[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potem jeść bez pośpiechu dobre śniadanie... Już dawno nie był
tak wypoczęty. Poczuł się od razu o dziesięć lat młodszy.
Czy wszystko zdążyłaś zrobić? zapytał jeszcze.
Chyba tak... Aha! Są już wiadomości z Melbourne. Les jest na
73
oddziale oparzeń, a jego stan jest zadowalający. Niestety, mam
nie tylko dobre wiadomości...
Tak? wtrącił niespokojnie.
Około siódmej pojechałam na pogorzelisko. Wydobyli... wy-
dobyli wtedy szczątki... zapewne Sama Fishera. Było bardzo
trudno ustalić, że to szczątki ludzkie. Zawieziono je już do kost-
nicy, obawiam się jednak... westchnęła obawiam się, że
identyfikacji będziesz musiał dokonać sam. Chciałam ci tego
zaoszczędzić, ale...
Daj spokój, dosyć mi już pomogłaś.
Wcale nie. Pokręciła głową i zmarszczyła czoło. Posłuchaj
zaczęła po chwili. Jestem coraz bardziej pewna, że chcę
pracować jako lekarz rodzinny, i to właśnie tutaj. W ciągu jed-
nego ranka zobaczyłam więcej, niż mogłabym kiedykolwiek
zobaczyć w Stanach, pracując nawet w tej samej specjalności.
Tam wszystko jest podporządkowane specjalizacji.
Nie jest to takie proste, jakby się zdawało przerwał jej Mike.
Tutaj przez cały dzień człowiek ma do czynienia z kaszlem i
przeziębieniami, z różnymi ludzkimi problemami i groznymi dla
życia urazami... Trudno, żeby to nie zostawiało śladów.
Zagryzła wargi i zamyśliła się głęboko, a potem odezwała się z
przekonaniem w głosie:
Wiem doskonałe, że to może być straszne, ale mimo wszystko
chcę tu pracować. I to nie tylko z powodu chorego dziadka...
Posłuchaj... Spojrzał na nią zakłopotany.
Nie wiedział o niej właściwie nic. Była poza tym bardzo pewna
siebie, on zaś czuł się w jej obecności onieśmielony i zagubiony.
Niepotrzebnie cię ponaglam rzekła cicho, wstając.
Kończ teraz spokojnie śniadanie, napij się jeszcze kawy i
przemyśl sobie wszystko. Przez następne kilka godzin będziesz
miał cały szpital na głowie. Dlatego między innymi cię obudzi-
łam. Zostałam bowiem dziś po południu zaproszona na mecz
74
piłki nożnej, a przedtem muszę odwiedzić położnicę w domu.
Położnicę...
Wybieram się do Doris, z pewnością doszła już na tyle do sie-
bie, że może przyjmować gości. Wezmę aparat fotograficzny,
żeby zrobić dla dziadka zdjęcia prosiaczków. Czy mam przeka-
zać im od ciebie pozdrowienia?
Ależ...
Zrobię to na pewno zapewniła z uśmiechem. Zdziwiłabym
się, gdyby Doris z wdzięczności za pomoc przy porodzie nie
nazwała któregoś ze swoich synków twoim imieniem.
Mike zaniemówił. Nikt jeszcze w życiu nie wprawił go w po-
dobne oszołomienie jak ta dziewczyna.
Przez cały dzień chodził jak w transie. Pierwszy raz od niepa-
miętnych czasów miał mało roboty. Sprawdził karty pacjentów,
których Tessa rano przyjmowała, i stwierdził, że wszystko jest
w porządku. Doktor Westcott nie zapomniała o niczym, okazała
się osobą kompetentną i dokładną.
Zbity trochę z tropu wybrał się w towarzystwie Stropa do apte-
ki, aby zatwierdzić recepty wypisane przez Tessę.
Wspaniała jest ta nowa pani doktor rzekł na dzień dobry
Ralph. Nasza Wendy poszła dziś do przychodni, bo ma niere-
gularne okresy. Ogromnie ucieszyła się wiadomością, że przyj-
muje kobieta. Wróciła do domu zachwycona. Doktor Westcott
powiedziała jej, że powinna się cieszyć, mając w wieku czterna-
stu lat okres tylko raz na dwa miesiące. Nazwalają szczęściarą.
Zona mówiła Wendy to samo, ale ona oczywiście tego wcale nie
słuchała, a doktor Westcott dokonała cudu.
Aptekarz włożył ręce do kieszeni fartucha i westchnął.
Tego nam właśnie w Bellanor brakowało oznajmił. Ko-
biety lekarza. No i nareszcie mogłem dzisiaj odczytać recepty.
Tak mało potrzeba człowiekowi do szczęścia zakończył z
75
uśmiechem.
Mike wyszedł z apteki niepewnym krokiem. Ogarnęło go po-
czucie nierzeczywistości.
Od strony rzeki dobiegały dzwięki samochodowych klaksonów.
Spojrzał na zegarek. Było już popołudnie. Mecz musiał się
dawno rozpocząć.
Przystanął niezdecydowany. Nie ulegało wątpliwości, że i tym
razem, jak to zwykle bywa podczas meczów piłki nożnej, kilku
zawodników będzie kontuzjowanych, a wtedy jego telefon nie
przestanie dzwonić. A poza tym przez cały czas dzwięczały mu
w uszach słowa Tessy o tym, że została zaproszona na mecz...
Może masz ochotę wybrać się na mecz? zwrócił się do psa.
Co o tym myślisz?
Mecze piłki nożnej w Bellanor rozgrywały się zgodnie z zasa-
dami obowiązującymi w Australii. Cztery białe paliki wyzna-
czały granice owalnego boiska, które znajdowało się na brzegu
rzeki, a to powodowało, że mecz odwoływano, kiedy tylko rze-
ka wylewała. Każda drużyna miała do swej dyspozycji namiot.
W trzecim namiocie sprzedawano piwo i paszteciki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]