prawdą, nie oceniałbym
jego szans zbyt wysoko. - Popatrzył na Brosnana i uśmiechnął się. - Wiesz co, Mary?
Pamiętam pewnego fa ceta nazwiskiem Martin Brosnan, który dostał się na Downing
Street, udając kelnera na przyjęciu. To było dziesięć lat temu. Zo stawił różę na biurku
premiera. Oczywiście, gabinetem rządziła wtedy kobieta.
- To przeszłość, Liam. Co teraz? - spytał Brosnan.
- On będzie pracował jak zawsze, wykorzystując swoje kontakty z podziemiem.
- Nie z IRA?
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- Wątpię, czy IRA ma z tym coś wspólnego.
- Ale miała poprzednim razem, gdy pracował w Londynie dziesięć lat temu.
- No i?
- Pomyślałem sobie, że gdybyśmy wiedzieli, kto go wtedy za trudnił...
- Rozumiem, o co ci chodzi. Mam ci podać jakiś trop. Chcesz wiedzieć, z kim
pracował wtedy w Londynie?
- Nie jest to nic pewnego, ale tylko to nam pozostaje, Liam.
- Jest jeszcze Flood. Dotarłeś do niego?
- Uruchomił swoje znajomości, ale na to trzeba czasu, a my go nie mamy.
Devlin pokiwał głową.
- Dobra, synu. Zostaw to mnie, a zobaczę, co będę mógł zrobić. - Spojrzał na
zegarek. - Pierwsza. Zjemy razem kanapkę, na pijemy się bushmiusa, a pózniej wrócicie
do Londynu. Skontaktuję się z wami, jak tylko będę coś miał.
Dillon zaparkował za rogiem zakładu pogrzebowego Jacka Harveya na
Whitechapel i ruszył do drzwi z teczką w ręku. Wszedł do środka i nacisnął dzwonek na
ladzie, który dyskretnym dzwiękiem przywołał portiera.
- Pan Harvey czeka na mnie - skłamał.
- Prosto przez Kaplicę Spoczynku i schodami na górę. Jego biuro znajduje się na
pierwszym piętrze. Jak brzmi pańskie nazwisko, sir?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]