[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usłyszała brzęk szkła, które rozbiło się na skałach.
- Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. - Kit Fitzroy podszedł do niej powo-
li.
- Doprawdy? - zaśmiała się nieco rozpaczliwie. - Po tym wszystkim, co zdarzyło
się wcześniej? Wybacz, że w to nie uwierzę. Jestem przekonana, że właśnie to chciałeś
zrobić, zapewne w nadziei na to, że znowu dojdzie do  nieszczęśliwego wypadku" i spo-
tka mnie ten sam los co pewną hrabinę, która również nie pasowała do rodziny Fitzroy-
ów.
Wiedziała, że mówi zbyt szybko, a jej serce wali jak oszalałe. Nie była jednak
pewna, czy to ze strachu, czy też ze względu na bliskość Kita Fitzroya.
- Masz bardzo wybujałą wyobraznię - mruknął.
- Jakoś nie trzeba mieć wybujałej wyobrazni, żeby się domyślić, że chcesz się mnie
pozbyć. - Odwróciła się i znów spojrzała na plażę. - Wcześniej zadałeś sobie sporo trudu,
żeby schwytać mnie w pułapkę.
Stanął obok niej i oparł się o mur.
- To nie był specjalny problem. Manipulowanie tobą okazało się przygnębiająco ła-
twe.
R
L
T
Mówił cicho, niemal poufale, co ani trochę nie pasowało do jego szorstkich słów.
Musiała jednak przyznać, że miał rację. Bez trudu dawała sobą pomiatać.
- Postawiłeś mnie w sytuacji bez wyjścia.
- Problem w tym, że bardzo łatwo mogłaś znalezć z niej wyjście. Tak czy owak,
masz rację, naprawdę chcę się ciebie pozbyć. Ponieważ jednak nie zamierzam cię mor-
dować, mam nadzieję, że dyskretnie się stąd ulotnisz.
- Mam się stąd ulotnić? - powtórzyła bezwiednie.
Tego nie przewidziała i teraz nie była pewna, co powiedzieć i jak się zachować.
To, co zaczęło się jako gra, coś w rodzaju prywatnego żartu między nią a Jasperem, na-
gle wymknęło się spod kontroli.
- Tak. Wyjechać z Alnburgh - potwierdził. - Tatiana wspomniała, że Jasper zamie-
rza zatrzymać się tu na kilka dni, ale myślę, że będzie lepiej, jeśli ty od razu wrócisz do
Londynu. W niedzielę pociągi jeżdżą rzadko, ale jest jeden do Newcastle o jedenastej
rano. Stamtąd złapiesz połączenie do Londynu. Poproszę Jensena, żeby podwiózł cię na
stację.
Na szczęście mogła oprzeć się o mur, bo nie była pewna, czy nogi ją utrzymają.
- Cóż, majorze Fitzroy, wszystko sobie wykoncypowałeś, tak? - zapytała z goryczą.
- A Jasper? Może wyleciał ci z pamięci?
- To o nim myślę.
- Hm. - Sophie plasnęła się w czoło. - Dziwne. Myślałam, że robisz to dla siebie.
%7łe chcesz, abym zniknęła, bo mam nieodpowiedni akcent, ubrania i twarz, a do tego nie
boję się ciebie, w przeciwieństwie do innych. A przede wszystkim nie możesz na mnie
patrzeć, bo to, co stało się wcześniej, zrobiło na tobie wrażenie.
Gdy ujrzała wściekłość w jego oczach, zaczęła się zastanawiać, czy nie posunęła
się zbyt daleko, jednak już po chwili Kit był idealnie opanowany.
- Nie - odparł cicho. - Chcę, żebyś wyjechała, bo jesteś niebezpieczna.
Nagle Sophie poczuła się zmęczona i pokonana.
- Co mam mu powiedzieć? - zapytała.
R
L
T
- Na pewno coś wymyślisz. - Kit wzruszył ramionami. - Twój niesłychany talent
do oszukiwania otoczenia powinien pomóc ci znalezć pretekst do wyjazdu. Może dzięki
temu Jasper zacznie spotykać się z kimś, kto okaże mu choć trochę szacunku.
- Raczej z kimś, kto będzie pasował do twojego wyobrażenia bratowej. - Uśmiech-
nęła się bez cienia wesołości, myśląc o Sergiu. - Mój Boże, kto by pomyślał, że pod tą
pozbawioną radości powłoką bije takie romantyczne serce.
- Nie jestem romantyczny. - Kit odwrócił się do niej. - Po prostu mam szczególną
awersję do pozbawionych skrupułów naciągaczek. W tym momencie mogę pogodzić się
z tym, że jesteś po prostu ładną dziewczyną, która ma problemy z zaangażowaniem się i
nie umie odmawiać, ale jeśli zostaniesz, będę zmuszony podjąć radykalniejsze kroki.
W głębi zamku zabrzmiało nagle gromkie Sto lat. Sophie zajrzała przez okno i zo-
baczyła, że wniesiono tort urodzinowy Ralpha. Zwiatło z ogromnych żyrandoli padało na
opalone w solarium plecy kobiet w wieczorowych sukniach i brylantach.
Uniosła brodę i popatrzyła Kitowi w oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zboralski.keep.pl